Lisa Scottoline „Czekam na ciebie”, Prószyński i S-ka 2017,
ISBN 978-83-8097-184-4, stron 504
Opis wydawcy:
Najbardziej na
świecie pragnęła zostać matką. A teraz boi się, że ojcem jej wymarzonego
dziecka jest seryjny morderca.
Christine Nilsson i jej mąż Marcus nie mogą mieć dzieci. Spośród różnych możliwości decydują się na bank spermy.
Gdy Christine zachodzi w wymarzoną ciążę, pewnego dnia w wiadomościach rozpoznaje dawcę, którego pamięta ze zdjęć. Niejaki Zachary Jeffcoat został oskarżony o zabójstwo trzech pielęgniarek.
Kobieta musi wiedzieć, czy biologiczny ojciec jej dziecka był zdolny do morderstwa. Czy jest nim Zachary? Mimo sprzeciwu męża Christine podejmuje własne śledztwo, mające na celu oczyszczenie Zachary’ego z zarzutów. Albo przekonanie się o jego winie. Będzie musiała stawić czoło swoim największym lękom i narazi na szwank własne małżeństwo. Ale dopnie swego – pozna prawdę.
Christine Nilsson i jej mąż Marcus nie mogą mieć dzieci. Spośród różnych możliwości decydują się na bank spermy.
Gdy Christine zachodzi w wymarzoną ciążę, pewnego dnia w wiadomościach rozpoznaje dawcę, którego pamięta ze zdjęć. Niejaki Zachary Jeffcoat został oskarżony o zabójstwo trzech pielęgniarek.
Kobieta musi wiedzieć, czy biologiczny ojciec jej dziecka był zdolny do morderstwa. Czy jest nim Zachary? Mimo sprzeciwu męża Christine podejmuje własne śledztwo, mające na celu oczyszczenie Zachary’ego z zarzutów. Albo przekonanie się o jego winie. Będzie musiała stawić czoło swoim największym lękom i narazi na szwank własne małżeństwo. Ale dopnie swego – pozna prawdę.
„Czekam na Ciebie” konfrontuje z niełatwym tematem, jakim
jest dawstwo komórek jajowych i spermy. Christine łatwiej przyszło pogodzić się
z bezpłodnością męża; on sam twierdzi, ze będzie czuł się ojcem dziecka, bo
przecież urodzi je jego żona. Ale wraz z przypuszczeniem, że dawcą może być
seryjny morderca, dla Markusa zmienia się wszystko. No cóż, nie mogę
powiedzieć, że mnie nie wkurzał – irytował mnie do granic możliwości, nie
licząc się zupełnie z uczuciami Christine. Ona sama przypadła mi do gustu,
podobało mi się, że miała odwagę zmierzyć się z tym, co na nią spadło, że
wzięła sprawy w swoje ręce i nie poddała się; mówiąc kolokwialnie – miała
kobieta jaja i nie czekała, aż ktoś coś dla niej zrobi, tylko sama dążyła do
poznania prawdy, jakakolwiek by ona nie była.
Diane Chamberlain naprawdę trudno dorównać, ale szczerze
muszę przyznać, że pierwsze spotkanie z Lisą Scottoline okazało się nad wyraz
udane. Pod wpływem fabularnych wydarzeń pojawiły się emocje; styl, jakim
posługuje się pisarka, także jest bez zarzutu. Teraz nic tylko przeczytać
pozostałe jej książki – wierzę, że są równie dobre.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Prószyński i S-ka.
Antonina Żabińska „Ludzie i zwierzęta”, Wydawnictwo
Literackie 2017, ISBN 978-83-08-06322-4, stron380
Opis wydawcy:
Antonina Żabińska była żoną dyrektora Warszawskiego
Ogrodu Zoologicznego. Jej mąż Jan Żabiński stworzył nowoczesne zoo. Żonę cenił
za wyjątkowe umiejętności i intuicję w postępowaniu ze zwierzętami. Bez
antybiotyków, testów i współczesnej wiedzy weterynaryjnej, Żabińska potrafiła
wyleczyć nawet bardzo egzotycznych podopiecznych. Śmierć zwierząt
podczas pierwszych bombardowań Warszawy i likwidacja ogrodu nie załamały
dyrektorostwa Żabińskich. Kiedy stracili zwierzęta zaczęli ratować ludzi,
ukrywając ich na terenie domu i ogrodu. Antonina miała niezwykły dar oswajania
dzikich zwierząt, ten dar wielokrotnie ratował życie domowników, kiedy łagodną
stanowczością potrafiła odwrócić uwagę faszystów od tego, co się dzieje w
willi, którą zwano „Pod Zwariowaną Gwiazdą”. Zwierzęce pseudonimy,
Offenbach grany jako sygnał ostrzegawczy, skrytki w szafach, piwnicy,
bażanciarni, pieczyste z gawronów, a wszystko w towarzystwie mięsożernego
królika i kotki, która matkowała lisiętom. W czasie okupacji Żabińska wraz z
mężem, ukrywali zbiegłych Żydów. On wyprowadził z getta dziesiątki
uciekinierów, Antonina stworzyła dla nich dom, który dawał namiastkę
normalności. Po likwidacji powstania, Jan Żabiński dostał się do niewoli, a
odwaga Antoniny została wystawiona na szczególną próbę, kiedy faszyści
zainscenizowali egzekucję jej syna Rysia, albo gdy bez środków do życia z
synem, nowonarodzoną córka i kilkoma podopiecznymi osobami musiała uciekać z
Warszawy. W 1965 r. Antonina i Jan Żabińscy, oboje otrzymali tytuł Sprawiedliwy
wśród Narodów Świata. Za ratowanie Żydów w czasie wojny Jan został
pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z gwiazdą, a Antonina
Krzyżem Komandorskim.
