czwartek, 3 sierpnia 2017

W skrócie 1/08/2017



Rebecca Griffiths “Granice zła”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-062-5, stron 400

Opis wydawcy:
Sarah D’Villez jako nastolatka została uprowadzona, lecz udało się jej uciec od porywacza, który więził ją przez jedenaście dni. Wokół zdarzenia zrobiło się głośno, twarz Sarah pojawiała się w telewizji i na pierwszych stronach gazet. Dziś, po siedemnastu latach, nadchodzi wiadomość o zwolnieniu z więzienia sprawcy porwania. W obawie, by znów nie znaleźć się w centrum zainteresowania mediów, Sarah, nie informując o tym nikogo, postanawia wyjechać z Londynu i zaszyć się w małej wiosce w odległym zakątku Walii, zmieniając nazwisko i wygląd. Stara się odzyskać poczucie bezpieczeństwa w swojej idyllicznej kryjówce, nawiązując znajomości z sympatycznymi Walijczykami, wkrótce jednak zdaje sobie sprawę, że ktoś ją obserwuje, ktoś, kto najwyraźniej wie o niej bardzo dużo.

Tę książkę wybrałam do czytania z listy ebooków trochę przez przypadek, palec mi się omsknął i załadowała się właśnie ta. Uznałam więc, że najwyraźniej „Granice zła” chcą być przeczytane właśnie teraz. Ok, przeczytałam prolog i pierwszy rozdział, po których doszłam do wniosku, że może być całkiem nieźle. Fabuła zapowiadała się na mroczną, na taką, która zapewni mi solidną dawkę napięcia.

Muszę przyznać, że uczucia mam trochę mieszane. Pomysł na całą intrygę nie jest może szczególnie świeży, w końcu to nie pierwszy utwór, w którym bohater ma wrażenie, że ktoś go obserwuje, ale już samo rozstrzygnięcie okazało się bardzo przewrotne; autorce udało się w każdym razie mnie zwieść, bo nie domyśliłam się, o co tak naprawdę chodzi i kto jest tym „złym”. Na swoje usprawiedliwienie mam chyba to, że pisarka skutecznie uśpiła moją czujność, ale nie w tym pozytywnym znaczeniu tego określenia. Sama treść jest, przynajmniej w mojej opinii, zwyczajnie nudna. Griffiths rozwlekła nadmiernie wydarzenia i przestałam koncentrować się na wyłapywaniu istotnych faktów. A patrząc z perspektywy czasu, widzę przecież, że podsuwała pewne tropy, ale nie zwracałam na to uwagi. „Granice zła” mogłyby być świetnym thrillerem, a tak okazały się powieścią z niewykorzystanym potencjałem. Tak jak wspomniałam, na plus poczytuję jedynie przewrotność całej historii. 

Lucjan i Maciej “Make Life Harder. Przewodnik po polityce i nie tylko, ale też”, Prószyński i S-ka 2016, ISBN 978-83-8097-008-3, stron 240

Opis wydawcy:
W swojej kolejnej książce Make Life Harder zapraszają na emocjonujący rejs po meandrach polskiej polityki. Dowiesz się między innymi, jaka jest różnica między Barackiem Obamą a Jarosławem Kaczyńskim, ile flipchartów znajduje się w siedzibie Platformy Obywatelskiej i dlaczego KORWIN nigdy nie wejdzie do sejmu.
Będzie to dla ciebie przygoda intelektualna na miarę wywiadu rzeki z Leszkiem Kołakowskim albo przynajmniej koncertu Stachursky’ego w Mielnie. A nawet jeśli się z niej niczego nie dowiesz, to przynajmniej od czasu do czasu radośnie zarechoczesz pod wąsem.
Make Life Harder, czyli Maciej i Lucjan – samozwańczy eksperci zajmujący się wszystkimi zagadnieniami: lifestyle’u, mody i urody oraz mniej istotnymi problemami społeczno-egzystencjalnymi, takimi jak religia, polityka, przemijanie i śmierć.
Maciej – ludzki odpowiednik mopsa. Tylko by spał. Jak już się wyśpi, lubi sobie posiedzieć. Kiedyś chciał coś zrobić ze swoim życiem, ale szybko zapomniał co.
 Lucjan – dekadent, fatalista, miłośnik pringelsów. Dni upływają mu na rozmyślaniu o życiu i dojeniu filmów z torrentów.

Na profil Make Life Harder natknęłam się kiedyś na Facebooku. Było to w trakcie Mistrzostw Europy 2016 w piłce nożnej, a Lucjan i Maciej pisali listy do Pana Boga przed meczami polskiej reprezentacji. Rozbawiły mnie one, nie powiem, dlatego też pomyślałam, że w wersji książkowej twórcy okażą się równie fajni. No cóż, wychodzi na to, że się niestety pomyliłam.

