Irena Matuszkiewicz „Zjazd rodzinny”, Prószyński i S-ka
2015, ISBN 978-83-8069-144-5, stron 376
Ewa Parelska jest archiwistką. Pod wpływem rozmów z córkami
zaczyna rozmyślać nad zorganizowaniem zjazdu rodzinnego. A że rodzina jest
ogromna, byłoby kogo zapraszać i gościć. Historia ich wszystkich zaczęła się od
małżeństwa legionisty, Jana Korzeńskiego, z córką kupca z Włocławka, Leontyną.
Jan zakłada sklep kolonialny, który z czasem będzie się cieszył coraz większym
powodzeniem. Wcześnie osierocona przez matkę Leontyna lgnie do swojej
teściowej, Elwiry, zwłaszcza że pierwsze lata małżeństwa nie są takie, jak
sobie wymarzyła. Sytuacja zmieni się dopiero wraz z narodzinami pierwszej
córki...
Można powiedzieć, że młodzi państwo Korzeńscy zostali
wyswatani. Niezbyt długo znali się przed ślubem, co najprawdopodobniej zaważyło
na pierwszych wspólnych latach. Jan był zwolennikiem modelu patriarchalnego;
Leontyna marzyła kiedyś, że będzie się kształcić, a jej światem będzie nie
tylko dom i rodzina. Tak się jednak nie stało, co nie znaczy, że kobieta nie
doceniała tego, czym obdarzył ją los. Autorka swoich bohaterów umiejscowiła w
czasie, gdy raczej nie dyskutowało się o swoich uczuciach, nie rozkładało ich
na czynniki pierwsze, a w każdym razie na pewno ani Jan, ani Leontyna, nie byli
tego nauczeni. Ona w skrytości ducha próbowała poradzić sobie z rozczarowaniem
postawą męża i obrazem ich intymnego pożycia; on nawet nie przypuszczał, jak
bardzo żona chciałaby choć raz usłyszeć, że jest przez niego kochana. Dotarcie
przyjdzie z czasem; z upływem lat i narodzinami kolejnych dzieci łącząca ich
więź będzie się stawała coraz mocniejsza.
Historia rodu Korzeńskich rozpoczyna się w 1919 r. i w tej
części – jako że „Zjazd...” jest pierwszym tomem serii – towarzyszymy postaciom
przez całe dwudziestolecie międzywojenne. Osobiście nie odczułam jakoś
szczególnie, by pisarka podkreśliła niepowtarzalny charakter i klimat mojej
ulubionej epoki, ale na pewno nie zabrakło w fabule odniesień do ówczesnych
wydarzeń politycznych i wynikających z tychże - społecznych. Bohaterowie są
dosyć mocno „rozpolitykowani”; dyskutują nad rolą marszałka Józefa
Piłsudskiego, o obozach dla przeciwników władzy, o zamachu majowym, o reformach
gospodarczych. „Zjazd rodzinny” jest więc nie tylko sagą jednej familii, ale
także swoistą kroniką politycznych aspektów międzywojnia. Zakładam, że druga
część będzie dotyczyła już czasów okupacji.
Bardzo przyjemnie spędziłam czas na lekturze tej powieści
Ireny Matuszkiewicz, ale myślę, że jak się lubi sagi rodzinne, to nie ma w tym
nic dziwnego. Styl autorki w pełni mi odpowiada, w mniejszym lub większym
stopniu czuję sympatię jej bohaterów, więc z czystym sumieniem mogę polecić
Waszej uwadze „Zjazd rodzinny”.
Lubię sagi rodzinne, więc powyższy tytuł będę mieć na uwadze.
OdpowiedzUsuńPolecam. Ciekawe, kiedy druga część:)
UsuńSagi całkiem lubię, więc będę się rozglądać za tą pozycją. Szkoda tylko, że autorka nie podkreśliła klimatu. Obawiam się, że tu mogę ponarzekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No chyba że tę politykę uznamy za podkreślenie klimatu;) Ale raczej o co innego mi chodziło;)
UsuńZdecydowanie dam się skusić! :)
OdpowiedzUsuńZnam prozę autorki i bardzo sobie ją cenię. Na pewno tę książkę przeczytam.
OdpowiedzUsuńI znów mamy podobne zdanie:)
Usuń