poniedziałek, 4 stycznia 2016

Magdalena Grzebałkowska "1945. Wojna i pokój"



Magdalena Grzebałkowska „1945. Wojna i pokój”, Agora 2015, ISBN 978-83-268-2215-5, stron 414

Za każdym razem, gdy czytam publikację dotyczącą roku zakończenia II wojny światowej i lat zaraz po nim, zastanawiam się, jak ja właściwie byłam uczona historii, że o tym wycinku polskiej historii miałam tak małe pojęcie. Piszę „miałam”, ponieważ kilka opracowań już za mną i moja wiedza trochę się poszerzyła. Nie wyniosłam jej ze szkoły, bo o ile dobrze pamiętam, dokładny program nauczania skończył się na samej wojnie, a historia najnowsza potraktowana była już raczej po macoszemu. I tak naprawdę dopiero książki poświęcone Żołnierzom Wyklętym, np. znakomite „Śród żywych duchów” Małgorzaty Szejnert – która zresztą poleca książkę Magdaleny Grzebałkowskiej, a dla mnie to najlepsza rekomendacja – otworzyły mi oczy i wyrwały z tego przeświadczenia, że 1945 rok był jakimś magicznym momentem, od którego teraz było już tylko cudownie. Bo nie było. Jeszcze bardzo długo nie było. Może i w 1945 r. przestały ludziom spadać bomby na głowy, ale świat milionów z nich dalej chwiał się w posadach. I kilka właśnie takich historii i życiorysów przedstawia dziennikarka i autorka biografii (ks. Jana Twardowskiego oraz ojca i syna Beksińskich), M. Grzebałkowska. 

Na „1945” składa się kalendarium całego roku, zestawienie ogłoszeń prasowych ukazujących się w poszczególnych miesiącach w polskich dziennikach oraz jedenaście reportaży. Zarówno autorka, jak i jej mąż, są „potomkami osadników. Dziadkowie Roberta przywędrowali po wojnie z Łęczycy i spod Kielc do miasteczka Jasień pod Zieloną Górą. Ja jestem wnuczką przesiedleńców spod Lwowa i z Warszawy. Urodziłam się na Ziemiach Odzyskanych 27 lat po wojnie” (str. 72) – myślę, że to właśnie dlatego perspektywa przesiedleńców jest Grzebałkowskiej tak bliska. 

„Barachło” to opowieść o wyprawach na ziemie przyłączone do Polski po wojnie na szaber – uciekający w popłochu Niemcy zostawiali swoje mieszkania tak jak stali, z czego korzystali inni; niestety nie tylko radzieccy żołnierze rabowali, co się dało. „Lód” przestawia tych, którzy uciekali przez zamarznięty Zalew Wiślany. „Po coście tu przyjechali?” relacjonuje reporterską podróż śladami „ciężarówki, która niemal 70 lat wcześniej powiozła na Ziemie Odzyskane grupę dziennikarzy” (str. 72). W tekście „Dezerter” swoje losy prezentuje Stanisław Szroeder, uciekinier z Wehrmachtu. „Warszawa. Rzeczy pierwsze” przybliża pierwsze chwile w zrujnowanej stolicy: jak wyglądało rozminowywanie; jak odkopywano to, co zakopywano, by przeczekało czas pożogi; jak powszechne były ekshumacje, poszukiwania bliskich; jak wszędzie leżały tony gruzy, jak rodził się handel, jak wyglądało kwestia kwaterunku, jak bawiły się dzieci oraz po co sprowadzono fińskie domki. „Ja nie sziksa, ja Żydówka” jest historią o dzieciach z otwockiego domu dziecka. Autorka przybliża sylwetkę powojennego prezydenta Wrocławia, Bolesława Drobnera, a na samo miasto spogląda oczami Polki i Niemki (reportaż „Breslau/Wrocław”). „Nie jesteśmy przecież Niemcami” to rzut oka na obóz pracy dla Niemców w Łambinowicach i jego komendanta. „Sanok” to wycinek z niełatwej historii stosunków polsko-ukraińskich, natomiast „Czerwone znamię” to opowieść o kobiecie, która uratowała się z zatopionego przez radziecką łódź podwodną okrętu „Wilhelm Gustloff”.

Mam wrażenie, a nawet jestem wręcz przekonana, że nie wszystkim przypadnie do gustu ta książka. Czy może raczej nie o przypadanie do gustu tu chodzi, tylko o poglądy na naszą historię. Jest w niektórych osobach tendencja do tego, by uważać, że Polacy zawsze i wszędzie byli kryształowi. Niech tylko okaże się inaczej, zaraz pojawia się zarzut o „antypolskość” albo o ogóle o fałszowanie historii. Nie rozumiem czegoś takiego, dlaczego tak trudno przyjąć do wiadomości, że nie wszyscy byli bohaterami, a wręcz przeciwnie, że zdarzały się wyjątkowe szuje? Chyba miłość do Ojczyzny i miłość do jej historii nie powinna polegać na tym, że wybieramy sobie z niej to, co jest powodem do dumy, a te czarne karty spychamy w niepamięć?       

Można mieć odczucie, że w niektórych tekstach Grzebałkowska wstawia się za Niemcami, że jest niejako przeciwko Polakom, ale myślę sobie, że ona każe nam spojrzeć na to wszystko szerzej, że w opisywanych historiach mamy widzieć przede wszystkim człowieka, a jego narodowość powinna być na drugim planie. Cały czas trzeba mieć także w tyle głowy to, o czym pisze ona sama: „nie możemy przykładać żadnych norm i kalk z naszej epoki do tamtej chwili. I że tak naprawdę nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć naszych rodziców i dziadków, którym przyszło żyć w 1945 roku” (str. 399). I to jest to, o czym chyba tak często zapominamy: nie do nas należy ocena ludzi tamtych czasów i ich postępowania.

Dla mnie osobiście „1945. Wojna i pokój” to jedna z lepszych książek, jakie przeczytałam w 2015 roku. I myślę, że warto ją poznać, by trochę inaczej spojrzeć na ten wyjątkowo trudny rok naszej dwudziestowiecznej historii.

8 komentarzy:

  1. Cieszę się, że książka spełniła Twoje oczekiwania. Ja jednak spasuję, bo mam teraz inne zobowiązania czytelnicze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że to moje klimaty, więc nie mogło być inaczej:)

      Usuń
  2. Jedna z lepszych książek ubiegłego roku. Cudowna, inspirująca do nowych badań historycznych.
    Zgadzam się z Tobą rónież, że nie wszystkim przypadnie do gustu. Pożyczyłam ją koledze, który ma takie narodowe odchyły, ot po jednej z historycznych dyskusji, oddał mi ją wściekły i rozczarowany, że co ja mu daję, on nie chce takich przygnębiających książek czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim podsumowaniu rocznym też się znalazła. Uważam, że powinno być o niej cały czas głośno, a jej jedyną wadą jest dla mnie to, że jest za krótka. Tak dobrze się ją czytało, że mogłaby mieć drugie tyle stron.
      No tak, jakoś nie dziwi mnie reakcja Twojego kolegi, możliwe, że i tak była jedną z delikatniejszych.

      Usuń
  3. Na pewno takie szersze spojrzenie, pozwala spojrzeć na naszą historię z nieco innej perspektywy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie takie inne spojrzenie jest czasem bardzo potrzebne.

      Usuń
  4. Autorkę cenię za biografię Beksińskich, dlatego chętnie poznam kolejną jej książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat do biografii Beksińskich na razie nie jestem przekonana, może kiedyś.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.