poniedziałek, 11 stycznia 2016

Edyta Świętek "Cappuccino z cynamonem"



Edyta Świętek „Cappuccino z cynamonem”, Replika 2015, ISBN 978-83-7674-471-1, stron 384

Małżeństwo Patrycji z Sebastianem mogłoby uchodzić za wzór. Mężczyzna dba o żonę, z córką ma świetny kontakt; przynosi prezenty bez okazji; wieczory spędza w domu; nie ma uciążliwych nałogów. I tylko Patrycja wie, że nie wszystko jest tak, jak w innych udanych związkach. Są rzeczy, których jej brakuje. Próbuje sobie wmawiać, że doskonale się bez nich obywa i do pewnego stopnia jej się to udaje. Ale mimo wszystko, to nie ona podejmuje decyzję o rozstaniu, to Sebastian odchodzi. Poukładany świat Patrycji wali się z hukiem: zostaje sama z dwunastoletnią Sarą, z niepewną posadą – w jednym biurze z zatruwającym życie Teodorem, zwanym Pączkiem; z sypiącym się samochodem i domem, o który trzeba zadbać. Wsparciem służą jej tylko zaufane przyjaciółki, a z nich najbliższa Elwira. To ona ma dla Patrycji pewną propozycję nie do odrzucenia.

Trudno było mi napisać tekst o najnowszej powieści Edyty Świętek, gdyż przychodziły mi go głowy same banalne, wyświechtane już nieco stwierdzenia, a mam wrażenie, że „Cappuccino z cynamonem” zasłużyło na coś więcej. Ot, choćby: autorka rozwinęła skrzydła. Czym zastąpić ten zwrot, który przecież tak trafnie do Edyty Świętek pasuje? Nie będzie też przesady, jeśli napiszę, że pisarka z książki na książkę jest coraz lepsza (uwzględniam tu tylko te wydane w Replice, ponieważ je wszystkie czytałam). Już „Cienie przeszłości” czytało się bardzo dobrze; „Zanim odszedł”, obiektywnie rzecz biorąc, było niezłe (choć u mnie nie trafiło raczej na właściwy moment), a dwoma tomami o hotelarskiej rodzinie – „Tam, gdzie rodzi się miłość” oraz „Tam, gdzie rodzi się zazdrość” – pokazała, że potrafi wprowadzić element zadziorności i sensacyjny pazur. Przy tej ostatniej pisałam, że to najlepsza jej dotychczasowa powieść. Cóż, mniej więcej cztery miesiące później przychodzi mi zmienić zdanie: „Cappuccino z cynamonem”, przy całej sympatii dla poprzedniczek, bije je na głowę. Niech jej najlepszą rekomendacją będzie to, że pochłonęłam ją w jeden wieczór, obiecując sobie, że jeszcze tylko dwie, trzy strony i idę spać. Poszłam, gdy nie było już czego przewracać.   

Tym razem autorka koncentruje się w szczególności na relacjach damsko-męskich. Najpierw widzimy więc Patrycję jako z pozoru kobietę spełnioną, której domowe szczęście to prawdziwa sielanka. W mężu ma najlepszego przyjaciela, a w końcu która żona nie marzy o partnerze, z którym będzie mogła porozmawiać naprawdę o wszystkim? Potem jednak wszystko się rozsypuje, a Patrycji przychodzi przejść na drugą stronę i przez jakiś czas, mówiąc delikatnie – nie lubić rodzaju męskiego w ogólności. Tej wersji poglądów bohaterki mocno kibicują przyjaciółki, szczególnie te, które zawiodły się na swoich mężach. Trzeba przyznać, że tu autorka „pojechała” dość mocno (zaznaczając jednak, że nie są to jej prywatne poglądy) i tak sobie pomyślałam, że jeśli ktoś ma dokładnie taki obraz feministek, jaki reprezentują Jolka i „złotousta” Izabela, to nie dziwię się, że tej grupy kobiet tak wiele osób nie lubi.

