piątek, 5 czerwca 2015

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna "Paryż. Miasto sztuki i miłości..."


Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna „Paryż. Miasto sztuki i miłości w czasach belle époque”, Wyd. Naukowe PWN 2012, ISBN 978-83-01-17103-2, stron 408

W drugiej klasie liceum byłam na wycieczce we Francji. Jej program obejmował Paryż, trzy zamki nad Loarą i Disneyland. Gdy myślę o niej dzisiaj, uznaję, że byłam za młoda, by w pełni docenić miejsce, w którym się znalazłam. I gdybym dzisiaj miała możliwość ponownego zawitania do stolicy Francji, na czym innym koncentrowałabym uwagę i przede wszystkim bardziej bym się przygotowała. A gdybym miała dużo czasu w zanadrzu, to zakładam, że chciałabym poznać to, co nieoczywiste, czyli skupić się na tym, co nie najbardziej dla miasta charakterystyczne – i przez to oblegane przez turystów – ale na tym, co znajdujące się bardziej z dala od ludzkich oczu, na czymś mniej znanym. Przyjęłabym także perspektywę historyczną, chcąc wiedzieć, jak dane miejsca wyglądały kiedyś, jakie były ich dzieje. I pomocą byłyby mi książki takie jak „Paryż...” Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk i Marty Orzeszyny.

Doprawdy nie wiem, dlaczego tak długo zwlekałam z tą lekturą. Przecież wiedziałam, jak doskonale pisze przynajmniej jedna z autorek. Dopiero przeczytany niedawno tom „Antoine. Fryzjer królów, król fryzjerów” Marty Orzeszyny – znakomity zresztą – stał się impulsem, by wreszcie nadrobić zaległość i wyciągnąć ten album z biblioteczki. Teraz mam już absolutnie niezbitą pewność, że nazwiska obu autorek to gwarancja najwyższej jakości, że potrafią one zabrać czytelnika w fascynujące i niezapomniane podróże do światów już minionych. A słowo „niezapomniane” nie jest ani odrobinę przesadzone.   

By opisać opowieść snutą przez Gutowską-Adamczyk i Orzeszynę dodałabym jeszcze jedno określenie: sentymentalna. Takie właśnie uczucie rodzi się we mnie zawsze, gdy czytam o epokach barwnych i ciekawych, które spotykał później drastyczny koniec. Tak jest i z dwudziestoleciem międzywojennym w Polsce, a teraz i z czasem nazywanym we Francji belle époque. „Nazwa ta powstała tuż po wojnie i była wyrazem tęsknoty za tym, co przeminęło bezpowrotnie, w zderzeniu zaś z okrutną wojenną rzeczywistością jawiło się jako najpiękniejsze wspomnienie” (str. 13). To „następne pokolenia (...), mając już odpowiedni dystans i perspektywę, oceniły obejmujące go lata jako piękne. Czy takie były rzeczywiście, czy to doświadczenia pierwszej wojny światowej pozwoliły docenić minioną epokę jako okres względnej stabilizacji, dostatku i dobrej zabawy? Zapewne jedno i drugie” (str. 19).  Różne daty podaje się jako początkowe dla tego okresu, bo i 1889 rok, i 1896, a nawet 1900, ale autorki przyjęły ramy „najszersze z możliwych” (str. 7), zaczynając od roku 1870. 

Na belle époque złożył się rozkwit miasta i jego przekształcenie w nowoczesną stolicę nie tylko Francji, ale może nawet i świata; rozwój przemysłowy i technologiczny. To przebudowa miasta, nowe inwestycje, metro, ale też „pociągi, elektryczność, telefon, automobile i pierwsze udane próby lotnicze”, które „sprawiły, że życie zaczęło się toczyć dużo szybciej” (str. 17). To czas i miejsce Wystaw Powszechnych oraz igrzysk olimpijskich. Ale za postępem nie wszyscy nadążali, tak więc „obok Paryża, który się bawił i szastał pieniędzmi, było też miasto zwykłych ludzi, robotników z trudem zarabiających na chleb, nędzarzy i kryminalistów. Doniesienia o kolejnych ślubach w wyższych sferach sąsiadowały w gazetach z informacjami o wypadkach na budowach i w fabrykach, o zabójstwach, gwałtach i oszustwach. Tak toczyło się codzienne życie dziewiętnastowiecznej metropolii” (str. 16).

Ale belle époque to także czas rozwoju sztuki. To miasto kabaretów i kankana w Moulin Rouge. To liczne teatry, muzea, koncerty, kawiarnie, w których kwitło życie. Ówczesny Paryż to stolica mody wyznaczająca trendy, to paryski szyk naśladowany na całym świecie. To wreszcie mekka artystów, miejsce, w którym rodziła się wena tych wielkich, by wymienić tylko ogólnie malarzy, rzeźbiarzy, literatów. Tu rozwijały się kariery znakomitych aktorek, ale też sportowców czy naukowców. To również miasto przyciągające Polaków; Maria Skłodowska-Curie, Jan Paderewski, Gabriela Zapolska, Stanisław Wyspiański, Zenon Miriam Przesmycki – oni także szukali tu czegoś dla siebie; to Hotel Lambert rodziny Czartoryskich, to mieszkanie Władysława Mickiewicza, syna narodowego wieszcza, to wreszcie inne polskie organizacje.

Naprawdę jest o czym czytać i czym się fascynować. Najważniejsze jednak, że Paryż zdaje się być wielką miłością obu autorek i to uczucie udało im się przelać na karty tej książki. Jak same twierdzą, „Paryż ma jeszcze wiele tajemnic i nigdy nie przestanie zaskakiwać...” (str. 393). Myślę, że Małgorzata Gutowska-Adamczyk i Marta Orzeszyna potrafiły wzbudzić zainteresowanie czytelników, zaintrygować ich na tyle, by teraz oddawali się już własnym poszukiwaniom „tego, co w Paryżu najpiękniejsze. Bo belle époque trwa w nim nadal” (str. 392).

Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Polacy nie gęsi”.

14 komentarzy:

  1. Tej autorki czytałam jedynie książkę dla dzieci, muszę sięgnąć po jej dzieła adresowane do starszych czytelników :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to ile jeszcze wspaniałości przed Tobą;)

      Usuń
  2. Czytałam "Paryż" jakiś czas temu i bardzo żałuję, że nie mam własnego egzemplarza. Przed podróżą do miasta sztuki i miłości na pewno przypomnę sobie tę lekturę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już jedną pochlebną recenzje tej książki i widzę, że Ty także masz na jej temat pozytywne zdanie. Zatem będę miała ją na uwadze, gdyż zastanawiam się nad prezentem dla mojej kuzynki, a z tego co wiem, lubi tego typu książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na prezent, ze względu na wydanie, nadaje się idealnie:)

      Usuń
  4. Zanim wybiorę się do Paryża, muszę koniecznie przeczytać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Udanej lektury dla tego "kogoś" w takim razie:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.