Lucy Foley „Utracona i odzyskana”, Czarna Owca 2015, ISBN
978-83-7554-820-4, stron 440
Niedługo po tragicznej śmierci swojej matki, Kate dowiaduje
się, że z kobietą, którą uważała za swoją babkę, nie łączy jej więzy krwi.
Dostaje rysunek, na którym widnieje Alice, jej babka biologiczna, i postanawia
poznać historię przodkini. Trafia na Korsykę, do domu malarza Thomasa
Stafforda, który opowiada kobiecie historię największej miłości jego życia.
Okoliczności sprawiły, że młody student prawa i odważna dziewczyna z zamożnej
rodziny nie mogli być razem. Opowieść starszego pana doprowadzi Kate do Paryża
i Nowego Jorku...
„Utracona i odzyskana” to powieść o kilku uzupełniających
się wymiarach. Pierwszym z nich jest żałoba, przez którą przechodzi Kate.
Kobiecie nie jest łatwo pozbierać się po stracie matki, tak nagłej stracie.
Jednocześnie Kate zastanawia się, czy ma jakikolwiek talent, który mógłby być i
jej pasją, i sposobem na życie. Matka była słynną tancerką i córka nie sądzi,
żeby mogła jej w ogóle czymkolwiek dorównać. Pytanie tylko, czy warto mierzyć
się z ideałem, czy nie lepiej jednak próbować żyć po swojemu. Z postacią Kate
związany jest także wątek miłosny i przedstawiony przez autorkę proces
dojrzewania do nowego związku, bo początkowo ani Kate, ani tym bardziej Oliver,
nie wydają się być otwarci na nowe uczucie.
Nie ma co ukrywać, że najbardziej interesował mnie motyw
miłości Alice i Thomasa; i jak to często w takich fabułach bywa, z
niecierpliwością czekałam na rozdziały z akcją osadzoną w przeszłości. Bardzo
mocno przeżywałam te fragmenty, angażując się w losy zakochanej dwójki. Jedyne,
co mi trochę przeszkadzało, to fakt, że opis, moim zdaniem, zdradza zbyt dużo.
Wiemy, że Kate trafi do Nowego Jorku i odnajdzie Alice, tak jak wcześniej
dotarła do Thomasa. Wolałabym chyba, żeby ta zajawka z treści nie zdradzała nic
na ich temat; wówczas odkrywanie kolejnych elementów z życia bohaterów byłoby o
wiele bardziej emocjonujące. Ostatecznie jednak nie przeszkadzało mi to cieszyć
się lekturą i ocenić ją pozytywnie.
Lucy Foley w swojej pierwszej książce postawiła raczej na
rozbudowaną psychologię postaci, niż na tempo wydarzeń, więc raczej zawiedzie
się ten, kto liczy na fajerwerki i akcję pędzącą w oszałamiający sposób. „Pod
wieloma względami moje życie przypomina katalog rzeczy utraconych i
odzyskanych. Może każde życie tak wygląda” (str. 431). Właśnie o tym jest ta
opowieść: o wzlotach i upadkach bliskich pewnie każdemu człowiekowi.
Nie znam tej książki, ale muszę przyznać, że swoją recenzją zaintrygowałaś mnie skutecznie. Już zapisuje sobie ten tytuł na moją listę chciejek :)
OdpowiedzUsuńO, jakie fajne określenie - chciejki:)
UsuńPodobno nie powinno się oceniać książki po okładce i zwykle tego nie robię, ale to mnie urzekła. Fabuła też kusi. Dopisuję do listy.
OdpowiedzUsuńŁatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, sama często sugeruję się okładką;)
UsuńJa też lubię, gdy płaszczyzny czasowe się ze sobą przeplatają. Muszę przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńPrawda, że taki sposób narracji ma coś w sobie? :)
UsuńPoznawanie historii przodków zawsze mnie wciąga. A 2 płaszczyzny czasowe... dla mnie ta z przeszłości pozwala ujrzeć dawny swiat takim, jakim był on naprawdę ( ile autor dobrze go przedstawi).
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem w tym przypadku autorka naprawdę się postarała:)
UsuńOlać fajerwerki. Też lubię, gdy przeszłość miesza się z teraźniejszością. :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, olać;)
UsuńKsiążka trafia na listę do przeczytania, skutecznie mnie zainteresowałaś!
OdpowiedzUsuńMiło mi:)
Usuń