Jak bardzo kocham biografie, tak nie mogę się przekonać do
autobiografii. Może to trochę niesprawiedliwe i krzywdzące podejście, ale
biografie pisane obcą ręką dają mi większą (większą, ale nie całkowitą) pewność
obiektywizmu; w przypadku autobiografii nigdy nie wiem, ile jest w niej kreacji
autora. Skąd więc ta lektura? Przeczytałam kiedyś informację o filmie „Azyl.
Opowieść o Żydach ukrywanych w warszawskim zoo”, który oparty jest na historii
Antoniny i Jana Żabińskich, i zrobiło mi się trochę głupio, że o Polakach
ratujących w czasie wojny Żydów amerykańscy filmowcy robią film, a ja nic o
nich nie wiem. Gdy zobaczyłam tę książkę na półce w bibliotece, nie wahałam się
ani przez moment.
Opis mówi właściwie wszystko o tym, co znajdziemy w treści.
Wspomnienia Żabińskiej czyta się w wielkich emocjach, choć trzeba też przyznać,
że o ukrywaniu ludzi pisze ona jakoś tak zwyczajnie, jakby to była
najnormalniejsza rzecz pod słońcem, a przecież wiadomo, że nie wszyscy w czasie
wojny zdobywali się na takie czyny. Więc tak, ja się stresowałam w czasie
czytania, nie dowierzałam też czasami, ile autorka miała szczęścia, trafiając na
jakichś bardziej ludzkich przedstawicieli okupantów. Znajdziemy tutaj lęk i
obawy, zrodzi się w nas przejęcie, ale wśród uczuć towarzyszących lekturze
pojawia się również wzruszenie i rozbawienie, a te wywoływały najczęściej
zwierzęta, o których pisze Żabińska, te, które przewijały się przez jej dom
rodzinny. To nigdy nie było tylko zwierzęta, to były zawsze aż zwierzęta,
nieodłączni towarzysze życia człowieka, które myślą, czują i potrzebują opieki.
Książka kończy się wraz z dniem przed oficjalnym otwarciem
warszawskiego zoo po wojnie. Rozumiem, że wspomnienia miały dotyczyć czasów
wojny, ale zabrakło mi jakiegoś posłowia, kilkunastu choćby zdań
wyjaśniających, jak to dokładnie się stało, że mąż Antoniny został w
1951 roku pozbawiony stanowiska i rodzina musiała opuścić dom, arkę, która
pozwoliła wielu ludziom przetrwać hitlerowski kataklizm. Wiem, że nastąpiło to
z związku z działalnością Jana w Armii Krajowej, ale u autorki nie ma ani słowa
o tym, jaka władza nastała po 1945 r. Ona sama, walcząc o ponowne uruchomienie
ogrodu zoologicznego, spotykała na swojej drodze ludzi raczej przychylnych
koncepcji, by warszawiacy mieli swoje zwierzęta, żeby było jak dawniej. Czyżby
więc trafił się, niestety, jakiś urzędnik, który pozbawił Antoninę Żabińską wiary
w to, że ludzie są z natury dobrzy, a ona nie chciała o tym pisać?
Wyzwanie: „Grunt to okładka”.
,,Czekam na Ciebie'' mam w swojej biblioteczce i zamierzam w wolnej chwili zajrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuńTo życzę Ci wielu wrażeń:)
Usuń"Czekam na ciebie" czeka na moim czytniku, a że porusza tematykę, która bardzo mnie intryguje, to na pewno sięgnę po ten tytuł w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńNa LC widziałam, że teraz też czytamy tę samą powieść;)
UsuńMyślę, że książka Lisy Scottoline wywołałaby we mnie wiele emocji.
OdpowiedzUsuńO to możesz być spokojna;)
UsuńMusze ją przeczytać! Mam już w domu. Uwielbiam jej styl pisania
OdpowiedzUsuńZakładam, że masz na myśli Scottoline;)
UsuńCzytałam kilka książek Scottline. Dobre ale chyba wolę Chamberlain.
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam:)
Usuń