sobota, 19 lipca 2014

Manel Loureiro "Ostatni pasażer"



Manel Loureiro „Ostatni pasażer”, Muza 2014, ISBN 978-83-7758-719-5, stron 480

Pod koniec sierpnia 1939 r. angielski węglowiec „Pass od Ballander” odbywa swój zwyczajowy rejs między Bostonem a Bristolem. Wszystko przebiega tak jak zwykle, ale w pewnym momencie pojawia się dziwna cisza i mgła, jakiej nigdy wcześniej załoga nie widziała, gęsta, oblepiająca. Widzialność jest ograniczona prawie do zera i omal nie dochodzi do tragedii, kiedy napotykają na swojej drodze przeszkodę. Początkowo wydaje im się, że to góra lodowa, ale okazuje się, że jest to statek. Ogromny transatlantyk dryfuje nieoświetlony i cichy. Trzej marynarze decydują się wejść na pokład „Valkirie”. Ku ich zdziwieniu na statku, który należy do nazistowskiej organizacji, wszystko wygląda tak, jakby przed chwilą trwało tam w najlepsze przyjęcie dla znamienitych gości. Tyle że ani załogi, ani pasażerów nie ma, a na podłodze leży tylko małe zawiniątko, a w nim niemowlę owinięte w tałes, z łańcuszkiem z gwiazdą Dawida. Żydowskie dziecko na niemieckim statku jako jedyny pasażer?

Siedemdziesiąt lat później. Kate Kilroy próbuje się pozbierać po tragicznej śmierci męża, który zginął potrącony przez samochód. Gdy któregoś dnia kobieta się budzi, stwierdza, że spróbuje pójść do pracy, zająć się czymś, by nie zwariować. Pracuje jako dziennikarka w redakcji „London New Harald”. Szybko uświadamia sobie, że jednak przeliczyła się z siłami, bo to miejsce jeszcze bardziej ją przytłoczyło – Robert też był dziennikarzem i czasem wspólnie pracowali. Ale rozmowa z szefową intryguje Kate. Okazuje się, że „Valkirie” przez cały czas od holowania w 1939 r., stała w angielskim doku. Teraz za ogromne pieniądze kupił ją mężczyzna, który chce rozwikłać zagadkę tamtej sierpniowej nocy. Kate zostaje zaproszona na pierwszy rejs po remoncie...

Ciemno za oknem, cisza w domu, bo jestem sama, w ręku „Ostatni pasażer” i jego prolog. Powiem Wam jedno: już dawno się tak nie bałam podczas czytania, o ile w ogóle, jako że powieść Manela Loureiro nie należy do gatunków, które mogłabym nazwać ulubionymi, czyli takimi, bo jakie zazwyczaj sięgam. Raczej gustuję w historii i opowieściach obyczajowych, a tu proszę, horror. A jednak coś mnie do tej historii ciągnęło; możliwe, że czytając opis, poczułam, że taka fabuła zapewni mi moc wrażeń. I zapewniła, oj, zapewniła...

Od razu przyznam, że dla mnie najsilniejszym punktem książki jest wspomniany początek. Naprawdę włos mi się jeżył na głowie i dreszcze przechodziły po plecach. Loureiro stworzył tak plastyczny i ekscytujący opis, że moja wyobraźnia nawet nie musiała się za bardzo wysilać, żeby obrazy opuszczonego, dryfującego statku, na którym coś jest bardzo nie w porządku, pojawiały się jak żywe. I mówię to ja, która mam się realistkę twardo stąpającą po ziemi i uważającą, że potrafi sobie zawsze przetłumaczyć, że to przecież fikcja, wytwór czyjejś wyobraźni. A jednak hiszpański pisarz okazał się być lepszy od moich przekonań, które odesłał gdzieś w niebyt. Z mojej strony zasłużył na naprawdę wielki szacunek i uznanie za to, że doprowadził mnie do stanu takiego lęku i obawy, że do marynarzy, którzy zapuścili się na pokład transatlantyku, chciałam krzyczeć, żeby uciekali stamtąd czym prędzej. Ta przedziwna atmosfera „Valkirie” była wręcz namacalna...

