sobota, 10 grudnia 2016

Joanna Marat "Madonny z ulicy Polanki"



Joanna Marat „Madonny z ulicy Polanki”, Prószyński i S-ka 2016, ISBN 978-83-8097-006-9, stron 480

Anka Baumann, choć formalnie ciągle jeszcze Formela, rozczarowana reakcją Svena na wiadomość o jej ciąży, postanawia wrócić do Polski. Zimna Skandynawia i partner mający ciągle przed oczami zmarłą żonę, to nie jest to, czego oczekiwała. Od swojego onkologa wynajmuje mieszkanie przy ulicy Polanki w Gdańsku. Po pewnym czasie stwierdza jednak, że to chyba nie był najlepszy pomysł – pan doktor wyraźnie liczy na coś więcej, niż tylko na luźną znajomość czy relację zawodową. Mąż Anki, mieszkający nieopodal, nagle dochodzi do wniosku, że tylko ze swoją Anulką może być znowu szczęśliwy i ani myśli dawać jej rozwód, mimo że to on wcześniej zdradzał żonę na prawo i lewo. Czy Annie pisany jest wreszcie upragniony spokój, zdrowie i zwyczajne szczęście?

Moją znajomość z prozą Joanny Marat zaczęłam od świetnego, moim zdaniem, „Monogramu” (i nie mogę odżałować, że autorka nie chce napisać jego kontynuacji), w którym obok zwykłych postaci jedną z ważniejszych bohaterek uczyniła historię, tę przez duże H. Potem ukazało się „Jedenaście tysięcy dziewic”, które uważam za utwór absolutnie fenomenalny. Nie jest to prosta fabuła, ociekająca lukrem i słodyczą, ale mocno oddziałująca na psychikę, a dzięki temu na długo pozostająca w pamięci. „Madonny z ulicy Polanki” to ciąg dalszy „Dziewic”, przy czym od razu zaznaczę, że jakkolwiek można je czytać odrębnie, to sądzę, że lepiej tego jednak nie robić, polecałabym przeczytać je po kolei – bez znajomości pierwszego tomu trudniej pojąć, dlaczego Anka jest taka, jaka jest.

A nie jest postacią, co do której czuje się natychmiastową sympatię. Właściwie to nawet trudno nazwać uczucia, jakie wzbudza. Cały czas trzeba mieć jednak na względzie to, co ją ukształtowało, jakie ma za sobą przeżycia - jej własne, indywidualne - ale także to, co jest jej dziedzictwem, tożsamością otrzymaną w genach. W moim odczuciu, Marat kolejny raz pokazała, że nie da się odrzucić przeszłości, zapomnieć o losach przodków. A te w przypadku Anki były bardzo burzliwe, bo wynikające z zawirowań historii, głównie II wojny światowej, która przez Gdańsk i inne polskie miasta, miasteczka i wsie przeszła jak niemożliwe do zatrzymania tornado, pozostawiające za sobą zgliszcza. Patrząc jednak na życie Anny, zaczęłam się zastanawiać, czy taka skomplikowana przeszłość jest jednocześnie karmą? Czy to, że kiedyś było tylko źle, znaczy, że tak ma być już zawsze? Czy może jednak warto rzucić wyzwanie losowi i powiedzieć mu: teraz ja tu rządzę, to ja jestem sama sobie panią?

W „Madonnach...” mniej jest historii i szczerze mówiąc, trochę mi jej brakowało. Dobrze wiem, w jak intrygujący, wiarygodny i plastyczny sposób przedstawia ją pisarka, więc chyba liczyłam na jej bardziej zaznaczoną obecność, nawet jeśli w pierwszej części wszystko zostało o niej powiedziane. Nie zmienia to jednak faktu, że „Madonny...” czytało mi się równie dobrze, jak „Jedenaście tysięcy dziewic”. Zasługa w tym duża stylu Marat. Myślę, że śmiało można powiedzieć, iż język autorki jest unikalny, charakterystyczny tylko dla niej i mając kilka fragmentów tekstu, właśnie po stylu można by rozpoznać, że wyszedł spod pióra tej właśnie twórczyni. Nie dla wszystkich może być to język przystępny – mnie odpowiada całkowicie, w pełni się w nim zanurzam.

Jeśli macie ochotę na prozę odrobinę bardziej wymagającą, skłaniającą ku refleksjom nad losami kobiet – matek, kochanek, partnerek – to powieści z gdańskiego cyklu Joanny Marat sprawdzą się idealnie. 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

http://www.proszynski.pl/

8 komentarzy:

  1. Nie jestem jeszcze do końca przekonana do tej powieści - może nie jest to jeszcze odpowiedni czas dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest coś w tym, że na taką lekturę trzeba mieć odpowiedni nastrój.

      Usuń
  2. Ja póki co mam w planach książkę „Jedenaście tysięcy dziewic”. Jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na razie mam co czytać, ale zapiszę sobie tytuł tej książki. Może w wolnej chwili się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. O autorce słyszałam, ale jej książek nie znam. Jeśli tobie się podobały to muszę ich poszukać. Gusta raczej mamy podobne.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.