wtorek, 14 marca 2017

Colleen Faulkner "Julia i jej córki"



Colleen Faulkner „Julia i jej córki”, Prószyński i S-ka 2017, ISBN 978-83-8097-081-6, stron 384

Julia na własnej skórze przekonuje się, co to znaczy ból i cierpienie po śmierci własnego dziecka. Jej żal jest o tyle większy, że Caitlin zginęła w wypadku samochodowym, który spowodowała jej siostra Haley. Choć Julia nie powiedziałaby tego głośno, obwinia córkę; odcina się także od najmłodszej, Izzy. Drugi miesiąc nie wstaje z łóżka, koncentrując się na swoim bólu, płaczu i rozpaczy. Gdy wychodzi na jaw, że Haley się okalecza, Julia pod wpływem impulsu postanawia, że jakimś lekarstwem musi być zmiana środowiska. Decyduje, że wraz z Haley pojedzie samochodem do Maine, w odwiedziny do najlepszej przyjaciółki Laney. Nie wie, czy dadzą radę przebywać razem non stop, ale instynkt macierzyński podpowiada jej, że to jedyne sensowne rozwiązanie, by zrobić krok do przodu i zacząć się podnosić. Julia będzie musiała zastanowić się też nad swoim małżeństwem, które już przed śmiercią Caitlin szło w złym kierunku.

Wydanie powieści Colleen Faulkner w serii Prószyńskiego „Kobiety to czytają!” - tej samej, w której ukazało się kilka tytułów mojej zagranicznej ulubienicy, Diane Chamberlain - potraktowałam jako zapowiedź sukcesu i tego, że książka na pewno przypadnie mi do gustu. I nie pomyliłam się. „Julia i jej córki” okazała się pochłaniającą lekturą, gęstą od emocji, czyli taką, na jakie teraz mam ochotę. Rzecz jasna, uczucia, jakich doświadczają bohaterki Faulkner, są bardzo trudne, ale wiarygodnie przedstawione, realistyczne, a bliskość rzeczywistości jest tym, co szczególnie cenię w prozie obyczajowej.

Narracja prowadzona jest z perspektywy Julii, Haley i Izzy. Każda z nich na swój sposób próbuje sobie radzić sobie z tragedią, jaka dotknęła ich rodzinę. Nie da się tego oczywiście wystopniować, ale autorka tak umiejętnie wcieliła się w rolę każdej członkini rodziny Maxton, że gdy śledzimy jej myśli, wydaje nam się, że to właśnie ona cierpi najbardziej. Ale da się chyba (z położeniem nacisku na to „chyba”) powiedzieć, która miała najtrudniej i w moich oczach z największą traumą musiała się zmagać Haley. Ona nie rozpatruje tego, co się stało, w kategoriach wypadku; ona po prostu zabiła Caitlin; cóż z tego, że nie z premedytacją, że tego przecież nie chciała, skoro efekt jest taki sam: Caitlin nie ma i nie będzie. I na dodatek nikomu nie może powiedzieć, jak to naprawdę wyglądało, to ona musi ponieść karę. Nie dziwi się też Izzy, że ta przestała się do niej odzywać. Ja też, dziwić to może się i nie dziwiłam, ale nie mogę powiedzieć, że najmłodsza bohaterka mnie nie denerwowała. Wiem, że ją także mocno to poharatało, co widać może szczególnie po tym, jaką metodę radzenia sobie ze stratą i żałobą wybrała, czyli nie tylko obwinianie Haley, ale również dość drastyczne, i takie bardzo oschłe powiedziałabym, myślenie o śmierci Caitlin – u niej nie było, że zginęła, odeszła, zmarła, tylko kopnęła w kalendarz, wącha kwiatki od spodu itp. Ale jednak niektóre jej zagrywki bardzo mnie drażniły. Nie pojawiłyby się może, gdyby Izzy miała wsparcie w matce, ale Julia „odpłynęła” w swój świat; świat wypełniony płaczem i brakiem poczucia jakiegokolwiek sensu. To też jest zrozumiałe, bo miała trzy córki, a nagle, jednego wieczora, już tylko dwie, w tym jedną – sprawczynię śmierci drugiej (nawet jeśli starała się tak nie myśleć), ale to ona była matką, dorosłą osobą, która powinna pomóc swoim dzieciom. Ale tak naprawdę nikt nie potrafi powiedzieć ze stuprocentową pewnością, jak sam zachowałby się w takiej sytuacji, więc w sumie ocenianie postaw bohaterek też nie może być jednoznaczne czy czarno-białe.

„Julia i jej córki” jest pięknie napisaną historia o miłości i sile rodziny; o tym, co jest jej spoiwem, o tym, co łączy kilka osób, poza tą samą krwią i genami. Colleen Faulkner napisała znakomitą, refleksyjną powieść i z czystym sumieniem ją polecam.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka. 

http://www.proszynski.pl/

17 komentarzy:

  1. Twoja recenzja mnie bardzo zachęciła do przeczytania. Zapisuję sobie ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę już mam, tylko jak na razie czasu brak, żeby się z nią zaznajomić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale skoro masz, to jest już jakaś nadzieja;)

      Usuń
  3. Jest ciekawa emocji bohaterek i sposobów ich radzenia się z tak dramatyczną sytuacją.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam książkę w zapowiedziach i już wtedy zwróciła moją uwagę, mój nos czytelniczy (opierając się na twoich wrażeniach)mnie chyba nie zawiódł. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. a ja miałam ją obiecaną i buuu nie ma. Muszę sprawdzić co się z nią dzieje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto o nią powalczyć, moim skromnym zdaniem;)

      Usuń
  6. Ależ narobiłaś mi ochoty na poznanie tej historii... Dobrze, że czeka na czytniku. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pasuję ze względu na tematykę. A tej serii chyba jakoś na przekór nie czytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam w niej duże zaległości, nad czym ubolewam.

      Usuń
  8. Bardzo podobał mi się temat i rozdzielenie opowieści między "wszystkie zainteresowane" :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo lubię takie refleksyjne lektury, będę mieć tę powieść na uwadze.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.