poniedziałek, 25 stycznia 2016

Joanna Jagiełło "Taki wstyd"



Joanna Jagiełło „Taki wstyd”, Nasza Księgarnia 2016, ISBN 978-83-10-12969-7, stron 352

Na pierwszy rzut oka układ Marty i Olgierda może być odrobinę zaskakujący. Byli małżeństwem, a teraz razem wyjeżdżają na wakacje. Ich związek rozpadł się przez jedno wydarzenie, ale nadal lubią spędzać ze sobą czas. Tym razem wybrali Hel i zaraz po przyjeździe dowiadują się, że w sylwestra zostało tutaj popełnione morderstwo. Zginął Jonasz, kierownik miejscowego chóru, człowiek przez wszystkich lubiany, który zdawał się nie mieć wrogów. Marta czuje dreszcz emocji, a dziennikarski instynkt nie pozwala jej przejść obojętnie obok tej niewyjaśnionej sprawy. Zaczyna węszyć i dopytywać, co budzi niepokój Olgierda. Ale że nie potrafią się przemóc i porozmawiać szczerze o łączącej ich relacji, Marta ucieka w to prywatne, nieformalne śledztwo. 

Joanna Jagiełło kojarzyła mi się do tej pory jako autorka powieści dla młodzieży, z których czytałam „Kawę z kardamonem”, gdy jeszcze miałam etap na poznawanie „młodzieżówek”. Umknęło mi jednak, że wydała jeszcze dwa tomiki poetyckie oraz autobiograficzną powieść dla dorosłych, stąd też byłam przekonana, iż „Taki wstyd” jest jej pierwszym utworem dla dorosłego odbiorcy. To był główny powód, dla którego zdecydowałam się na lekturę. Moje myśli pobiegły jeszcze innym torem: stosunkowo niedawno czytałam pierwszy tom sagi „Huczmiranki” pióra Agaty Mańczyk, która także zaczynała pisząc dla młodszego czytelnika. „Eukaliptusem i werbeną” byłam zachwycona, liczyłam na taki sam efekt, jeśli chodzi o powieść Joanny Jagiełło. Czy tak się stało? Niestety nie do końca.

Autorka postawiła na swoisty miks gatunkowy. Albo inaczej rzecz ujmując, na kilka płaszczyzn związanych z tymi gatunkami. Z jednej strony mamy relację Marty i Olgierda, byłego małżeństwa, które chyba żałuje, że jest byłym. Oboje chcieliby czegoś więcej niż tylko łączącej ich obecnie przyjaźni, ale boją się mówić o tym głośno; szczególnie Marta zastanawia się, czy da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. Drugi wątek, w gruncie rzeczy chyba wiodący, to sprawa zbrodni na Joachimie. Czy znalazł się ktoś, kto widział więcej niż inni i dlatego postanowił pozbawić go życia? Co działo się w czterech ścianach domu ofiary, że matka Skalskiego oskarża swoją synową? I wreszcie motyw, który ja dla własnych potrzeb nazwałam może nie tyle klątwą, co przekleństwem. A wszystko zaczyna się od chorej na gruźlicę Elizy, która w 1910 r. udaje się do sanatorium w Bydgoszczy, by jej córka Marianna nie widziała ostatnich chwil umierającej matki. W którym punkcie te wątki się stykają? Bo choć można odnieść wrażenie, że nie mają ze sobą nic wspólnego, to zapewniam, że nadchodzi taki moment, gdy na czytelnika spływa olśnienie i cały rozmiar tragedii staje się jasny i zrozumiały. I przejmująco przerażający.

