czwartek, 6 czerwca 2013

Jan Głuszenia "Maria Rodziewiczówna"


Jan Głuszenia „Maria Rodziewiczówna: strażniczka kresowych stanic”, Wyd. Alfa 1997, ISBN 83-7179-019-8, stron 208

Maria Rodziewiczówna jest autorką – moim zdaniem – jednego z najpiękniejszych tytułów w literaturze polskiej: „Między ustami a brzegiem pucharu” – nie wiem, co on w sobie ma, ale pozostaję pod jego urokiem już od kilku lat. Ze wstydem muszę przyznać, że w ogóle nie znam twórczości pisarki, ale może kiedyś przyjdzie czas na nadrobienie tego zaniedbania. Na razie postanowiłam poznać samą autorkę.

Jan Głuszenia pierwsze wydanie książki napisał w 1992 r. Fala listów, jakie otrzymał po jej publikacji, skłoniła go do stworzenia drugiej wersji, uzupełnionej i prostującej popełnione nieścisłości. Archiwum rodzinne pisarki uległo zniszczeniu podczas pożaru jej dworu w 1939 r., stąd też materiałów źródłowych nie ma zbyt wiele, a dodatkowo są rozproszone. Autor starał się dotrzeć do każdego z nich, co nie było łatwym zadaniem.

Swoją opowieść o pisarce autor rozpoczyna od zarysowania sytuacji politycznej, społecznej i rodzinnej chwilę przed jej narodzinami. Jej ojciec, Henryk, pochodził ze szlachty i był właścicielem majątku Pieniuha oraz folwarku Koźlakowice na Litwie. Z żoną Amelią doczekali się trójki dzieci; Maria, urodzona 30 stycznia 1864 r. (urodziny obchodziła 2 lutego), była ostatnia. Za zaangażowanie w pomoc powstańcom styczniowym – przechowywanie broni – ojciec zostaje skazany na kilkuletnią katorgą, a matka na zesłanie. Maria z rodzeństwem trafiają do dziadków ze strony matki. Po ich śmierci opiekę sprawuje ciotka Karolina Skirmunttowa, wielka patriotka, której opowieści na stałe zagościły w myślach małej Marysi.

Państwo Rodziewiczowie wracają po 7 latach, ale że obowiązuje ich zakaz osiedlania się na Litwie, na nowe miejsce do życia wybierają Warszawę. Maria uczęszcza na pensję elementarną Józefiny Kuczyńskiej, a jej wielką pasją jest przyroda; to z biologii będzie mieć najlepsze oceny. Kiedy ojciec dziedziczy po bracie majątek w Hruszowej na Polesiu, Marysia zostaje oddana do zakładu dla panien sióstr Niepokalanek w Jazłowcu. Ma wtedy 12 lat, a zdobyta tam wiedza będzie przynosiła owoce przez całe życie. Zakonnice zaszczepią w niej wiarę, stanowiącą otuchę i podporę w najtrudniejszych chwilach, jakie los dla niej przeznaczył. 

Swoją edukację w szkole Maria kończy na szóstej klasie z powodu klopotów finansowych rodziny. Nie będzie jej dane zrealizować marzeń o wyjeździe za granicę i studiowaniu nauk medycznych oraz przyrodniczych. Po śmierci ojca zostaje z matką w dworze, ciężko pracując, by spłacić brata. Pod wpływem Marii Konopnickiej angażuje się w rozprowadzanie książek zakazanych oraz organizację tajnej oświaty.

Już początki pisarskiej kariery przynoszą jej uznanie: „Straszny dziadunio”, „Dewajtis”, który zdobywa drugą nagrodę „Kuriera Warszawskiego”. Autorka zawsze wiedziała, czego chce, walczy o to, by jej utwory drukowane w krakowskim „Czasie” były nie zmieniane. Jej książki tłumaczono m. in. na angielski, niemiecki, czeski. Mistrzem literackim był Henryk Sienkiewicz. Twórczość pani Marii nie była zbyt ceniona przez krytyków; jej kolejne jubileusze były traktowane ironicznie lub nie wspominano o nich wcale; czytelnikom jednak ich opinia nie była do niczego potrzebna i książki te cieszyły się olbrzymią popularnością. Caly czas jednak pisarka borykała się z trudnościami finansowymi; prowadzenie dworu wcale nie było sprawą lekką, zwłaszcza że dopiero po 27 latach udało jej się spłacić długi brata.

