wtorek, 2 maja 2017

Karolina Wilczyńska "Wędrowne ptaki"



Karolina Wilczyńska „Wędrowne ptaki. Rok na Kwiatowej”, Czwarta Strona 2017, ISBN 978-83-7976-656-7, stron 316

Malwina ma trzydzieści dwa lata i przeprowadza się do nowego mieszkania. Czuje, że to najwyższy czas, by zacząć samodzielne życie, bez ochronnego parasola roztaczanego przez rodziców, szczególnie przez ojca, dla którego jedyna córka jest oczkiem w głowie. Optymistyczne plany i wiara w przyszłość niespodziewanie walą się w gruzy, gdy ojciec umiera na zawał. Malwina musi być silna za siebie i za swoją matkę, która całkowicie się rozsypuje. W bloku przy Kwiatowej Malwina spotyka trzy kobiety: pewną siebie Lilianę, zahukaną Różę i rzucającą się w oczy Wiolettę. Czy nowe przyjaciółki pomogą Malwinie stanąć na nogi? Czy kobieta dojrzeje wreszcie do prawdziwej samodzielności i odpowiedzialności za swoje życie?

„Wędrowne ptaki” rozpoczynają nową serię pióra niezrównanej Karoliny Wilczyńskiej. Wygląda na to, że każdy tom „Roku na Kwiatowej” będzie miał jedną wiodącą bohaterkę, ale wydarzenia będziemy śledzić z punktu widzenia wszystkich czterech kobiet. Wynika to także z rodzaju zastosowanej narracji. Po pierwsze, pisarka sięgnęła po zabieg dość szczególny – Malwina i jej koleżanki snują swoją opowieść, zwracając się do mnie, do Ciebie, po prostu do czytelniczki. Tak zbudowana fabuła przynosi mi na myśl skojarzenie, jak gdybym siedziała z Malwiną, Lilianą, Różą i Wiolettą przy kawie, słuchając tego, co mają mi do opowiedzenia. Nie przeczę, ten rodzaj narracji przypadł mi do gustu i nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń. Niestety jest jednak jedno małe „ale”: trochę irytowało mnie to, że każda postać mówi o tych samych wydarzeniach, szczególnie tych kluczowych (a takim na pewno był sam moment ich poznania, a potem zgon ojca Malwiny i jej późniejsze zachowanie). Ja wiem, że dzięki temu mieliśmy poznać podejście każdej z nich, a tym samym – ich charaktery i osobowości, ale jednak dla mnie te powtórzenia były zbędne i odrobinę mi przeszkadzały.

Ten jeden mankament nie wpływa jednak na moją ocenę całości. „Wędrowne ptaki” to naprawdę wspaniała powieść i kolejna świetna pozycja w dorobku Wilczyńskiej. Próbuję zgłębić, jak ona to robi, że potrafi tak absorbować uwagę swojego odbiorcy. Nie jest to przecież pierwsza jej książka, w której bohaterkami jest kilka kobiet i ich zwyczajne, codzienne życie, z jego blaskami i cieniami, a jednak znów nie mogłam się od niej oderwać. To, że z prozy obyczajowej najbardziej lubię tę zbliżoną maksymalnie do rzeczywistości, też nie tłumaczy stopnia, w jakim jest mi po drodze z historiami snutymi przez autorkę. Ktoś mógłby też powiedzieć, że wybrała jeden schemat i się go trzyma, ale nie będzie to do końca prawda – nie ma przecież przykładowo dwójki ludzi, którzy wiedliby kropka w kropkę takie samo życie. A tym samym co bohater i co książka, to jednak inne okoliczności. Nie potrafię wyjaśnić fenomenu Wilczyńskiej, on po prostu jest i można tylko go podziwiać, ciesząc się kolejnymi jego przykładami.

Powieściowe wędrowne ptaki to cztery bardzo różne psychologicznie kobiety. Naturalnym jest, że początkowo wydaje się, iż to Malwina będzie ulubioną postacią, w końcu to od niej zaczyna się ta opowieść. Z czasem jednak dochodzi do głosu jej egoizm i roszczeniowa postawa, a to drażni. Także Liliana, z jej przekonaniem, że jest taka idealna, kulturalna, dobrze wychowana i wszystko wie najlepiej, nie do końca mnie do siebie przekonała. Róża była mi chyba najbliższa, z uwagi na paraliżującą nieśmiałość, i to jej kibicowałam najmocniej. Chciałam jakoś zmobilizować ją do walki o siebie i o postawienie granic, których innym nie wolno byłoby przekraczać. Wioletta denerwowała mnie swoim stosunkiem do męża – oczywiście, że jestem w stanie zrozumieć, co czuła, że była zmęczona, ale jednak przesadzała, nie licząc się z jego emocjami. Skoncentrowałam się tutaj bardziej na wadach, ale przecież nie tylko z nich składały się mieszkanki Kwiatowej. To kolejny argument za tym, jak bliska rzeczywistości jest ta książka, bo zawsze może się znaleźć mniejsze lub większe grono osób, które zwiążą się przyjaźnią, które będą dawać coś sobie nawzajem i cieszyć się czerpaniem z takiej relacji.  

Karolina Wilczyńska nie zawiodła i w nowej odsłonie prezentuje najwyższą formę. Co ja Wam będę więcej pisać, jeśli odnajdujecie się w takim rodzaju prozy, nie zwlekajcie ani chwili. Ja odliczam już dni do premiery „Zamarzniętych serc”, kiedykolwiek ona będzie...

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

http://czwartastrona.pl/

15 komentarzy:

  1. Tez na początku nie mogłam przyzwyczaić się do tej specyficznej narracji, ale potem jakoś zaczęło mi się to podobać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie te powtórzenia, naprawdę nie miałabym uwag;)

      Usuń
  2. "Właśnie dziś, właśnie teraz" bardzo mi się podobała, więc na pewno zechcę poznać inne powieści tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta jest w stylu podobna, więc myślę, że się nie zawiedziesz:)

      Usuń
  3. Świetnie, że nie zawiodła. Cenię sobie prozę Karoliny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam ostatnio"Właśnie dziś" i byłam zachwycona! Tą też chciałąbym przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  5. No i znowu to napiszę, ale ja się obawiam właśnie tej narracji. Nie znoszę kombinowania. Już fakt, że muszę znosić w pierwszej osobie dobija, a tutaj jeszcze coś takiego... ehh. Czy trzeba tak modzić?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem tej narracji. Całej książki też, na tyle, że być może się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Obawiam się tej narracji. Mimo, że lubię mieć wgląd na poszczególne zdarzenia z różnych perspektyw nie wiem czy bym się odnalazła w tym wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnalazłabyś się na pewno, pytanie tylko, czy by Ci się taka forma spodobała:)

      Usuń
  8. Skoro polecasz, to ja chętnie tę książkę przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.