Zdrady, tajemnice, kłamstwa – nie brakuje ich w życiu postaci, oj nie. Wszystko to, co ich spotyka, pokazuje, że życie to pasmo wzlotów i upadków; gorszych chwil, po których znów wschodzi słońce. Świętek udowadnia, że relacją dwojga ludzi to coś, o co trzeba walczyć, starać się, ale muszą tego chcieć obie zainteresowane strony, to po pierwsze, a po drugie, musi pojawić się bezinteresowne, szczere uczucie: nie „kocham cię za coś”, ale „kocham cię, bo jesteś”. Tak jak interpretuję przekaz „Cappuccino z cynamonem”.

Gdy spojrzeć na fabułę trzeźwo, to można się oczywiście do paru rzeczy przyczepić. Np. do tego, że Patrycja w oczach wszystkich mężczyzn, którzy się z nią zetkną, jest chodzącym ideałem. Ale pisarka sprawnie rekompensuje to gorszymi nastrojami bohaterki, jej gorzkimi nieraz przemyśleniami. Ale tak naprawdę, jakiekolwiek uwagi negatywne bledną wobec tego, jak świetnie się tę powieść czytało. W literaturze obyczajowej coraz trudniej trafić na prawdziwą perełkę, coś, co można by śmiało uznać za arcydzieło, bo w zasadzie wszystko już było. Ale tym bardziej doceniam te jej przykłady, które wywołują we mnie jeszcze emocje i które pozwalają oderwać się od rzeczywistości, jaką mam na co dzień. I właśnie dlatego podobało mi się „Cappuccino z cynamonem”. Dostrzegam trud włożony przez Edytę Świętek w wiarygodną kreację wszystkich postaci, w to, że ich rozterki są życiowe. Cieszę się, iż kolejny raz mogę podkreślić, że choć powieści autorki ukazują się często, to ich poziom jest coraz lepszy, że dba ona o rozwój swojego warsztatu i nie spoczywa na laurach. Brawo.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Replika. 

http://replika.eu/


Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”, "Grunt to okładka".

21 komentarzy:

  1. Chciałabym pochłaniasz tyle książek... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O relacjach damsko-męskich czytałam niedawno u Agnieszki Olejnik i jak na moje potrzeby na razie wystarczy. Rozglądam się za jakimś kryminałem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kryminał właśnie zaczynam, pierwsze spotkanie z Martą Guzowską, drugi tom cyklu, a co;)

      Usuń
  3. Serdecznie dziękuję za wyrażenie opinii. Pozdrawiam i życzę wielu pasjonujących wieczorów z książką w dłoni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję, za to, że dostarczyła mi Pani tylu emocji:)

      Usuń
  4. Bardzo zaciekawiła mnie fabuła tej książki. Jestem na tak :) pozdrawiam. Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czytałam tej książki, ale mam ją w planach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten apetyczny tytuł mnie woła do siebie od jakiegoś czasu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ zazdroszczę Ci przeczytania tej książki. Mam na nią wielką ochotę od dawna i cieszę się, iż autorka rozwija swój warsztat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, zdecydowanie E. Świętek nie spoczywa na laurach:)

      Usuń
    2. Mam tę książkę i mogę odstąpić... Mnie się nie podobała.

      Usuń
  8. Już o książce słyszałam, sama nie wiem czy mam na nią ochotę, ale jak uda mi się ją dostać w bibliotece to chyba się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  9. O, ta książka też na mnie czeka w poczekalni 'do przeczytania' :-) Jednak teraz mam ochotę na coś zagranicznego, bo ostatnio za dużo polskich książek wpada mi w ręce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie na odwrót, polskich autorów nigdy za dużo;)

      Usuń
  10. Chyba nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale cieszę się, że miałam okazję przeczytać o niej u Ciebie - myślę, że kiedyś się na nią skuszę. Cenię takie życiowe powieści i wyraziste bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.