Renata Czarnecka „Madonny z Bari. Matka i córka – księżna
Mediolanu i królowa Bona”, Książnica 2015, ISBN 978-83-245-8201-3, stron 352
Gdy księżna Mediolanu, Izabela Aragońska, rzucała
przekleństwo na Ludwika Moro i jego ród, sama chyba nie przypuszczała, jak
trudne czasy przed nią i jej dziećmi. Jej ojczyzna wkracza w nowy etap wojen
włoskich, a do jej schedy zaczyna sobie rościć prawa nowy król Francji, Ludwik
XII. Początkowo Izabela chce wierzyć, że to dla niej szansa, ale szybko okazuje
się, w jak wielkim była błędzie. Jej jedyny syn zostaje wywieziony do Francji,
a ona sama musi szukać schronienia w Neapolu. W trakcie podróży zatrzymuje się
w Watykanie. Tam Aragonka poznaje żonę swojego brata, Lukrecję Borgię, i jej
ojca, papieża Aleksandra VI. Przekonuje się, jak wiele tajemnic skrywa święte
miasto. Po licznych perypetiach osiada wreszcie w Bari. Przez cały ten czas
Izabela nie zapomina o swoich korzeniach i o tym, co jej się należy. Swoje
nadzieje lokuje w Bonie Marii, chcąc ją wynieść na szczyt. Ma być nim
małżeństwo z władcą kraju na dalekiej Północy – z królem Polski...
W „Księżnej Mediolanu” obserwowaliśmy, jak Izabela Aragońska
dojrzewa, jak staje się świadomą swojej pozycji i wartości kobietą. W
„Madonnach...” widzimy przede wszystkim niewiastę walczącą o dziedzictwo
należne jej i jej potomstwu. Ma wszystkie cechy władczyni; jawi się jako
wytrawny polityk czy nawet gracz, sprytnie manewrujący w gąszczu rodzinnych i
międzynarodowych zależności. Izabela w drugiej książce jej poświęconej jest
postacią fascynująco niejednoznaczną: z jednej strony dumna, czasem oschła i
surowa duchessa, z drugiej – troskliwa matka, nieszczędząca czułości, choć
nigdy nietracąca z oczu swego nadrzędnego celu.
Ale nie tylko na Izabeli trzeba skoncentrować uwagę. W
pewnym momencie fabuły to Bona Maria płynnie wysuwa się na plan pierwszy.
Dzięki autorce możemy przyjrzeć się temu, jak wyglądało jej dzieciństwo i temu,
jak z czasem stawała się coraz piękniejszą panną na wydaniu. Od wczesnych lat
widać, że charakteru jej nie brakuje, a szczególnie wyrazista jawi się w
porównaniu do swojej siostry Hipolity. To Bonie nie brakuje odwagi, to Bona
jest bardziej ciekawa świata i śmielsza wobec ludzi. Córka takiej matki musi
być pewna siebie i tego, co ma do zaoferowania. To jednocześnie młoda
dziewczyna doświadczająca pierwszych porywów serca. Od „Dam złotego wieku”
Kamila Janickiego mam nieco odmienne od powszechnie panującego w naszym kraju
zdanie na temat Bony, więc tym bardziej się cieszę, że w ujęciu Czarneckiej
Bona, tutaj jeszcze jako przyszła polska królowa, mówiąc kolokwialnie –
zwyczajnie da się lubić.
Czarnecka pisze z niespotykanym wdziękiem, który zapewnia
czytelnikowi przyjemność z lektury, a jednocześnie jest zdobny w szczegół
dziejowy. Nawet nie wiem, czy powinnam w ogóle o tym wspominać, gdyż autorka
jest profesjonalistką w każdym calu i jestem głęboko przekonana, że
merytorycznej materii historycznej nie może u niej zabraknąć, także z szacunku
dla jej odbiorcy. „Madonny z Bari” trzymają najwyższy poziom „Księżnej
Mediolanu” i utwierdzają mnie w przeświadczeniu, że Renata Czarnecka ma
wszelkie atuty ku temu, by stać się polskim dobrem narodowym, jeśli chodzi o
polską beletrystykę historyczną. Bo tak jak Wielka Brytania ma Philippę
Gregory, tak my mamy Renatę Czarnecką. I basta.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Grupie Wydawniczej
Publicat.
Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Polacy nie gęsi”.
Byłam ciekawa jak tobie przypadnie książka do gustu. Do mnie przedwczoraj przyjechała z Polski i za kilka dni wezmę się za lekturę.
OdpowiedzUsuńŻyczę więc samych przyjemnych wrażeń:)
UsuńTak, zgadzam się! Nareszcie pojawiają się jakieś rysy na tym nieprzychylnym i całkowicie nieprawdziwym portrecie królowej Bony! A sama książka, tak jak piszesz - po prostu zachwycająca w każdym, najdrobniejszym szczególe. :)
OdpowiedzUsuńDzięki autorce mam jeszcze większą ochotę na zgłębianie życiorysu Bony:)
UsuńNo proszę, po tak entuzjastycznej recenzji, trudno nie przeczytać tej książki.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że tak uważasz:)
UsuńJakoś do mnie nie przemawia. A szkoda, bo pięknie nas wszystkich do niej zapraszasz.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że sądzisz, że pięknie, ale trochę szkoda, że jednak Cię nie przekonałam.
UsuńChętnie pokuszę się na tą książkę :)
OdpowiedzUsuńI dobrze zrobisz;)
UsuńKoniecznie muszę kupić i przeczytać tę książkę - ta epoka jest mi bardzo bliska, tak samo jak postać królowej Bony. A jeśli polecasz... polegam na Twojej opinii :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Duża odpowiedzialność, skoro na mnie polegasz;) Ale jestem przekonana, że lektura Cię nie zawiedzie:)
UsuńJak tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, byłam pewna, że znajdę czym prędzej recenzję na Twoim blogu. Cieszę się, że Ci się podobała - a ja sama będę na nią polować.
OdpowiedzUsuńCieszą mnie Twoje słowa, bo w gruncie rzeczy to z publikacjami historycznymi chciałabym być najbardziej kojarzona;)
UsuńMoja koleżanka bardzo sobie chwali twórczości tej autorki, choć ja jestem jakoś sceptycznie nastawiona. Niemniej jednak może kiedyś z czystej ciekawości zaryzykuje.
OdpowiedzUsuńMyślę, że możesz zaryzykować. Wprawdzie realia są takie, jakich nie lubisz, ale myślę, że emocje jak najbardziej współczesne:)
UsuńO raju, aż tak? Postanowione, jeśli w końcu się przełamię i zacznę rozglądać za lit. historyczną, to postawię na naszą autorkę, a nie jak do tej pory planowałam, na Gregory.
OdpowiedzUsuńAż tak:) Wiesz, według mnie to powinnaś przeczytać i R. Czarnecką, i Gregory:) Ale na pierwszy raz "Księżna Mediolanu" i jej kontynuacja będą idealne:)
UsuńHmmm zaintrygowałaś mnie porównaniem Czarneckiej do P. Gregory. Angielską pisarkę bardzo lubię, ale jej polskiej odpowiedniczki nie znam.
OdpowiedzUsuńSama się sobie dziwię, bo nie znoszę takich porównań, tak jakby nasi autorzy byli gorsi i musieli równać do zagranicznych. Ale tym razem chciałam podkreślić kunszt i przygotowanie merytoryczne Renaty Czarneckiej, które są na najwyższym, światowym poziomie:)
Usuń