piątek, 22 kwietnia 2016

Maria Paszyńska "Gonitwa chmur"



Maria Paszyńska „Gonitwa chmur”, Czwarta Strona 2016, ISBN 978-83-7976-401-3, stron 336

Jest rok 1935. Warszawa szykuje się do wystawy, mającej zaprezentować przyszły blask i chwałę polskiej stolicy. Jednym z twórców ma być Andrzej Zasławski. Mężczyzna poświęca pracy prawie cały swój czas, z czym nie może pogodzić się Joanna, żona i matka jego synów. Kobieta czasu ma aż zanadto i chciałaby wreszcie jakiejś odmiany – tę znajduje w nowej pracy; dzięki poznanej tam koleżance Zasławska zaangażuje się w walkę o prawa kobiet. Jan Zasławski i jego przyjaciel Berek Stein wracają z Berlina – ten pierwszy nie znalazł wytchnienia od myśli o tragicznej przeszłości, Berek z kolei nie czuł się w stolicy Niemiec bezpieczny, bo do głosu doszedł szalony nacjonalista nazwiskiem Hitler. Siostra Berka, Estera, nadal ma wątpliwości, czy poślubić przeznaczonego jej od dzieciństwa Natana, czy może jednak poddać się niepojętemu uczuciu do Tadka Zasławskiego. Wojtek Starczewski zdobywa coraz większe uznanie jako praktykant u Wedla, ale wie, że do przejęcia i prowadzenia rodzinnej cukierni „U Hanki” zupełnie się nie nadaje; bardziej widziałby w tej roli swoją siostrę, Słodką Polę. Przed nimi wszystkimi sprawdzian z dorosłości i prawdziwego życia...  

Maria Paszyńska w zeszłym roku zadebiutowała w wyśmienitym stylu opowieścią o piątce przyjaciół, młodych ludzi stojących u progu dorosłości. „Warszawski niebotyk” oczarował mnie całkowicie, i to nie tylko dlatego, że akcja toczyła się w moim ukochanym dwudziestoleciu międzywojennym – przede wszystkim warte podkreślenia było to, jak bardzo dopracowana była to powieść; to, że była debiutem wzorcowym; można nawet powiedzieć, że w ogóle na debiut nie wyglądała. Chyba nie muszę więc podkreślać, jak bardzo ucieszyła mnie wiadomość o planowanej kontynuacji. Dodam od razu w tym miejscu, że jak dla mnie, „Gonitwa chmur” nie kończy się jednoznacznie i bardzo chciałabym, żeby powstał jeszcze jeden tom. Zakładam, że w swojej prośbie nie będę odosobniona i jeśli autorka jeszcze o tym nie myśli, to weźmie sobie do serca oczekiwania swoich czytelników.

Tym razem zawitamy do 1935 r., siedemnaście lat po odzyskaniu niepodległości. To czas, w którym bohaterom wydaje się, że Polska okrzepła już w swojej państwowości i że przed nią świetlana przyszłość, zapowiadana przez warszawską wystawę, nad którą z inicjatywy prezydenta Stefana Starzyńskiego pracuje grono tych najlepszych, w tym jedna z głównych postaci książki. My wiemy, że tamta epoka powoli dobiegała już końca; bohaterowie Paszyńskiej jeszcze nie przeczuwają, jak wielkie chmury zbierają się nad ich głowami.

„Gonitwa chmur” to opowieść o brutalnym nieraz zderzeniu ideałów młodości z prawdziwym życiem. Nie wszystko będzie toczyło się zgodnie z planami czy oczekiwaniami. Szczególnie Estery, Wojtka i Klary, Jana (choć jego w fabule jest akurat najmniej) i do pewnego stopnia Andrzeja autorka nie oszczędzała, fundując im albo prawdziwe tragedie, albo wątpliwości, które do ich rangi urastały. Estera kocha dwóch mężczyzn i sama już nie wie, jak dalej postąpić, co będzie dla niej lepsze: wybór serca czy bardziej rozumu. Klara i Wojtek zaczną się zastanawiać, czy łączące ich uczucie było naprawdę silne, skoro teraz nie potrafią ze sobą szczerze porozmawiać. Jan nie widzi sensu dalszej egzystencji, a Andrzej rozmyśla nad swoim talentem: w ogóle go ma, czy może raczej jest tylko sprawnym rzemieślnikiem. I jest jeszcze Pola, doświadczająca pierwszego zauroczenia, przejęta jednocześnie lękiem o pogarszający się stan zdrowia ojca. U progu dorosłości byli przekonani, że świat będzie należał do nich, teraz dociera do nich, że marzenia nie zawsze się spełniają.

Paszyńska ma niezwykły talent do oddawania klimatu świata, którego już nie ma. Nie wiem, jak to robi, ale lektura jej powieści naprawdę przenosi w czasie; opisy, jakie stworzyła, są tak plastyczne i tak barwne, że realia epoki stają przed oczami jak żywe. Pisarka potrafi też rozbudzić zmysły; to, jak zaprezentowała choćby smakołyki, których można było skosztować w cukierni Słodkiej Poli, sprawiło, że momentalnie robiłam się głodna i pożądałam czegoś pysznego. Niby pisze prosto, zwyczajnie, a jednak jej styl ma w sobie nuty wyrafinowania i naprawdę wywiera olbrzymie wrażenie.  

Chyba każdy autor, pisząc drugą książkę, obawia się, jak zostanie ona przyjęta, zwłaszcza wówczas, gdy debiut oceniono bardzo wysoko. Myślę, że Maria Paszyńska może odetchnąć z ulgą – „Gonitwa chmur” to utwór równie znakomity co „Warszawski niebotyk”. Podkreślę jednak raz jeszcze, jak bardzo życzyłabym sobie trzeciej części – nie chcę jeszcze rozstawać się z bohaterami, bo to za wcześnie, zbyt się do nich przywiązałam.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.  

http://czwartastrona.pl/

12 komentarzy:

  1. Raczej nie dla mnie ta lektura, ale kiedyś zajrzę do niej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta książka przyszła do mnie niespodziewanie, ale niestety nie mam pierwszego tomu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Spojrzałam tylko na ostatni akapit, bo sama planuję lekturę na przyszły tydzień. I tom bardzo mi się podobał. Mam nadzieje, że z tym będzie podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam taką nadzieję. Ciekawe, czy ogólną ocenę będziesz mieć podobną;)

      Usuń
  4. Ja to jeszcze nie przeczytałam Niebotyka, ale mam w planach, dlatego też bardzo się cieszę,że druga część jest równie ciekawa:):)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Warszawski niebotyk" już za mną, teraz czekam aż w moje ręce wpadnie "Gonitwa chmur" :) Po Twojej recenzji jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam pierwszego tomu, więc najpierw musiałabym od niego zacząć.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.