środa, 31 października 2018

Nina Majewska-Brown "Mąż na niby"


Nina Majewska-Brown „Mąż na niby”, Pascal 2018, ISBN 978-83-8103-334-3, stron 336

Opis wydawcy: Co zrobić, gdy świat się wali, bo najbliższa osoba cię okłamuje? Zosia prowadzi szczęśliwe życie, z kochającym Pawłem u boku i fantastyczną córką, którą oboje uwielbiają. Niespodziewanie dowiaduje  się, że mąż utrzymuje dwa mieszkania, dwie kobiety, dwa telefony i niebawem będzie miał również drugie dziecko. Z inną kobietą… Opowieść o tkwiącej w nas sile i determinacji, dzięki którym można podnieść się nawet wtedy, gdy tracisz grunt pod nogami.

Po tym, jak ostatnio dość intensywnie zakotwiczyłam w XVIII wieku (za sprawą „Silva rerum”), poczułam, że czas na płodozmian i przed kolejną powieścią historyczną muszę przeczytać coś na wskroś współczesnego. „Mąż na niby” akurat czekał na półce i uznałam, że nada się znakomicie. Współczesny jest, to fakt, ale czy jeszcze czymś mnie do siebie przekonał? Niestety obawiam się, że nie. 

Nina Majewska-Brown ma na swoim koncie już kilka powieści, ale nie miałam okazji poznać żadnej z nich. I coś mi się wydaje, że lektura tej najnowszej nie wzbudziła apetytu na resztę. Wynika to z jednego powodu – „ale to już było”, chciałoby się zanucić. Autorka postawiła na motyw dość częsty w literaturze obyczajowej; taki, który może w nieco innej konfiguracji, ale na pewno już gdzieś spotkałam, i to nie raz. Małżeństwo z dorastającą córką, dość dobrze sytuowane, w którym ona czuje się raczej szczęśliwa, ale o wszystkim dowiaduje się ostatnia, bo on nagle oznajmia, że odchodzi – wymienia żonę na młodszy model, z którym będzie miał dziecko. Ona go nadal kocha, początkowo nie może się pozbierać, choć gdy go widzi, staje się chodzącą furią, a potem stopniowo staje na nogi. Brzmi znajomo? Jak dla mnie nawet aż za bardzo. Nie znalazłam w fabule Majewskiej-Brown niczego świeżego.

Brak jakiegokolwiek powiewu oryginalności podkreśla dodatkowo fakt, że w moich oczach bohaterowie zostali mocno przejaskrawieni. Najpierw Paweł jest do rany przyłóż (a przynajmniej tak wynika z opowieści Zosi, jego samego widzimy już po poinformowaniu żony o odejściu), a potem zmienia się o 180 stopni i facet jest zwyczajnym chamem. Teściowa bohaterki początkowo wydaje się być taką typową mamusią syneczka, ale trzeba przyznać, że to jedyna postać, która mnie zaskoczyła na plus. Natomiast szczytem jest matka Zosi, nie wiem, może takie kobiety istnieją naprawdę, ale według mnie przekraczała ona wszystkie granice, mojego pojęcia też – nie wyobrażam sobie, żeby matka mogła traktować własne dziecko w taki sposób. Zastrzeżeń nie mam tylko do Poli, a scena z kopytkami jako jedyna wywołała moment uśmiechu w całej tej irytacji. 

Największym plusem „Męża na niby” jest to, że czyta się go szybko. Ale to chyba jego jedyna zaleta, w każdym razie to stanowczo za mało, by zaliczyć tę lekturę do udanych.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

http://pascal.pl/maz-na-niby,2,6860.html

4 komentarze:

  1. Ja również będę czytała tę książkę, więc tym bardziej martwi mnie to, że nie spełniła Twoich oczekiwań.

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie dla mnie, chyba, że już naprawdę nie miałabym co czytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam zamiar przeczytać "Wakacje" tej autorki, bo tam mam Hiszpanię w tle. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojoj jaka szkoda, że książka okazała się byle jaka, bo jedynym plusem, szybkie czytanie. To jest słabo. Bardzo słabo.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.