poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Karolina Wilczyńska "Ja, kochanka"



Karolina Wilczyńska „Ja, kochanka”, Czwarta Strona 2016, ISBN 978-83-7976-415-0, str. 304

Gdy lata temu brałam do ręki książkę Karoliny Wilczyńskiej „Ta druga”, byłam, nie wiedzieć czemu, przekonana, że to powieść o kochance. Wiem, że zazwyczaj mówi się o niej „ta trzecia”, ale teoretycznie dla mężczyzny jest tą drugą kobietą, po żonie, więc chyba tym tokiem szły moje myśli. Tamten utwór okazał się być opowieścią o teściowej, ale gdy zobaczyłam zapowiedź najnowszej książki, uśmiechnęłam się do siebie i przeszło mi przez głowę, że „przeznaczenie” nie ominęło Wilczyńskiej i jednak napisała książkę o kochance, „tej drugiej”. Tyle że ta akurat pisarka nie byłaby sobą, gdyby nie poszła trochę pod prąd.  

Nie wiem, jak to dokładnie określić, ale dla mnie to nie jest taka typowa opowieść o kochance. To znaczy z jednej strony jest, ale mało w niej samych wydarzeń czy bogatej akcji, bo koncentruje się ona raczej na emocjach i odczuciach, na wewnętrznych przeżyciach bohaterki. Kobieta, której imię nie pada na kartach książki ani razu, jest kochanką, ale nie dowiadujemy się do samego końca, co robi jej partner, jaką ma sytuację życiową, co nie pozwala mu być z nią na co dzień, na dobre i na złe; nie znamy nawet jego imienia – dla kobiety jest U., od Ukochanego. Bohaterka o słowie „kochanka” mówi: „Szkoda, że to nasuwa od razu skojarzenie z cyniczną suką, która bez litości, nie zważając na biedną żonę i dzieci, kradnie komuś męża, ojca, głowę rodziny, żywiciela i co tam jeszcze. Nikt nie zastanawia się, że kochanka to ta, która kocha. Może w nieodpowiednim czasie, ale czy o tym można decydować racjonalnie?” (str. 10). I właśnie o wszystkich barwach takiej miłości słowami swojej bohaterki opowiada Wilczyńska.

Miłość kochanki do mężczyzny, który nie jest tylko jej, ma różne odcienie i oblicza. Jest tu miejsce na zazdrość, że trzeba się nim dzielić, że spędza czas nie tylko z nią. Pojawia się niepewność, strach, że kiedyś to wszystko się skończy, że on więcej nie przyjdzie, że nie zadzwoni. Z innej znów strony czasem rodzi się bunt i zniechęcenie, potrzeba uwolnienia się z takiego związku – bo niby jest się z kimś, ale praktycznie cierpi się z samotności. Ale miłość kochanki to przede wszystkim namiętność, ta niepohamowana, szukająca spełnienia tu i teraz, szybko, gwałtownie, oraz ta celebrowana niespiesznie, powoli, z przedłużaniem napięcia i odwlekaniem finału. Nie czytałam zbyt wielu erotyków, ale te, które znam, utwierdziły mnie w przekonaniu, że wcale nie jest łatwo pisać o seksie, bo jak ugryźć temat, by nie przekroczyć granic dobrego smaku, a z drugiej strony nie zahaczyć o śmieszność? Jakich użyć słów, skoro w języku polskim dominuje podejście albo czysto medyczne, albo już wulgarne? Jednak w przypadku Wilczyńskiej od samego początku byłam spokojna, że sobie poradzi. Jak sama napisała, ten utwór kosztował ją najwięcej wysiłku i emocji, ale za to efekt tej ciężkiej pracy jest znakomity. Gdybym miała jednym słowem określić ten aspekt powieści, bez wahania użyłabym tego: pięknie. Wilczyńska odarła seks z jego czysto mechanicznych (czy też technicznych) elementów, pokazała, jak piękny może być, jak może nieść bliskość i czułość, jak staje się okazywaniem miłości, uwielbienia i dopełnieniem uczucia duchowego. Naprawdę byłam (w trakcie lektury) i jestem (już po jej zakończeniu) pod ogromnym wrażeniem. „Wierzę, że spisana przeze mnie opowieść poruszy serca i ciała, że doznacie tych samych uczuć, co jej bohaterka – całego spektrum kobiecych emocji” (str. 297). Wiara pisarki jest tutaj w pełni uzasadniona – gdy czyta się kolejne strony zwierzeń powieściowej kochanki, budzą się zmysły i domagają się zaspokojenia...

