Remigiusz Mróz „W cieniu prawa”, Czwarta Strona 2016, ISBN
978-83-7976-451-8, stron 536
Erik Landecki dostaje pracę czyścibuta w austriackim dworku.
Na pewno nie jest to szczyt jego marzeń, ale z jego reputacją, do której
przyczyniło się pewne wydarzenie z przeszłości, raczej nie ma co liczyć na
więcej. Nie zdąży się jednak zadomowić lub choćby o tym pomyśleć, bo już
pierwszej nocy zostaje zamordowany syn pana na włościach Raisental, dziedzic
Julius. Podejrzenia błyskawicznie padają na Polaka, zwłaszcza gdy mężczyźni z
domowej służby twierdzą, że miał możliwość dokonania tej zbrodni, bo opuszczał
w nocy pokój, w którym go zakwaterowano. Niespodziewanie po jego stronie staje
dopiero co poznana jedna z podkuchennych oraz, co jeszcze dziwniejsze,
narzeczona brata zabitego chłopaka. Skala problemów szybko dociera do
Landeckiego – choć jest niewinny, grozi mu stryczek...
Przyznaję, że zazwyczaj, gdy na 100% wiem, że daną książkę
będę czytać, nie sprawdzam, jakie ma recenzje, żeby niczym się nie zasugerować.
Tym razem, może dlatego, że sama za lekturę zabrałam się późno, a opinii
pojawiło się już sporo, na niektóre zerknęłam. Ku mojemu zaskoczeniu nie były
one jakoś szczególnie entuzjastyczne. Mimowolnie więc nastawiłam się, by nie
oczekiwać fajerwerków, ale i tak do czytania zasiadłam z ciekawością i
zaintrygowaniem. Wygospodarowałam sobie więcej czasu, by nie musieć się odrywać
i lektura poszła mi jak z płatka.
Szczerze mówiąc, cały czas czekałam i zastanawiałam się, w
czym ta powieść jest tak słaba, jak niektórzy pisali. Bo ja jakoś zupełnie tego
nie dostrzegłam. I wcale nie piszę tego po to, żeby autorowi sprawić
przyjemność, tym bardziej że jest on chyba jednym z nielicznych literatów,
którzy z pokorą i godnością potrafią przyjąć krytykę. Ale nie będę też kłamać,
że mi się nie podobało, skoro podobało mi się bardzo. Całokształt jest typowo w
stylu Mroza: akcja toczy się szybko, dzieje się mnóstwo, do bohaterów można się
przywiązać i trzymać za nich kciuki. Przypadł mi do gustu również ten miks
gatunkowy, na jaki pozwolił sobie pisarz. Teoretycznie mamy tutaj do czynienia
z kryminałem w wersji retro, ale występują i elementy thrillera, i w dużej
części także powieści obyczajowej, jeśli spojrzeć na Erika i uczucie, jakie się
w nim rodzi, oraz na właścicieli i służbę dworku jako przedstawicieli różnych
grup społecznych, muszących jakoś ze sobą egzystować. Zarzucano autorowi, że
wyszło mu właściwie nie wiadomo co, ale kto powiedział, że jeden tytuł musi
przynależeć do jednego tylko gatunku?
Jedynym, co rzuciło mi się w oczy, a co można traktować w
kategoriach małego wyrzutu, jest pewna schematyczność, jaka pojawia się w
kreacji bohaterów. Nie da się ukryć, że niektórzy przypominali mi tych już
doskonale znanych: Sophie – Chyłkę, Erik – Forsta, a zasadniczy majordom
Gröger, no cóż, miejscami może, ale jednak Zordona (na szczęście z czasem
trochę się rozkręcił i nie był już taki drętwy). Dialogi tej trójki – które,
swoją drogą, były chyba odrobinę zbyt współczesne, jak na akcję rozgrywającą
się w 1909 r. – gdyby odrzeć je w historycznych okoliczności i detali, mogłyby
z powodzeniem znaleźć się w „Kasacji” czy „Ekspozycji”. Cóż, lubię postaci
Mroza (a przynajmniej większość z tych wiodących; Oryńskiego nie lubię, i pani
prokurator Wadryś-Hansen też nie lubię, ale wiem, powtarzam się), więc to trio
także dostarczyło mi rozrywki, ale obawiam się, że taka formuła może się
niedługo wyczerpać, więc dobrze by było, gdyby pisarz zaryzykował i postawił na
coś nowego, jeśli nie chce czytać uwag o wtórności.
Absolutnie nie żałuję czasu poświęconego na lekturę „W
cieniu prawa”. Dostałam wszystko to, czym do tej pory podbijał moje serce
Remigiusz Mróz. Fakt, że w „W cieniu prawa” nie było tak emocjonujące, jak
ostatnio „Trawers” czy „Rewizja”, ale wynika to być może z faktu, że tamte były
utworami tomowymi, więc miałam więcej czasu, by zżyć się z bohaterami, no i kończyły
się często tak, że nie dało się odłożyć ich spokojnie na półkę. Nie zmienia to
jednak sedna tego tekstu: perypetie Erika Landeckiego w pełni mnie
usatysfakcjonowały, bo zwyczajnie znakomicie się je czyta, mogę więc je z
czystym sumieniem polecić.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Ciągle mam w planach twórczość Mroza, ale jakoś mi z nią póki co nie pod drodze :)
OdpowiedzUsuńJak by Cię tu na tę drogę naprowadzić;)
UsuńStrasznie byłam ciekawa Twojej opinii, trochę się rozmijamy, ale cieszę się, że Ci się podobało. Sądzę, ze Mróz się fajnie rozwija i jestem ciekawa c będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńByłaś jedną z tych osób, których recenzję przejrzałam, więc wiedziałam, że trochę się nie zgrałyśmy z poglądami;)
UsuńJa właśnie skończyłam czytać i również nie uważam, że książka jest słaba :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie Twoją opinię.
UsuńA ja ciągle czekam na mój egzemplarz i doczekać się nie mogę:( Uwielbiam książki Mroza. Cieszę się, że ta pozycja Tobie przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby i Tobie się spodobała:)
UsuńBędę czytać lada moment. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, co o niej powiesz:)
UsuńDzisiaj zaczęłam czytać i jak na razie historia mnie zaciekawiła. A taki miks gatunkowy zupełnie mi nie przeszkadza. :)
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, skoro autor się w nim sprawdza, to czym tu się przejmować? :)
UsuńPodpowiem bibliotekarce, może zamówi.
OdpowiedzUsuńUżyj całej swojej mocy przekonywania:)
UsuńLubie twórczość Mroza, więc będę miała na uwadze powyższy tytuł.
OdpowiedzUsuńKoniecznie:)
UsuńJestem świeżo po lekturze i nie jest taka zła, jak wszyscy o niej mówią:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że się zgadzamy:)
Usuń