wtorek, 13 czerwca 2017

Anna Kamińska "Wanda"



Anna Kamińska „Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz”, Wyd. Literackie 2017, ISBN 978-83-08-06357-6, stron 480. Premiera 14.06.2017.

Obok literatury dotyczącej góry wysokich i sylwetek himalaistów nie umiem przejść obojętnie, taką mam słabość. To jeden z moich ulubionych gatunków i nigdy nie mam go dosyć, nawet jeśli emocje, jakie rodzą się we mnie pod wpływem takich lektur, nie są łatwe i szarpią psychikę. Zapowiedź niniejszej publikacji ucieszyła mnie wielce i zawędrowała od razu na szczyt listy „muszę przeczytać”. Wprawdzie o Wandzie Rutkiewicz już trochę wiedziałam, poznałam książkę jej samej – „Na jednej linie” – oraz pozycję, w której była jedną z bohaterek - „Okrutny szczyt” Jennifer Jordan - ale uznałam, że teraz moja wiedza ma szansę się wzbogacić. Drugim argumentem przemawiającym „za”, było nazwisko autorki. Anna Kamińska ma na swoim koncie absolutnie genialną i fantastyczną biografię „Simona. Opowieść o niezwykłym życiu Simony Kossak”, która wywarła na mnie kolosalne wrażenie. Ale o ile jeszcze jedna członkini wielkiego rodu Kossaków była mi wcześniej nieznana, o tyle teraz bardziej ciekawiło mnie, jak Kamińska podejdzie do osoby, o której coś już wcześniej czytałam.

„Wanda” na pewno nie jest biografią, jakich wiele, choć jednocześnie poprowadzona jest, jak typowa przedstawicielka gatunku, czyli w zasadzie chronologicznie. Przeczytałam sporo biografii, ale jednak nie wszystkie potrafiły zaangażować bez reszty. Anna Kamińska bez wątpienia ma ten dar, który pozwala jej prezentować życiorys wybranej postaci w sposób wręcz zniewalający; ja w każdym razie czułam się zaabsorbowana maksymalnie. Może duża też w tym zasługa, że autorka zajmuje się kobietami nietuzinkowymi; takimi, które poszły w życiu własną drogą, łamiąc stereotypy i dając sobą zawładnąć pasji. Jedna i druga bohaterka Kamińskiej kochała wolność, choć znajdowały ją gdzie indzie: Simona Kossak w przyrodzie ukochanej Puszczy Białowieskiej; Wanda Rutkiewicz – w chłodzie najwyższych szczytów. Obydwie miały w sobie odwagę, by pójść pod prąd i chyba także dlatego tak dobrze czyta się książki im poświęcone.

Przez te dwa dni z małym hakiem, które zajęła mi lektura „Wandy”, oddychałam atmosferą gór i wypraw mających na celu ich zdobycie. Może szczegółów dotyczących poszczególnych wyjść na kolejne szczyty nie ma zbyt wiele, ale dla mnie było ich w sam raz. Odnoszę wrażenie, że Kamińska chciała bardziej pokazać Wandę-człowieka niż Wandę-himalaistkę, choć w przypadku Rutkiewicz trudno oddzielić jedno od drugiego. Sporo miejsca zajmują wypowiedzi tych, którzy kiedyś byli bliscy pierwszej kobiecie na K2. Istotne jest to, że nie padają tutaj same laurki, co daje pełniejszy obraz Wandy Rutkiewicz, pozwalający dojść do wniosku, że zdecydowanie nie była ona kobietą jednowymiarową – jej portret jest dużo bardziej złożony. Przy czym wydaje mi się także, że nie było chyba osoby, której Rutkiewicz dała się poznać do końca. A może nie było też osoby w życiu Wandy – co jest dość smutne i mocno przejmujące – która chciałaby ją zgłębić do końca (takie wnioski nasunęły się szczególnie pod koniec, gdy śledziłam wydarzenia u schyłku kariery i życia himalaistki, gdy zdawała się izolować od ludzi, niejako z niektórymi żegnać...).

