środa, 1 czerwca 2016

Anna Kamińska "Odnalezieni"



Anna Kamińska „Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych”, wyd. 2, Wyd. Literackie 2016, ISBN 978-83-08-06160-2, stron 324

Anna Kamińska stała się jednym z moich największych odkryć ubiegłego roku. Sukces jej „Simony”, biografii Simony Kossak, która błyskawicznie zniknęła z półek w księgarniach, nie zdziwił mnie wcale, bo to publikacja idealna pod każdym względem. Bo nie chodzi tylko o to, że prezentuje postać, o której wcześniej nie było głośno, a ja nie miałam o niej pojęcia, ale i o sposób, w jaki Kamińska skomponowała swoją publikację oraz styl, jakim się posługuje. Byłam na tyle zachwycona, że od razu nabrałam pewności, iż każdą następną książkę autorki będę chciała – i musiała – przeczytać. Zapowiedź „Odnalezionych” natychmiast przykuła moją uwagę, także tym, że okładka utrzymana jest w podobnym stylu, co okładka „Simony”. Z entuzjazmem przystąpiłam do lektury. 

„Odnalezieni. Prawdziwe historie adoptowanych” to czternaście opowieści osób, które dowiedziały się, że zostały adoptowane lub w dorosłym życiu odkryły, że mają biologiczne rodzeństwo. Od razu powiem, że dla mnie nie była to książka łatwa. Z dwóch powodów. Po pierwsze, życie osób przysposobionych, zanim dowiedziały się o tym fakcie, nie było raczej łatwe. Część z nich nie była akceptowana przez poszczególnych członków rodziny, do której trafili. Jeszcze pół biedy, gdy byli to dalsi krewni; gorzej, gdy adopcji chciało tylko jedno z rodziców i to drugie nie potrafiło się do dziecka przekonać. A ono doskonale to wyczuwało. Brak nie tylko akceptacji, ale i zwykłej czułości czy bliskości, odciskał się mocnym piętnem. Z drugiej strony, gdy już dowiedzieli się o fakcie adopcji lub, jeśli wiedzieli o niej od samego początku, podjęli decyzję o poszukiwaniu biologicznych rodziców i rodzeństwa, nie zawsze odnaleziona rodzina okazywała się taka, jak się spodziewali; nawiązane relacje nie do końca były tym, czego sobie życzyli.

Jednak tym, co najbardziej rzucało mi się w oczy, było odczuwane przez większość bohaterów „Odnalezionych” wrażenie niepełności, że tak to nazwę – stale towarzyszył im jakiś brak, nawet jeśli nie potrafili sprecyzować, o co w nim tak naprawdę chodzi. Dla mnie jest to w jakiś sposób niesamowite, może nawet trochę metafizyczne (bo jak to inaczej nazwać) – ta odczuwana pustka i dziwna, niewytłumaczalna tęsknota, świadomość, że kogoś / czegoś nie ma. Próbuję sobie to przełożyć na moją sytuację osobistą. Jestem siostrą i mam siostrę obok, więc jej obecność w moim życiu jest czymś naturalnym, stałym. Staram się wyobrazić sobie, co czułabym, gdyby ona była gdzieś daleko, a ja nie wiedziałabym nawet o jej istnieniu – czy też byłabym niepełna? Jakoś nie potrafię tego ogarnąć, o tym umieją opowiedzieć chyba tylko ci, których takie doświadczenie spotkało. Jednocześnie bardzo przejmujący jest obraz tego spełnienia, które rozmówcy Kamińskiej poczuli z chwilą odnalezienia biologicznego rodzeństwa, wrażenie odzyskanego porządku, ładu i harmonii życia. To pokazuje, jak ważne w naszym istnieniu są korzenie; ta pewność, skąd przyszliśmy; poczucie uczestnictwa w rodzinnej wspólnocie. Bohaterowie „Odnalezionych” nie poszukiwali tylko krewnych – oni poszukiwali siebie. Na każdego w określony sposób to wpłynęło, dlatego większość z nich „nie żałuje konfrontacji z przeszłością, bo jak tłumaczy jeden z rozmówców:  wiem, kim jestem, wiem, jak żyć” (str. 8).

Nasunęła mi się jeszcze taka refleksja, że adopcja jest zjawiskiem trudnym z uwagi na traumę i ewentualność odrzucenia. Adoptowane dzieci prędzej czy później zaczną się zastanawiać, dlaczego biologiczni rodzice ich nie chcieli. Jednocześnie nawet dla osób, które zdecydowały się stworzyć obcemu dziecku dom, jest ona często tematem tabu – nie rozmawiają o niej, wypierają ją z myśli, ponieważ się boją: „pretensji, rozczarowania, a nawet odrzucenia i buntu” (str. 310).
Skoncentrowałam się w swoim tekście raczej na tych niełatwych aspektach adopcji, ale koniecznie trzeba wspomnieć, że z niektórych historii zamieszczonych w „Odnalezionych” bije niewiarygodna dawka optymizmu i nadziei. Taką jest dla mnie przede wszystkim opowieść Kuby i jego siostry Hanki. To oni zwłaszcza uświadamiają, że warto szukać, że warto walczyć, gdy jest nam źle, bo to, co odnajdziemy, może nam wiele wynagrodzić. A co do „Odnalezionych” jako książki, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że Anna Kamińska sprawdza się zarówno jako autorka biografii, jak i reportażystka.   

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu. 

http://www.wydawnictwoliterackie.pl/


10 komentarzy:

  1. Autorka dotknęła trudnego tematu. Te historie na pewno wywołują wiele emocji i refleksji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę odczaruje w ten sposób ten temat tabu.

      Usuń
  2. Tematyka ogromnie mnie ciekawi. Muszę koniecznie poznać tę książkę. Swoją drogą, nie wyobrażam sobie, co muszą czuć osoby, które po kilkunastu latach dowiadują się, że są adoptowani. Koszmar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Wszystko, co się dotychczas zbudowało i myślało, nagle nabiera nowego oblicza. To musi być niewiarygodnie trudne.

      Usuń
  3. Temat trudny i delikatny. Ale skoro dobrze przedstawiony to warto zmierzyć się z lekturą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo interesujący temat książki,prawdziwe sytuacje.Znam to przezycie ponieważ sama doswiadczyłam,spotkałam brata po 55 latach znanego tylko z opowiadań oraz zdjęć.Godne opisania,gdybym umiała powstała by piękna książka.KM

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie niełatwa książka, będę musiała mieć odpowiedni nastrój na nią. Póki, co mam ochotę na coś lżejszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem w pełni, lato przyszło, czas na wakacyjne lektury;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.