Natasza Socha „Apteka marzeń”, Pascal 2017, ISBN
978-83-8103-082-3, stron 400
Magdalena jest szczęśliwą posiadaczką wspaniałej rodziny:
mąż, dwójka dzieci, którym może poświęcać się w pełni. Synek jest starszy, Ola
ma dwa latka, ale od jakiegoś czasu nie jest sobą: ciągle marudzi, nie ma
ochoty na zabawę, cały czas chce być z mamą. Gdy trafiają do lekarza, diagnoza
jest druzgocząca: neuroblastoma. Życie całej rodziny z minuty na minutę zmienia
się diametralnie. Podczas jednego z pobytów w szpitalu, Ola poznaje Karolinę,
nastolatkę, która także choruje. Dziewczyna głęboko wierzy, że uda jej się
pokonać chłoniaka, o którym myśli „świniak”, a jednym ze sposobów walki o
siebie jest chęć spełniania życzeń innych...
Upłakałam się nad tą lekturą bardzo. Z zasady unikam książek
o cierpieniu, krzywdzie czy chorobach dzieci, i gdyby nie to, że ta wyszła spod
skrzydeł Nataszy Sochy, pewnie bym jej nie przeczytała. „Apteka marzeń” wywiera
tym bardziej przejmujące wrażenie, że oparta jest na autentycznej historii:
Magdalena, jej mąż, Mateusz i Ola istnieją naprawdę. Pisarka po mistrzowsku
rozkłada na czynniki pierwsze wszystkie emocje, jakie wybuchają w rodzicu, w
tym przypadku zwłaszcza w matce, gdy dowiaduje się, że jego dziecko jest chore,
a rokowania nie są dobre. Naprawdę nie wiem, jak to zrobiła, ale historię Magdy
czyta się jak prawdziwy pamiętnik. Wszystko w nim jest - najpierw
niedowierzanie, a zaraz potem pytanie: dlaczego moje dziecko; wyrzuty, że nie
zauważyło się wcześniej symptomów; wściekłość; pragnienie przejęcia choroby na
siebie, byleby tylko ono nie cierpiało; jest zaklinanie rzeczywistości,
czepianie się skrawków nadziei, oddalanie złych myśli, bo jeszcze się je
przywoła i staną się faktem...
„Apteka...” to również Karolina. Teoretycznie jest postacią
fikcyjną, a tak naprawdę to zlepek kilku nastolatek, którym życie, jak to ujęła
autorka, podstawiło nogę. Wcale jednak nie ma się odczucia, że Karolina jest
mniej realna niż Ola. W powieści to właśnie ona wpada na pomysł spełniania
marzeń chorych dzieci, do czego potrzebne będą czerwone baloniki, a nieodzowna
stanie się również pomoc niedawno zyskanego przyrodniego brata.
Gdy upłakana odwracałam ostatnią kartkę „Apteki marzeń”,
przyszło mi do głowy, że to trochę wręcz niemoralne, by książka z atmosferą
choroby, bólu i śmierci na każdej stronie, aż tak się podobała. Ale to czysta
prawda. Natasza Socha, podejmując temat tak ważny społecznie, wkroczyła do
innej ligi i dobitnie zaakcentowała swoją pisarską maestrię.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Pascal.
„Zula w szkole czarownic”, Nasza Księgarnia 2017, ISBN
978-83-10-13174-4, stron 208
Zula, na zaproszenie swojej babci, trafia do szkoły
czarownic. Czeka tam na nia wiele atrakcji, jak choćby lekcje znikania czy
latania. Pozna nowe koleżanki, w tym Matyldę i jej osobiste zwierzątko,
wiewiórkę. To właśnie je będzie musiała odnaleźć, gdy któregoś dnia znikną...
W tym roku Natasza Socha wydała pierwszą powieść dla
młodszego czytelnika. „Zula i porwanie Kropka” wielce przypadła mi do gustu,
choć nijak wiekowo nie pasuję do grupy odbiorców. Ale przez chwilę mogłam
poczuć się jak mała dziewczynka, a zarazem doceniłam także walory edukacyjne
(bo takie bez wątpienia posiada) i rozrywkowe tej książeczki jako osoba
dorosła, widząca w perypetiach Zuli dużą wartość dla dzieci.
Druga część serii to ta sama wysoka jakość. W przygodach
małej czarodziejki, ale też jej przyjaciół, którzy zostali na miejscu i razem z
ciotkami Zuli walczą o Poziomkową Polanę, można dostrzec coś więcej niż tylko
sposób na rozerwanie się. Oprócz mądrości życiowej podanej bardzo przyjemnie
oraz przystępnie, dużo tu poczucia humoru i optymizmu.
Dwie nowe powieści Nataszy Sochy czytałam jedna po drugiej,
najpierw „Zulę...”, potem „Aptekę...”. I tak sobie pomyślałam, że żadne dziecko
nie powinno doświadczać tego, co Ola i Karolina, powinny zajmować się czytaniem
takich książek jak „Zula w szkole czarownic”, a nie myśleć o chorobie...
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Książkę Nataszy Suchy mam już na półce.
OdpowiedzUsuńjejku okładka jest piękna i mam ochotę na tę książkę
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę sięgnąć po Aptekę marzeń. Czasami potrzebne są historie gdzie można sobie popłakać.
OdpowiedzUsuńCóż, nie czytałam nic tej autorki i raczej mnie nie ciągnęło, ale do tej książki mnie zachęciłaś tym swoim płakaniem:D
OdpowiedzUsuńNataszę Sochę chętnie przeczytam. :)
OdpowiedzUsuńPo książki Sochy mogę sięgać w ciemno, także na pewno przeczytam "Aptekę marzeń", a nad "Zulą..." zastanowię się jeszcze.
OdpowiedzUsuńJeszcze pierwszej Zuli nie zdążyłam przeczytać, ups.
OdpowiedzUsuńApteka marzeń rzeczywiście to piękna historia. Ale nie wiem czy dałabym radę :(
OdpowiedzUsuńJa Ci powiem, że moja opinia na temat Apteki wyszła marnie, nie umiałam ubrać w słowa tego, jak mocno ją przeżywałam. Nie wiem, która historia wywoływała we mnie więcej rozpaczy. Jednak nawet ta wymyślona postać - Karoliny, była tak prawdziwa, bo oparta na wydarzeniach wielu osób i chyba dlatego tak bardzo realna, że normalnie ja płakałam podczas czytania, to się uśmiechnęłam i znowu płakałam. I na koniec wszystko mnie bolało w środku. Achhh, mocna książka.
OdpowiedzUsuń