Niby nie interesuję się tym bagnem, jakim jest polska scena polityczna, ale jednocześnie nie mogę zaprzeczyć, że orientuję się w temacie (co przychodzi mi raczej mimochodem), więc w sumie większość rzeczy, osób i wydarzeń, o których piszą autorzy, nie była mi obca. Zaczęłam czytać, szału nie było, ale siłą rozpędu brnęłam dalej. Brnęłam jest tutaj najwłaściwszym słowem. Nie wiem, może nie mam zupełnie poczucia humoru, ale kompletnie nie trafiła do mnie ta książka. Z jednej strony miejscami nie sposób odmówić autorom celnych obserwacji, ale z drugiej cały czas miałam wrażenie, że ich żarty są wymęczone i sztuczne, nie było w nich nic lekkiego i naturalnego – przepraszam, ale wtrącanie co jakiś czas wulgaryzmu lub natrętne odwoływanie się do czynności fizjologicznych nie załatwi sprawy. Zapewnianie, że czytelnik będzie się świetnie bawił, w moim przypadku okazały się przedwczesne, na wyrost. Nie zrozumcie mnie źle, wiedziałam, w jakiej konwencji napisana jest ta publikacja, oczekiwałam więc po niej jedynie wakacyjnej rozrywki, ale tak właściwie dostałam zapis gadaniny o wszystkim i o niczym. Bardziej o tym drugim.

Za możliwość przeczytania książek bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

http://www.proszynski.pl/


Daisy Goodwin „Wiktoria”, Marginesy 2017, ISBN 978-83-65282-13-2, stron 432

Opis wydawcy:
W 1837 roku osiemnastoletnia Aleksandryna Wiktoria obejmuje panowanie. W ciągu zaledwie kilku dni zostaje przedstawiona parlamentowi i przeniesiona do pałacu Buckingham. Trafia w wir dworskich intryg, polityki, zdrad, miłostek i płomiennych romansów. Czy młoda królowa sprosta pokładanym w niej oczekiwaniom? Czy stanie się marionetką w rękach doradców, czy też zdoła zachować niezależność? I czy uda jej się mądrze rządzić targaną konfliktami Wielką Brytanią? Matka Wiktorii oraz sir John Conroy pragną, by królowa poślubiła kuzyna, księcia Alberta. Ona jednak nie zamierza się z nikim wiązać. Wyjątek mogłaby uczynić jedynie dla lorda Melbourne, imponująco mądrego premiera rządu. Tylko on wierzy, że Wiktoria stanie się kiedyś wybitną monarchinią, a poza tym potrafi ją rozśmieszyć. Ku rozpaczy dziewczyny spotkanie z księciem zostaje jednak zaaranżowane. Czy Albert okaże się takim samym nudziarzem, jakim był w dzieciństwie? A może nawet królowej potężnego imperium zdarza się pomylić w sprawach serca?

Nie pamiętam, ile dokładnie miałam lat, trzynaście, może czternaście, w każdym razie wczesną nastolatką byłam, gdy przeczytałam powieść „Ja, Wiktoria” Cynthii Harrod-Eagles. Zostało mi w głowie to kolosalne wrażenie, jakie na mnie zrobiła. To chyba wtedy zrodziło się przekonanie, że królowa brytyjska, od której istnienia nazwano całą epokę, a którą ochrzczono babką Europy, musiała być niezwykłą, wyjątkową kobietą. Z tego też powodu zdecydowałam się na tę lekturę, chciałam się przekonać, jak na Wiktorię spojrzy kolejna pisarka, tym razem autorka scenariusza serialu poświęconego dziewczynie stawiającej pierwsze kroki jako monarchini.

Nie wiem, jak wypadł serial, ale książka jest świetna. Niebywale przyjemnie się ją czyta. Pewnie, że nie jest to poziom Philippy Gregory, bo nie znajdziemy tutaj tak bogatego tła historycznego i tylu szczegółów; nie jest to też tak wnikliwy, wszechstronny portret psychologiczny, do jakiego przyzwyczaiła twórczyni m. in. cyklu tudorowskiego, ale „Wiktoria” naprawdę potrafi się obronić. Goodwin stworzyła obraz młodej dziewczyny, która dojrzewa nie tylko do bycia królową, ale w której rodzi się także kobieta.

Bardzo mi się ta książka podobała. Swoje nadenerwowałam się na mamusię Wiktorii i bezczelnego typa, jakim był Conroy. Autorka w moich oczach wypadła znakomicie, więc na pewno przeczytam inne jej książki, które podobno mają się na polskim rynku ukazać.

Wyzwanie: „Grunt to okładka”.

14 komentarzy:

  1. Granice zła chyba najbardziej mnie zainteresowała. Chociaż boję się rozczarowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj, może to tylko u mnie coś poszło nie tak;)

      Usuń
  2. Co do granic zła, fabuła wydaje mi się strasznie naiwna...Rozumiem, że dziewczyna była więziona dwa tygodnie za młodu pewnie w okropnych warunkach, ale to straszna paranoja, żeby po kilkunastu latach wyjechać i zmieniać tożsamość, wiedząc, że nawet nie sam porywacz może ją odnaleźć, a media.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałabyś sama przeczytać, żeby ocenić, czy faktycznie jest taka naiwna.

      Usuń
  3. Mnie z kolei "Make Life Harder" bardzo rozbawiało. Reszty nie czytałam. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w tym przypadku nam się gust troszkę rozjechał;)

      Usuń
  4. Chyba i ja zacznę pisać takie skrótowce, aczkolwiek ja i krótko... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak też myślałam, że "Make Life Harder", to też nie moje poczucie humoru :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może pierwsza ich książka jest lepsza, nie o polityce.

      Usuń
  6. "Granice zła" mi się podobały. Owszem, trochę ograne i przewidywalne, ale nie było źle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie twierdzę, że źle, ale mogło być o wiele lepiej;)

      Usuń
  7. ,,Granice zła'' bardzo mnie intrygują.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.