Potem poziom napięcia odrobinę zmalał, a może tylko ja przestałam się AŻ TAK bać. Najpierw przejęłam się żałobą Kate, a potem do głosu doszedł jednak mój sceptycyzm. Wydarzenia rozgrywające się już podczas rejsu, śledziłam z większym dystansem, co nie znaczy jednak, że przyjmowałam je całkiem na chłodno. Loureiro po raz drugi udowodnił, że naprawdę wie, jak pisać. Akcję poprowadził tak, że naprawdę trudno było mi oderwać się od „Ostatniego pasażera”, bo chciałam wreszcie wiedzieć, co skrywała tajemnicza „Valkirie”. Brawa biję także za realia historyczne związane z III Rzeszą – te elementy fabuły są naprawdę bez najmniejszego zarzutu.

Podsumowując, jestem zadowolona, że przeczytałam tę książkę. Choć w gruncie rzeczy okazała się nie do końca w moim guście, to jednak zrobiła na mnie ogromne wrażenie, co tym lepiej o niej świadczy – bo potrafi do siebie przekonać nawet tych lubiących inny rodzaj literatury. Zasługa w tym interesująco prowadzonej intrygi oraz tego, jak Manel Loureiro pisze: obrazowo, plastycznie, z polotem, wdziękiem i poczuciem humoru. Mogę z całą odpowiedzialnością polecić i zaprosić Was na rejs „Valkirie” z ostatnim pasażerem na pokładzie. 

Za egzemplarz recenzencki, przekazany przez Wydawnictwo Muza, bardzo dziękuję Pani Annie Małysiak z Business & Culture. 

http://muza.com.pl/thriller/1782-ostatni-pasazer-9788377587195.html

16 komentarzy:

  1. Lubię się trochę bać podczas czytania ;) Chętnie przeczytam tę książkę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zazwyczaj nie mam okazji, bo wybieram inne gatunki, więc może też dlatego takie silne wrażenie mnie teraz spotkały;)

      Usuń
  2. A ja jestem ogromnie zainteresowana tą książką i mam nadzieję, że uda mi się w najbliższym czasie ją poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak myślałam, że Ciebie na pewno uda mi się zainteresować:)

      Usuń
  3. Hihi miałam podobne odczucia:) też akurat byłam sama w domu kilka wieczorów, mąż pracował na noce, a ja zostawałam sam na sam z Valkirie:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja się tak czułam;)

      Usuń
  4. O mamumuniuuu boję się takich książek ale tak bym ją przeczytała!! :)) Zżera mnie ciekawość o co chodziło z tym samotnym statkiem i dzieckiem! muszę koniecznie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie spodziewałam, że się będę tak bała, a skoro Ty już wiesz, czego się spodziewać, to może Cię nie ruszy;)

      Usuń
  5. Hmmm, brzmi niezwykle ciekawie, chyba się skuszę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam, trochę adrenaliny nie zaszkodzi;)

      Usuń
  6. Koniecznie muszę się za nią rozglądnąć, lubię takie książki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam u siebie, czeka w kolejce :D Jestem ciekawa co to autor
    Apokalipsy Z teraz przygotował. Czytając trylogię widziałam jego rozwój i to jak idzie ciągle naprzód, co mnie bardzo cieszyło! Mam nadzieję, że ta książka mi się spodoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej trylogii czytałam tylko opis i to już na pewno nie moje klimaty, więc wierzę Ci na słowo, że autor się rozwija:)

      Usuń
  8. Jestem bardzo ciekawa tej książki i mam nadzieję, że gdy ją będę czytać, to jej akcja także pochłonie mnie bez reszty :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.