„Ja, kochanka” to przykład wyśmienicie wyważonej kompozycji dla ciała i ducha. Powiedziałabym, że dla ciała jest erotyczny wymiar powieści, dla ducha zaś – refleksje, jakie wywołuje. Może celowo autorka nie ukazała sytuacji U., by odbiorca nie myślał o jego ewentualnej żonie czy partnerce, a skupił się na przeżyciach kochanki. Jednocześnie Wilczyńska uświadamia, jak nieokiełznaną potęgą może być pożądanie, bo gdy „spotykają się te dwie największe siły – kobiecość i męskość”, „cała reszta przestaje mieć znaczenie” (str. 298). Może równie celowo bohaterowie nie mają imion, nie znamy szczegółów z ich przeszłości, by dobitniej pokazać, że ich historia może przydarzyć się każdemu z nas, że może pojawić się uczucie mające siłę lawiny, wobec którego wszystkie nasze przekonania w rodzaju: „nie mogłabym być kochanką”, „nie odebrałbym komuś żony” mogą okazać się tylko pustymi słowami.

Karolina Wilczyńska każdym swoim dziełem pokazuje, że jest specjalistką w przelewaniu emocji na papier w taki sposób, że odczuwają je nie tylko postaci, ale także, a może przede wszystkim, czytelnicy. Teraz jednak przeszła samą siebie, bo „Ja, kochanka” to sam koncentrat emocji: żywy, pulsujący, zmysłowy, prawdziwy. Wyzwaniem i sztuką jest napisać historię o dwójce tylko postaci, o łączącej ich miłości, tak, by czytelnik stracił z oczu cały świat i żył przez chwilę tylko ich uczuciem. Karolina Wilczyńska to potrafi. Każdą jej powieść cenię sobie bardzo, ale „Ja, kochanka” wysuwa się na prowadzenie w rankingu tych najlepszych – autorka udowodniła, że nie boi się kontrowersyjnych tematów i że o tym, o czym opowiedzieć wcale nie łatwo: o seksie, o intymności, można pisać w sposób piękny, trafiający prosto w serce. Brawo. Jestem pełna podziwu.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona. 

http://czwartastrona.pl/


16 komentarzy:

  1. Bardzo lubię książki tej autorki, ale narobiły mi się takie zaległości, że z tej niestety musiałam zrezygnować. :(
    Może nadrobię za jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, bo jestem ciekawa Twojego zdania, zwłaszcza że gatunek chyba też nie Twój;)

      Usuń
  2. Jak tylko znajdę chwilkę wolnego czasu, to na pewno wezmę się z powyższą książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już z Twojej recenzji wyczuwa się te emocje, więc tym bardziej chcę przeczytać tę książkę. Byłabym nią urzeczona.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa jak autorka poradziła sobie z opisem tych wszystkich uczuć, chętnie przeczytam książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam wywiad z aktorką na temat tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej pory czytałam jedynie "Jeszcze raz, Nataszo!" i styl pani Wilczyńskiej przypadł mi do gustu. Jestem pewna, że niebawem sięgnę po tę książkę, bo lubię powieści, w którym emocje są wyczuwalne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nietuzinkowa powieść o kochance? Brzmi intrygująco, więc na pewno dam się skusić. Tym bardziej, że nie znam jeszcze twórczości Wilczyńskiej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka wspaniała pisarka i jeszcze jej nie znasz? ;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.