Zazwyczaj, gdy czytam o osobie, która zginęła i wiem, jak to się stało, czuję jakieś dziwne napięcie; cały czas mam nadzieję, że epilog będzie jednak inny. Tym razem też tak było, z tym że tutaj jest jeszcze jeden specyficzny element: Rutkiewicz była na Kaczendzondze, na której zaginęła, sama; nikt nie widział, czy i jak zginęła, jej ciała od maja 1992 r. nie odnaleziono, za zmarłą uznał ją sąd. Jej matka do końca życia uważała, że Wanda schroniła się przed światem w jednym z buddyjskich klasztorów. Hm, racjonalnie rzecz biorąc, uwzględniając to, gdzie i w jakich warunkach widziano Rutkiewicz po raz ostatni, trudno uwierzyć, że mogłaby przeżyć, ale na początku nowego wieku do Izby Pamięci Jerzego Kukuczki trafiła po trekkingu w Himalajach para, która twierdziła, że w klasztorze tybetańskim spotkali mniszkę przypominającą Wandę Rutkiewicz. Dreszcze mnie przeszły, nie powiem, że nie... Jakkolwiek okropnie to by nie zabrzmiało, chyba jednak lepiej, gdy znajduje się ciała alpinistów; nawet jeśli zostają w górach na zawsze, to chyba dobrze, gdy ktoś ich widział i miał możliwość pochowania, wtedy chyba łatwiej przeżyć żałobę...

Z całego serca polecam „Wandę”, nie tylko tym, którzy orientują się w problematyce wypraw wysokogórskich i ogólnie wspinaczki. Anna Kamińska swoją drugą książką (nie liczę tutaj „Odnalezionych”, jako publikacji innej gatunkowo) udowadnia, że zalicza się już do grona najwybitniejszych biografów współczesnego rynku wydawniczego.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.  

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/

18 komentarzy:

  1. Świetnie, że autorka potrafi przedstawić życiorys w taki rewelacyjny sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak to robi, ale efekty są znakomite:)

      Usuń
  2. Mimo tego że nie lubię takiej tematyki to raczej skuszę się na "Wandę". Nie wiem czemu, ale jakoś ta książka do mnie przemawia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To daj znać, jak wrażenia, jeśli przeczytasz:)

      Usuń
  3. czekam na tą książkę oj czekam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przepadam za biografiami ale ta akurat wydaje się fajnie być napisana. Może i się skuszę jak wpadnie w moje łapki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko wydaje się, ale właśnie tak jest napisana:)

      Usuń
  5. Nie wyobrażam sobie życia himalaistki. To dla mnie zbyt ekstremalne. Ale książkę chętnie przeczytam, bo widzę, że wywarła na Tobie ogromne wrażenie.
    PS. zgubiłaś ogonek w słowie sąd (za zmarłą uznał ją sad)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, cały czas mam w głowie myśli o Rutkiewicz.
      Dziękuję, tyle razy czytam recenzję przed publikacją, a i tak często coś umyka;)

      Usuń
  6. Nie znoszę biografii, chyba że jest to biografia Wandy Rutkiewicz. Skuszę się jak nic!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przepadam za biografiami. Tutaj myślę, że jednak warto się skusić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze nie czas u Ciebie na biografie;)

      Usuń
  8. No dobrze, zaczęłam czytać biografie. Może nie jest to mój ulubiony gatunek, ale już coś się ruszyło. Może i na ten tytuł przyjdzie pora:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawa, jestem z Ciebie dumna:) Czy mogę czuć się matką chrzestną tego sukcesu? ;)

      Usuń
  9. Na pewno przeczytam biografię Rutkiewicz, ale najpierw w planach mam książkę o Kukuczce :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.