Nie było rozdźwięku między tym, co robiła, a tym, co opisywała. Poświęcała się pracy społecznej, miała jasno sprecyzowane poglądy. Brała udział w organizowaniu pomocy nie tylko w czasie I wojny światowej, ale i okupacji hitlerowskiej, kiedy sama potrzebowała wsparcia, będąc w podeszłym wieku, schorowana.

Biografia Marii Rodziewiczówny jest dość nierówna. Wynika to z faktu, że część życia pisarki przedstawiona jest w formie zbeletryzowanej, natomiast część opiera się bardzo dokładnie na dokumentach i czyta się ją zdecydowanie gorzej. Mam tutaj na myśli przedstawienie ostatniego roku życia, w którym prowadziła „Kalendarzyk” (18 I – 2 XI 1944), notując wydarzenia z własnego życia oraz przebieg wojny w kraju i na świecie. Autor opisuje każdy ten dzień, przedstawiając, kto pisarkę odwiedził, co i od kogo otrzymała, i co na froncie. Lepszy efekt dałoby chyba przytoczenie tych zapisków w całości jako aneks, bo takie wymienianie nie przyniosło dobrego rezultatu. Lekturę utrudniają też liczne błędy interpunkcyjne i literówki.

Jednocześnie jednak Jan Głuszenia pięknie przedstawił uroki poleskich wsi, ich przyrodę, tradycje czy zwyczaje domowe. Udało mu się także oddać etos pracy pisarki i dziedziczki, jej przywiązanie do ziemi – nie tylko ojczystej, ale też rodzinnej, oraz głęboki patriotyzm wyrażany w czynach. Na pewno „Strażniczka kresowych stanic” przyczyniła się do poszerzenia mojej wiedzy o Marii Rodziewiczównie i czasach, w których żyła.     

Książka bierze udział w wyzwaniach Trójka E-PIK oraz "Nie tylko literatura piękna...”.

Zdjęcie okładki pochodzi ze strony  http://xarchiwum.pl/gluszenia-jan-maria-rodziewiczowna-i1996172984.html.

9 komentarzy:

  1. Nie lubię czytać biografii, gdyż nie interesuje mnie czyjeś prywatne, czy zawodowe życie, więc i przypadku Marii Rodziewiczówny spasuje, ale wiem, komu mogę polecić tę pozycje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze, że chociaż na tyle Ci się przyda;)
      U mnie nastrój na biografie przyszedł z wiekiem; gdy byłam młodsza, ani mi w głowie były takie "nudy", jak wówczas o nich myślałam;)

      Usuń
  2. Paulinko Maria Rodziewiczówna to ukochana autorka mojej mamuśki:) Mamy w domu wszystkie jej książki, niektóre z nich jak na przykład "Lato leśnych ludzi" dwa egzemplarze, gdyż pierwszy jest dosłownie w częściach(został zaczytany) :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To coś musi być w tych książkach, że aż zostały zaczytane:))

      Usuń

  3. Lubię czytać biografie, ale przyznam się, że rzadko po nie sięgam, bo czyta się je dość wolno, a ja mam tyle planów i tak dużo książek do przeczytania i zależy mi na czasie.
    Około 12 lat temu miałam taki okres, w którym czytałam tylko książki napisane przez M.Rodziewiczównę. Przeczytałam wszystkie pozycje dostępne w kilku bibliotekach. Byłam oczarowana jej twórczością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paulinko kochana, Słoneczko moje, ja nie wiedziałam, że to Twoje urodzinki były. Dla Ciebie to specjalne życzenia bym przygotowała i wpisałabym się u Ciebie na blogu!
      Z całego serca życzę Ci powodzenia w życiu osobistym, dużo miłości, pociechy z siostrzeńca, mnóstwo uśmiechu na co dzień, przeczytania wielu wspaniałych książek, Powodzenia w prowadzeniu bloga,spełnienia marzeń i wszystkiego naj...!!!!
      :):):):):):)

      Usuń
    2. Ja też lubię biografie, tylko muszą dotyczyć osób, które w jakimś tam stopniu lubię, bo w innych przypadkach wyznaję podobną zasadę, szkoda mi czasu, jak tyle jeszcze książek w kolejce:)
      To może mnie też kiedyś natchnie do poznania twórczości Rodziewiczówny, skoro Ty, Aguś, byłaś oczarowana, to mnie to bardziej zachęca.

      Agniesiu moja, bardzo Ci dziękuję za tak piękne życzenia:))

      Usuń
  4. Przyznam się szczerze, że mam w swojej biblioteczce kilka książek tej autorki, ale jeszcze ich nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.