sobota, 21 listopada 2015

Iwona Banach "Klątwa utopców"



Iwona Banach „Klątwa utopców”, Nasza Księgarnia 2015, ISBN 978-83-10-12930-7, stron 400

Dagmara nie tak wyobrażała sobie wakacje. Z narzeczonym Filipem miała jechać nad morze, tymczasem szykuje się jej pobyt u dziadka. Starszy pan, nie bez powodu zwany Generałem, zraża do siebie wszystkie gosposie i to na jego wnuczkę spadnie konieczność poszukania nowej. Już na wstępie wszystko się komplikuje i Dagmara z przyjaciółką Kingą lądują w starym budynku szpitala psychiatrycznego na Roztoczu, w którym najwyraźniej coś straszy, bo nocne odgłosy do normalnej „aktywności” zrujnowanego budynku raczej trudno zaliczyć. Jakby tego było mało, towarzystwu – bo do dziewczyn dołączył Filip oraz znajomi, Michał i Andżelika – trafia się najprawdziwszy trup, dziadek znika, a mieszkańcy uroczej wioski w kółko mówią o jakichś utopcach. Prym wiedzie w tym ich gospodyni, niejaka Kusiakowa. Dagmara najchętniej opuściłaby tej rajski, wiejski pejzaż, gdyby nie fakt, że koniecznie musi tam zostać, choć nikt nie chce jej powiedzieć, w jakim celu. I co ona ma wspólnego z jakimś tajemniczym spadkiem?

Po dość mrocznej lekturze, jaką była „Inna dusza” Łukasza Orbitowskiego, potrzebowałam czegoś lekkiego i odprężającego. Chciałam całkowicie zmienić czytelniczy nastrój i najnowsza powieść Iwony Banach spadła mi jak z nieba. Twórczyni niezapomnianej Reginaldy Kozłowskiej ze „Szczęśliwego pecha” oraz starszych pań z „Lokatora do wynajęcia” jest gwarantem dobrej rozrywki i „Klątwa utopców” także wpisuje się w taki nurt. Mam wrażenie, że pisarka skręca też coraz bardziej w stronę kryminału, rzecz jasna takiego z wielkim przymrużeniem oka, ale jednak kryminału. Jak by nie było, trup ściele się tutaj gęsto, a przynajmniej zamysły były takie, żeby się ścielił; nie brakuje także tajemnic, zagadek, klątw i pomysłów na walkę o spadek. Mnie taka odsłona Banach bardzo pasuje.

„Klątwa utopców” opiera się na sprawdzonym schemacie jednego nieporozumienia, które ciągnie za sobą kolejne. Z tym że u tej autorki można mieć pewność, że tak zakręci sytuacją, by te nieporozumienia i nieścisłości stawały się coraz bardziej „piętrowe”. Druga sprawa, że jej bohaterowie mają permanentną skłonność do wyciągania szybkich wniosków bez znajomości wszystkich faktów i dopowiadania sobie reszty. Ktoś coś powie, a cała reszta snuje domysły na własną modłę i rodzą się z tego dialogi w gruncie rzeczy absurdalne. Ale za to jakie fajne! Myślę, że ktoś, kto bierze życie tylko na serio i kto zawsze zastanawia się nad realizmem opisywanych wydarzeń czy ich prawdopodobieństwem, raczej nie ma tu czego szukać i w świecie wykreowanym przez Iwonę Banach zwyczajnie się nie odnajdzie. Pozostałych czeka świetna zabawa.

Autorka ma dar konstruowania wyrazistych postaci. Najpierw była wspomniana Regi, potem Nina i Bella, teraz dołącza do tego grona równie barwna Kusiakowa. Powiedzieć o niej, że jest genialna, to jak nic nie powiedzieć. W gruncie rzeczy dla mnie „Klątwa...” sprowadza się właśnie do niej, bo tak szczerze mówiąc, to im dalej w fabułę, tym mniej ciekawiła mnie zagadka spadku i reszta intrygi, a czekałam z utęsknieniem na jej kolejne występy. Obcowanie z nią musiało być nie lada doświadczeniem, hm, antropologicznym, ale jednego jej „podopiecznym” nie zazdroszczę: posiłków przez nią serwowanych. Przykład? „Na obiad dostali pierogi. Wyglądały cudownie polane tłuszczykiem ze skwarkami i cebulką. – Ruskie? – Gdzie tam, lubelskie. Z kaszą gryczaną, serem i miętą – zachęcała Kusiakowa. – Na słodko! – To skąd ta słonina? – jęknął Michał. – Przecież to nie post! Ja nie taka jak księdzowa gospodyni, ja o was dbam” (str. 369). No, a jakby komuś Kusiakowa nie wystarczyła, to jest jeszcze Ziębowa, która, zwłaszcza swoim podejściem do Kingi i do rodzonego syna, w niczym tej pierwszej nie ustępowała.

Jak podkreśla sama autorka, lubi się śmiać i lubi rozśmieszać innych, i sądzę, że znakomicie jej się to udaje. „Klątwa utopców” jest wysoce rozrywkowa i doskonale poprawia humor w pochmurne dni. I niech Was nie zwiedzie sielska okładka, bo wioska, do której trafiają bohaterowie, od sielskich klimatów jest daleka, choć warto pamiętać, że tam własny wróg, czytaj: sąsiad, jest lepszy, niż obcy. Kolejny raz jestem pod wrażeniem niczym nieskrępowanej wyobraźni Iwony Banach; z każdą książką przekracza ona granice absurdu i zaskakuje nowymi pomysłami. I za to ją lubię.      

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia. 

http://nk.com.pl/

12 komentarzy:

  1. Tym razem coś zdecydowanie dla mnie :) Mam nadzieję, że uda mi się niebawem dorwać w swoje ręce tę książkę i przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki, bo warto poznać to szalone grono bohaterów:)

      Usuń
  2. Wszędzie utopce!:) Ja niebawem zaczynam książkę pod tym tytułem autorstwa Kasi Puzyńskiej :) A recenzowana przez Ciebie ma piękną okładkę! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Utopce" Puzyńskiej absolutnie genialne, przeczytałam w tym tygodniu:) Te utopce Banach są trochę inne od tych autorstwa Puzyńskiej:)

      Usuń
    2. "Utopce" Puzyńskiej miałam dziś zrecenzować, ale totalnie nie mogłam się w sobie zebrać. A co do książki Banach - mooooożeeeeee kieeeeedyś. ;)

      Usuń
    3. Ja się zabrałam od razu po skończeniu, żeby mi myśli nie uciekły. Czasem z takiej "przechodzonej" recenzji to mi guzik wychodzi;)

      Usuń
  3. Ja też! A Kusiakowa wymiata :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam jeszcze prozy tej autorki, więc wszystko przede mną. Lubię tę serię książkową.

    OdpowiedzUsuń
  5. Już mnie Agnieszka do niej przekonała :) Ty teraz tylko podsycasz moje zainteresowanie tytułem :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.