Karolina Wilczyńska „Życie jak malowane”, Czwarta Strona
2017, ISBN 978-83-7976-694-9, stron 320
Stacja Jagodno, wspólny projekt Tamary, Marzeny i innych
mieszkanek podkieleckich miejscowości, nabiera wreszcie konkretnych kształtów.
Tamara rozmyśla, jak pozyskiwać nowych klientów i jak rozreklamować dworek, w
którym ostatnie poprawki miały być na głowie Marzeny. Ta jednak musi zająć się
chorą matką i ojcem, którego załamuje nagłe niedomaganie żony. Poleca więc do
pracy Elizę, ale kobieta na pierwszym spotkaniu nie przypada Tamarze do gustu.
Sokołowska nie wiem, że za Elizą traumatyczne przeżycia, które odpychają ją od
męża i synka – Antoś z kolei jest przekonany, że starsza pani, mieszkanka
dworku, to dobra wróżka, która może pomóc mamie. Małgorzata, dzięki podpowiedzi
Kacpra, zastanawia się nad założeniem stowarzyszenia, a Jadwiga wreszcie
zaczyna patrzeć z wiarą w przyszłość. Jakie plany ma los wobec tych bliskich
sobie kobiet?
W wydarzeniach, jakie tym razem pisarka wykreowała, nie ma
może nic spektakularnego, ale kolejny już raz nie to jest chyba najważniejsze.
Bo nawet jeśli pisarka prezentuje czystą prozę życia, to liczy się, jak
to robi. Pisałam już o tym ostatnio i jak tak dalej pójdzie, to przy „Domu
pełnym słońca”, zapowiadanej szóstej części, nie będę już miała co pisać.
Wilczyńska nawet jeśli zsyła Tamarze i spółce kłody pod nogi, to zaraz daje im
nadzieję i odrobinę wiary, którą czasem przynosi zwykła rozmowa z babcią Różą,
która jest dobrym duchem tych powieści, jak nikt potrafi ukoić wszelkie smutki
i rozwiać troski. Myślę, że właśnie tego oczekują wszystkie wielbicielki
literatury obyczajowej: zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, popartego
doświadczeniem przekonania, że każda z nas zasługuje na szczęście i spokój, a
one kiedyś nadejdą, nawet jeśli czasem jesteśmy w stanie, w którym bliżej nam
do rozpaczy i skrajnego pesymizmu. A Karolina Wilczyńska potrafi to zapewnić.
Ona maluje charaktery swoich bohaterek ciepłą, czułą kreską, spogląda na nie
matczynym, troskliwym okiem, a dzięki temu ja sama, w trakcie lektury, mam
wrażenie, że jestem dobrze zaopiekowana (jakkolwiek specyficznie by to nie
brzmiało w odniesieniu do książki).
„Życie jak malowane” nie odbiega poziomem od pozostałych
książek z serii „Stacja Jagodno”, ale w sumie po tej autorce właśnie tego
należało się spodziewać. Na szczęście tę fabułę Karoliny Wilczyńskiej czyta się
świetnie i tym bardziej cieszę się, bo właśnie dzięki temu nie pojawiła się ani
razu myśl, że po co właściwie powstała ta część. Wierzę również, że „Dom pełen
słońca” także da radę i nie wystąpi uczucie znużenia czy przesytu. A na razie
zachęcam do ponownego spotkania z bohaterkami „Stacji Jagodno”.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Czwarta Strona.
Bardzo lubię tę serię. Jest w niej wiele wewnętrznego ciepła.
OdpowiedzUsuńO tak, to cecha charakterystyczna tego cyklu.
UsuńMam w planach, gdyż bardzo lubię całą serię Stacja Jagodno.
OdpowiedzUsuńTo od Ciebie dowiedziałam się, że powstanie ta część;)
UsuńJeszcze jej nie czytałam, na szczęście ta seria jest w mej bibliotece.
OdpowiedzUsuńCzym prędzej ją sobie wypożycz:)
UsuńJeszcze nie poznałam tej serii, ale mam na swojej liście do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńPrzerzuć ją wyżej na tej liście:)
UsuńNie przepadam za takim rozciąganiem serii. Jak dla mnie jest to już zamknięty cykl i z chęcią sięgnę po coś innego w wydaniu autorki. Jednak nie powiem, nieco mnie zainteresowałaś tym "zamieszaniem" :)
OdpowiedzUsuńWidzisz, dlatego mam obawy przed sięgnięciem po "Deniwelację" Mroza, dla mnie to też był zamknięty cykl.
Usuń