poniedziałek, 14 września 2015

Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk "Ludzkie gadanie"


Maria Szabłowska, Krzysztof Szewczyk „Ludzkie gadanie. Życie, rock and roll i inne nałogi”, Znak Literanova 2013, ISBN 978-83-240-2447-6, stron 382

Znacie ten cytat z „Rejsu”, że najbardziej podobają nam się te piosenki, które już raz słyszeliśmy? Ze mną jest mniej więcej podobnie. Owszem, lubię czasem posłuchać czegoś nowego, jeśli wpadnie mi w ucho, ale chyba zdecydowanie bardziej wolę piosenki starsze, wśród polskich szczególnie te z lat siedemdziesiątych do dziewięćdziesiątych. Z tego powodu – bo miała być mowa o polskiej piosence - chciałam przeczytać zapis rozmowy dwójki dziennikarzy, Marii Szabłowskiej i Krzysztofa Szewczyka, pracowników radia i telewizji, prowadzących cieszących się dużą popularnością programów „Dozwolone od lat czterdziestu” i „Wideoteka dorosłego człowieka”.

Jakkolwiek kocham czytać o czasach Polski ludowej, to niestety mam świadomość, że epoka ta nie świeciła tylko blaskiem, miała też swoje cienie. Ale co by jednak nie mówić, kultura, sztuka i rozrywka stały na wysokim poziomie, a radio i telewizja rozwijały się prężnie. Piosenki też były o czymś, nie to co teraz: nieważne, że czasem bez sensu, grunt, żeby się rymowało. Miały też melodię, o co obecnie niekiedy trudno, i tak naprawdę większość z nich, moim zdaniem, broni się do dziś. A przede wszystkim – je się pamięta. Pamięta się ich słowa, ale także nie zapomina o twórcach, by wspomnieć tylko Agnieszkę Osiecką, niezrównaną autorkę tekstów, czy Seweryna Krajewskiego w roli kompozytora. O nich, ale i nie tylko, jest mowa w „Ludzkim gadaniu”. Bo skoro i Szabłowska, i Szewczyk, zajmowali się muzyką, to musi być ona na czołowym miejscu w ich dyskusjach. Książka ta staje się więc swoistą kroniką polskiej muzyki rozrywkowej, rock and rolla, w Polsce zwanego bigbitem, by nie drażnić władzy „amerykańskością”. To także opowieść o środkach przekazu, czyli programach radiowych i telewizyjnych. Całość podana jest w lekkim stylu, a kolorytu wszystkim rozdziałom nadają niezliczone anegdoty.

Jako że w podtytule widnieje słowo „życie”, autorzy sięgają także do swoich życiorysów. Ale że są one wypełnione muzyką po brzegi, nie da się ich rozdzielić od tej warstwy, o której wspomniałam wyżej. Mnóstwo tutaj ciekawostek. Na przykład dowiadujemy się, że Krzysztof Szewczyk chodził do przedszkola z Marylą Rodowicz. Maria Szabłowska wyjaśnia, skąd u niej w domu na prywatce znalazł się zespół The Animals. Oboje przywołują występ w naszym kraju zespołu The Rolling Stone – jego lider chodził po Warszawie bez obstawy. Takich smaczków jest więcej, a całość uzupełniają także wywiady dziennikarki z twórcami zasłużonymi dla polskiej rozrywki, które przeprowadziła w 1993 roku – mogłoby się wydawać, że straciły one na aktualności, ale zapewniam, że tak nie jest, pokazują one „prawdę czasu” (str. 9). 

Znane nazwiska, wielkie tytuły zostają w „Ludzkim gadaniu” przypomniane, ale autorzy przywołują również tych znanych raczej węższemu gronu, a którzy także położyli ogromne zasługi w dziejach polskiej muzyki. Chyba nie użyję zbyt mocnego słowa, jeśli napiszę, że książka ta jest swego rodzaju hołdem dla nich wszystkich. Zarówno bohaterów, jak i autorów publikacji łączy to, że w swoim życiu oddawali się swojej pasji, a o takich ludziach zawsze dobrze się czyta.

Dla mnie osobiście „Ludzkie gadanie” było sentymentalną podróżą. Wiem, brzmi strasznie poważnie, i co najmniej tak, jakbym sama żyła w tamtych czasach i rozwój polskiego bigbitu widziała na własne oczy, ale nie o to chodzi. Muzyka, o której rozmawiali Maria Szabłowska i Krzysztof Szewczyk, kojarzy mi się z dzieciństwem – rozbrzmiewała ona w moim domu rodzinnym, nie tylko z radia i telewizji, ale może przede wszystkim z płyt winylowych, znaku tamtych czasów. Nic więc dziwnego, że pochłonęłam ją w mgnieniu oka. 

Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.

17 komentarzy:

  1. Również słucham głównie piosenek starszych, wtedy przynajmniej tekst i muzyka coś znaczyły i posiadały jakiś głębszy sens :) Z przyjemnością, po Twojej zachęcie sięgnę po ten tytuł i posłucham opowieści pani Szabłowskiej i pana Szewczyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie o to chodzi, coś te piosenki niosły i niosą, a nie, że tylko są przez chwilę i szybko się o nich zapomina;)

      Usuń
  2. Fajnie, że to był dla Ciebie taki powrót do lat dzieciństwa. Mnie raczej taka książka nie zaciekawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię takie powroty, ale nie wiem, co to znaczy, czy to już starość czy co;)

      Usuń
  3. Tym razem nie jestem zainteresowana, ale cieszę się, że Tobie się podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię takie książki, więc musiało mi się spodobać;)

      Usuń
  4. Ależ mi narobiłaś ochoty. Uwielbiam takie książki. Też uważam, że muzyka, którą grano kiedyś była zdecydowanie lepsza zwłaszcza jeśli chodzi o warstwę tekstową. Dziś pisze się praktycznie o niczym , choć są wyjątki. Jak np teksty wspomnianego Seweryna Krajewskiego tworzone dla innych artystów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam nie teksty tylko melodie.

      Usuń
    2. Cieszę się, mam nadzieję, że na ochocie się nie skończy;)
      Seweryn Krajewski to marka sama w sobie, uwielbiam jego piosenki:)

      Usuń
    3. Nie skończyło się niebawem będę tę książkę mieć u siebie i czytać.

      Usuń
  5. Ten cytat z "Rejsu" pasuje i do mnie :) po książkę jednak nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Faktycznie, muzyka wtedy była świetna, z mądrym przekazem, do tej pory mam ciarki jak słucham starszym przekazów. Po książkę chętnie sięgnę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Powinni dołączyć płytę (o ile nie kolekcję płyt) z muzyką z tamtych czasów. czytanie i słuchanie jednocześnie - to byłaby dla mnie prawdziwa gratka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znakomity pomysł, szkoda, że na to nie wpadli;)

      Usuń
    2. Zawsze można czytać o danej piosence słuchając jej niejako w tle.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.