piątek, 17 czerwca 2016

Maja i Jan Łozińscy "W kurortach przedwojennej Polski"


Maja i Jan Łozińscy „W kurortach przedwojennej Polski. Nart – Dancing - Brydż”, Wyd. Naukowe PWN 2012, ISBN 978-83-01-16904-6, stron 184

Niezmiennie twierdzę, że gdybym tylko miała możliwość przeniesienia się w czasie, bez żadnego wahania chciałabym zasmakować niepowtarzalnego klimatu polskiego dwudziestolecia międzywojennego. Kocham tę epokę (i nie zmieniają tego nawet lektury o jej ciemnych stronach, a było ich całkiem sporo). Jednymi z najlepszych, moim zdaniem, autorów, którzy znakomicie potrafią oddać piórem ten panujący wówczas nastrój, są Maja i Jan Łozińscy. Ich książki to klasa sama w sobie, zawsze starannie wydane, z dużą liczbą zdjęć. Nie inaczej jest z publikacją „W kurortach przedwojennej Polski”, która ma jedną, ale znaczącą wadę: jest zwyczajnie za krótka. Z żalem przewracałam ostatnie strony wiedząc, że ta literacka podróż tak szybko dobiegła końca.


„Podróże, krótsze i dalsze wycieczki, wyjazdy „do wód”, były modne już na przełomie XIX i XX wieku w zamożniejszych kręgach arystokracji i rozwijającego się mieszczaństwa. Jednak po 1918 roku, w demokratyzującej się Europie i Ameryce, zwyczaj organizowania sobie wypoczynku poza miejscem zamieszkania, w rejonach szczególnie malowniczych, nie skażonych przemysłem, objął znacznie szersze warstwy społeczeństw” (str. 5). Tak też było i w Polsce. Jako miejscowości wypoczynkowe, turystyczne, szczególne uznanie zyskały sobie Zakopane, Krynica, Truskawiec czy Kosów – „kurorty położone w Karpatach Wschodnich, na terenie dzisiejszej Ukrainy” (str. 91); dodatkowo „w pierwszych latach Drugiej Rzeczypospolitej rejonem turystycznej ekspansji stał się niewielki odcinek bałtyckiego wybrzeża, który przypadł Polsce po pierwszej wojnie światowej” (str. 129) – wzrastającą popularnością cieszyła się rozkwitająca Gdynia, ale także Hel i Jurata czy Jastrzębia Góra.

Do stolicy polskich Tatr, ale i nie tylko, można było dojechać specjalnymi pociągami narciarskimi – „podróżowano nocą, za dnia zaś robiono postoje w kurortach narciarskich” (str. 9). Obok wagonów sypialnych, do dyspozycji był wagon kąpielowy i kinowy, restauracyjny, zapewniano także miejsce na dancingi czy grę w brydża. Właśnie narty, tańce i brydż stanowiły najpopularniejsze rozrywki międzywojnia, oddawano się im bardzo chętnie. Narciarstwo stawało się coraz bardziej modne, a ja zawsze z zachwytem patrzę na zdjęcia ówczesnych narciarzy, którzy potrafili szusować po stokach w marynarkach lub choćby tylko pod krawatem. Pełen szyk i elegancja w każdej sytuacji. O Krynicy swego czasu było bardzo głośno, gdyż w tym beskidzkim kurorcie hotel zaczął budować Jan Kiepura, śpiewak operowy. Okrzyknięto to miejsce jednym z najbardziej luksusowych i najnowocześniejszych w Europie, zapewniającym gościom wszystko, co potrzeba. „Patria” przyciągała wiele znanych osobistości, gwiazdy międzywojennego kina, a najbardziej utytułowanymi pensjonariuszami byli księżna holenderska z mężem. Z kolei „wakacje nad morzem kosztowały mniej niż pobyt w górskich uzdrowiskach” (str. 152) - drożej było tylko w Juracie, która ściągnęła malarza Wojciecha Kossaka z rodziną, ministra spraw zagranicznych Józefa Becka czy samego prezydenta Ignacego Mościckiego.

Jak to zazwyczaj u Łozińskich bywa, pełno tutaj fragmentów wspomnień czy barwnych anegdot. Wyśmienity zbiór fotografii sprawia, że „W kurortach...” jest bardziej albumem, niż książką, w której wiodącą rolę odgrywa tekst, a to powoduje, że jest lekturą na góra trzy godziny – choć oczywiście więcej czasu poświęci jej ten, kto będzie się nią delektował i tak jak ja, będzie się starał wyciągnąć z niej maksimum, zagłębi się w szczegółach, będzie wertował strony raz po raz. Choć mimo tego odczuwam pewien niedosyt, że ta książeczka taka cienka, to jednak i tak jestem pod jej ogromnym wrażeniem i zapraszam wszystkich do podróży po kurortach międzywojennej Rzeczypospolitej – na pewno będzie ona jedyna w swoim rodzaju.    

8 komentarzy:

  1. Dla tych barwnych anegdot, mogłaby przeczytać. To na pewno nie lada gratka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, jedna z najmocniejszych stron książki.

      Usuń
  2. Ach, gdyby te ksiażki nie były takie drogie... Mam Łozińskich książkę o Arystokracji, ale dwa lata czytam i jakoś mnie nie porwało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, temat cen to może lepiej przemilczmy... Też mam tę o arystokracji, ale wstyd się przyznać, że nawet nie zaczęłam.

      Usuń
  3. Mnie też fascynuje XX-lecie ze względu na tę barwą różnorodność, a piosenka "Lata 20-te, lata 30-te..." ciągle tkwi w mej pamięci. A wyjazd do wód często był tylko pretekstem podreperowania zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że bardziej liczyło się bywanie w towarzystwie;)

      Usuń
  4. Ja z wiadomych względów jednak zrezygnuje z poznania powyższej pozycji :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.