sobota, 6 czerwca 2015

Małgorzata Klunder "Robert i Róża"


Małgorzata Klunder „Robert i Róża. Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej”, Replika 2015, ISBN 978-83-7674-637-7, stron 352

Barwną rodzinę Niziołków, która po licznych przeprowadzkach osiada wreszcie przy ulicy Pamiątkowej, tworzą Róża i Robert oraz trójka ich dzieci: Gosia zwana Perełką, Jan Perygryn i wreszcie ta o najbardziej oryginalnym imieniu: Elanora Pulcheria, w skrócie Elka. Gdybyś zawitał w ich progi, najpewniej zamiast dzień dobry wyrwałoby ci się: „Ooo, ile książek”. Bo te były wszędzie, gdzie się dało, a gdzie się nie dało, tam też były. Gdy spotyka się dwoje ludzi kochających czytać, nie może być inaczej i swoim dzieciom to uczucie przekazują w genach. Cała rodzina najmocniej kocha „Władcę Pierścieni”; życiem bohaterów Tolkiena prawie że oddychają; niezliczone też spory toczą o literaturę i jej ekranizacje. Ale jedno jest niezmienne i trwa: miłość do książek.  

Małgorzata Klunder, poznańska archeolog, fascynuje się historią i rodzinnym miastem. Sądzę jednak, że przede wszystkim jej pasją jest literatura, a wyraz tego stanowi pierwszy tom sagi o rodzinie Niziołków. Jakaż to jest fajna książka! Zaczęłam czytać pod wieczór i pochłonęłam jednym tchem. Napisana jest tak prosto i zwyczajnie, że kolejne strony tylko fruwają. Wprawdzie nie do końca odpowiadały mi liczne zwroty do czytelnika oraz uprzedzanie faktów przy jednoczesnym kroku w tył (w rodzaju: „Syna pragnęła nazwać, rzecz jasna, Krzysztof, ale... O tym też w swoim czasie”, str. 35), ale to moje subiektywne odczucie, nie lubię tego ogólnie. Starałam się jednak nie zwracać na to większej uwagi.

Pasja, fascynacja, uwielbienie – bez tych słów czytelnik się nie obejdzie, chcąc wyrazić swoje zdanie o powieści Klunder. Ja osobiście uwielbiam autorów, którzy ogarnięci są jakąś „manią”, w pozytywnym znaczeniu oczywiście, a na dodatek potrafią ją oddać, przekazać, zrobić z niej taki użytek, by i innym sprawić uciechę. Poznańska pisarka to potrafi. Swoim postaciom oddała, tak myślę, spory kawałek siebie, swoich doświadczeń i przeżyć.

Patrząc na miłość, jaką pisarka i jej rodzina Niziołków darzy „Władcę Pierścieni”, chyba nie powinnam się przyznawać, że sama twórczości Tolkiena nie znam, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie mówię jej stanowczego „nie” – obiecałam sobie, że kiedyś poznam tę trylogię. Ale nie tylko nazwisko Tolkiena przewija się na kartach książki. Przede wszystkim muszę wspomnieć, że pojawiają się nawiązania do Joanny Chmielewskiej, więc pisarka musi być bratnią duszą – jest nią dla mnie każdy, kto kocha kryminały autorki „Lesia” czy „Wszystko czerwone”. Jest też Kaczmarski, Łysiak, Sienkiewicz, Mickiewicz, ale też J. K. Rowling i jej „Harry Potter”. A skoro akcja dzieje się w Poznaniu, nie mogło zabraknąć Małgorzaty Musierowicz i „Jeżycjady” jej pióra. Tak więc erudycji i oczytania Małgorzacie Klunder odmówić się nie da.

Drugim słowem, które najlepiej definiuje treść „Roberta i Róży” jest dla mnie ciepło, to rodzinne. U Niziołków nie tylko literaturą się żyje, są przecież zwykłe, codzienne sprawy – a te toczą się na tle większych wydarzeń historycznych. Przykładowo Robert i Róża kolportują bibułę, bo w dorosłość wkraczają w ostatniej dekadzie PRL-u. Opowiadają o tym swoim dzieciom, bo te dojrzewają już w wolnej Polsce. Ta historia może nie zaznacza się jakoś mocniej, ale w końcu mamy do czynienia z tomem sagi, a ta rządzi się swoimi prawami, więc bez historii w życiu bohaterów ani rusz. Ale żeby była jasność, u Klunder nie ma nic z pompatyczności, jest po prostu normalnie. Miłość, przyjaźń, wsparcie stoją tu na pierwszym miejscu, ale nie ma w tym krzty moralizatorstwa – jest po prostu sympatycznie i przyjemnie. Autorka jasno dała do zrozumienia, które wartości ceni sobie najbardziej, ale wyszło jej to naturalnie, bez przesady i jakiejś sztuczności. Subtelnie – to chyba będzie najwłaściwsze określenie.

Tom „Robert i Róża” wzbudził moje zainteresowanie właśnie tym, że jego bohaterowie mieli żyć i oddychać perypetiami książkowymi. Małgorzata Klunder spełniła moje oczekiwania – jej powieść jest świeża, pogodna, zwyczajna, ale i mądra. Myślę, że niejeden mól książkowy w rodzinie Niziołków czułby się jak u siebie. Na pewno dostałby kubek herbaty, a potem zanurzył się w kolejne opowieści o książkach.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Replika.

http://replika.eu/


Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

10 komentarzy:

  1. Zastanawiałam się nad tą książką, ale jakoś nie mam do niej przekonania. Ostatnio po prostu ciężko mnie ''zadowolić'' :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to życzę, żeby Ci to szybko przeszło, sama nie lubię takiego stanu;)

      Usuń
  2. Uwielbiam taki motyw, gdy bohaterowie żyją literaturą. To książka zdecydowanie dla mnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zaintrygowany tą książką, zwłaszcza bohaterami, którzy oddychają i żyją losami bohaterów literackich. Przypomina mi to krótką powieść "Dom z papieru".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez wątpienia autorka pomysł miała świetny, a i wykonaniu sprostała.

      Usuń
  4. Zupełnie nie wiedziałam nic o tej książce, a szkoda by było żebym ją przeoczyła, bo zapowiada się świetna lektura. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chętnie poznam książkę rodzimej autorki, fabuła mnie zainteresowała :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.