W zasadzie cała fabuła jest w porządku, a jednak mam wobec niej dość mieszane uczucia. Przede wszystkim kwestia tego przekleństwa, o którym wspomniałam wyżej. Zdaję sobie sprawę, że życie potrafi różnie się układać, ale mimo to te historie budziły jakiś mój opór, wydawały mi się nieprawdopodobne. Nie mogę wyjaśnić dokładnie, o co chodzi, bo zdradziłabym zbyt wiele, ale jakoś nie potrafiłam się przemóc i uwierzyć, że pewne zjawisko mogło być aż tak powtarzalne. Inną sprawą jest to, że jak dla mnie, wątek Marty i Olgierda, a właściwie samej Marty dążącej do prawdy, był trochę zbędny, skoro autorka wprowadziła postać policjantki Sandry. Chodzi mi o to, że policjantka wydała mi się o wiele ciekawszą postacią, niż odrobinę mdła Marta. To Sandra miała potencjał i z nią jako postacią wiodącą mógł z tego wyjść całkiem niezły kryminał z szerokim tłem społecznym – choć mam świadomość, że pewnie nie taki był zamysł pisarki. Mnie po prostu zabrakło ogólnie jakichś mocniejszych emocji, pazura, czegoś bardziej wyrazistego, co zaangażowałoby mnie bez reszty.
„Taki wstyd” nie porwał mnie tak, jak tego oczekiwałam. Tak jak napisałam, niby nie było źle, ale nie pojawiły się też fajerwerki. Nie ukrywam, że chciałam więcej, a nie wyszło. Podsumowując, powieść Joanny Jagiełło można przeczytać, ale bez liczenia na oszałamiający rezultat. Takie jest moje subiektywne zdanie.             

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.  

http://nk.com.pl/

16 komentarzy:

  1. Szkoda, że czujesz niedosyt. Ja chyba też dam sobie spokój z tą książką, tym bardziej, że mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda. Znów niepotrzebnie podeszłam do książki z jakimś nastawieniem.

      Usuń
  2. Odkąd zobaczyłam książkę w zapowiedziach zastanawiałam się-czytać, czy nie. I po przeczytaniu twojej recenzji na razie sobie daruję. Mam pilniejsze, gwarantujące ciekawszą lekturę książki an kupce do czytania na już:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie problemu nie miałam, od razu wiedziałam, że chcę przeczytać. Szkoda tylko, że efekt nie okazał się taki, jak chciałam.

      Usuń
  3. Napiszę tak: staram się omijać książki, które nie dają oszałamiających rezultatów... to wszystko przez małą ilość czasu. Jak już uda mi się wygospodarować pewien czas wolę go poświęcić na książki, które rzucą mnie na kolana :) W związku z tym "Taki wstyd" sobie raczej odpuszczę...
    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tego samego zdania, też staram się tak robić. I ta książka miała mi zapewnić taki efekt. Niestety, nie wyszło.

      Usuń
  4. Hmm te nieprawdopodobne zabiegi fabularne mnie nieco zniechęcają, ale nie mówię nie. Może kiedyś przeczytam z czystej ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to tylko ja tak odebrałam? Wypatruję innych recenzji, żeby porównać wrażenia.

      Usuń
  5. Coś mnie kusi, żeby się rozejrzeć, ale obawiam się, że mogłabym się na niej zawieźć.

    Pozdrawiam serdecznie,
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie zaczełam czytać, zobaczymy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze, mimo Twoich zastrzeżeń nie czuje się zniechęcona, nie znam autorki, może akurat dzięki temu nie będę miał porównań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to dobrze, wiadomo, że każdy oczekuje czegoś innego, więc może Tobie by się spodobało? Najlepiej podejść właśnie bez porównań i bez nastawiania się na coś konkretnego.

      Usuń
  8. Recenzja w punkt!
    Wątek Marty i Olgierda na pierwszym planie - niezrozumiałe. Nudne, bez większego znaczenia dla rozwikłania sprawy, a już ich perypetie miłosne zupełnie banalne.
    Sandra - zdecydowanie lepsza na pierwszy plan.
    Przekleństwo - fakt, zupełnie nieprzekonujące, ale przyjęłam z całym dobrodziejstwem inwentarza, jako podstawę dla uzasadniania historii. Tyle że poszczególne "etapy" przewidywalne i przez to stwarzające wrażenie nudnych dłużyzn.
    Jak to ktoś mądrze powiedział: "życie jest za krótkie na czytanie złych książek". Staram się stosować do tej zasady i zgodnie z nią - nie polecam tego tytułu nikomu, kto z reguły czyta coś więcej niż (bez urazy) Gorochlę i inne rozlewiska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć, że ktoś podziela moje zdanie.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.