Znów dopadł mnie kryzys „pisarski”. Czytam dużo, a
przynajmniej staram się, ale gdy przychodzi do napisania dłuższego tekstu,
czuję opór i pustkę w głowie. A przecież nie jest tak, że czytam książki, o których
nie miałabym nic do powiedzenia. Ale gdy już mam wolną chwilę, gdy dziecko
zaśnie, wolę poczytać, niż pisać. A im dalej odkładam spisanie wrażeń, tym
szybciej mi one uciekają i jest coraz gorzej. Nie wiem, kiedy mi przejdzie, na
razie przełamałam się nieco w związku z „Cymanowskim Młynem” Magdaleny
Witkiewicz i Stefana Dardy. Ale na pewno nie mogę powiedzieć, że kryzys został
zażegnany. Może to tylko jakieś ogólne zmęczenie, przesilenie zimowe, ale na
razie nie zanosi się na przełom. I cisza panująca tutaj od końca grudnia
jeszcze się nie zakończy.
Trochę mi przykro i szkoda, jeszcze bardziej jestem na
siebie zła, ale równocześnie nie potrafię pokonać niemocy i zniechęcenia.
Dobrze mi z tym, że kończę książkę i nie muszę o niej pisać, mogę zabrać się za
następną.
Na pewno nie przestanę czytać. I nie żegnam się
całkiem, bo na to nie jestem jeszcze gotowa, w końcu blog to naprawdę świetna
część mojego czytelniczego życia. Ale na razie odpoczynek mi służy.
Czasami warto odpocząć. Nie ma po co się zmuszać.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie, z przymusu nic dobrego nie wynika.
UsuńDoskonale to rozumiem i mam nadzieję, że kiedy odpoczniesz, wrócisz do nas pełna zapału i energii. 😊
OdpowiedzUsuńOby tak było:)
UsuńBardzo dobrze Cię rozumiem. Też się z tym zmagam. Walczę, bo piszę nie tylko hobbystycznie na bloga, ale też na zlecenie. Gdyby nie te zlecenia, pewnie też zawiesiłabym bloga.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szybkie zażegnanie kryzysu!
No patrz, a ja się zastanawiałam, jak Ty to robisz, że tak regularnie zamieszczasz posty...
UsuńDzięki i wzajemnie:)
Kochana, doskonale Cię rozumiem. U mnie pojawi się zaraz drugie dziecko i od dłuższego czasu praktycznie nie biorę żadnych egzemplarzy recenzenckich i naprawdę wspaniale mi z tym. Niemniej własne czy biblioteczne egzemplarze recenzuję, chociaż zabiera mi to ogrom czasu, bo czuję wewnętrzny przymus...
OdpowiedzUsuńNiezamawianie egzemplarzy do recenzji jest w jakimś stopniu wyzwalające, nie da się ukryć. Ciebie też podziwiam, że w ciąży z drugim dzieckiem w ogóle piszesz:)
UsuńROzumiem Ciebie, bo ja całkiem usunęłam bloga Literackie zamieszanie. Najpierw był kryzys recenzencki, potem krok dalej, aż wreszcie całkiem zlikwidowałam. Bo wszystko się w życiu nudzi.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to nuda, wypalanie na pewno;)
UsuńWłaśnie.
UsuńGdyby nie zobowiązania recenzenckie... Też wolę czytać.
OdpowiedzUsuń