Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze „Krótka
historia o długiej miłości”, Znak 2018, ISBN 978-83-240-4125-1, stron 192
Opis
wydawcy: Na początku rozmawiali przy użyciu alfabetu Morse’a. Kawałkiem metalu
lub knykciem stukali w dzielącą ich ścianę. Pewnej nocy ona opowiedziała mu całą
historię Tristana i Izoldy. Gdy przeniesiono ich do innych więzień, pisali do
siebie listy. W jednym tak Ju pisał do Małej: „Cóż za radość szalona –
otrzymałem dwa listy od Ciebie. Dwa nowe strumienie otuchy…”. Pierwszy raz –
bez krat, siatek i zasuw – zobaczyli się na swoim ślubie. Mała i Ju to
pseudonimy Wiesławy Pajdak i Jerzego Śmiechowskiego – łączniczki i żołnierza
Polski Podziemnej walczących z niemieckim okupantem. Za działalność
niepodległościową po II wojnie światowej zostali skazani na lata stalinowskiego
więzienia. Tam właśnie się w sobie zakochali.
To historia o miłości, w którą trudno uwierzyć.
To historia o miłości, w którą trudno uwierzyć.
Niniejszy reportaż to historia miłości nietypowej,
jeśli wolno mi tak powiedzieć, bo zawsze jest to jakaś ocena czyjegoś życia, a
do tego przecież nie mam prawa. Ale mam na myśli to, że Wiesława Pajdak i Jerzy
Śmiechowski poznali się tak naprawdę najpierw dzięki alfabetowi Morse’a, którym
porozumiewali się przez ścianę sąsiadujących ze sobą cel więziennych, a potem
rolę tę przejęły listy. I tak naprawdę pierwszy raz zobaczyli się dopiero na
ślubie. A spędzili ze sobą całe życie… Czytając ich korespondencję, obserwując
to narastające uczucie, to, jak Mała i Ju czekali na siebie nawzajem, nie
mogłam oprzeć się wrażeniu, że w trakcie wojny i ciężkich latach po niej, kiedy
żyło się w ciągłym zagrożeniu, uczucia były jednak silniejsze. Nie wiem, czy w
dzisiejszych czasach taka historia mogłaby mieć miejsce. Nie generalizuję, nie
chcę też twierdzić, że obecne pokolenie nie szanuje tego, co ma, ale jednak
patrząc na liczbę rozwodów, kołacze mi się jakaś myśl, że staliśmy się w pewien
sposób wygodni. To tak jak w tym powiedzeniu, że dawniej wszystko się naprawiało,
a teraz wyrzuca i kupuje nowe. A oni, Wiesława i Jerzy, trwali w swej miłości,
zrodzonej w uwięzieniu, mimo przeszkód, z niepewnością jutra. I wytrwali…
Ta opowieść rzeczywiście jest dosyć krótka, bo czyta
się ją właściwie na jeden raz. I choć trochę mało było mi informacji o
codzienności naszych bohaterów już po ślubie, na wolności, to jednak ogólnie
emocji mi nie zabrakło. Angelika Kuźniak i Ewelina Karpacz-Oboładze drugi raz
udowodniły, że tworzą bardzo zgrany tandem reporterski.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu
Znak.
Ja też się zastanawiam, czy taka miłość mogłaby mieć dzisiaj miejsce. Chyba nie.
OdpowiedzUsuńTeż ją właśnie skończyłam, czyta się szybko, ale warto się zapoznać.
OdpowiedzUsuń