poniedziałek, 11 maja 2015

Anna Herbich "Dziewczyny z Syberii"



Anna Herbich „Dziewczyny z Syberii”, Znak Horyzont 2015, ISBN 978-83-240-3053-8, stron 304

Jako wielbicielka polskiej historii, mam w niej ulubione epoki, te, które mnie intrygują, o których mogę czytać bez końca. Jest także czas, który zapisał się w pamięci ludzkiej i na kartach książek wyjątkowo czarną czcionką, choć może właściwsze byłoby określenie: krwawą i łzawą. Krwawą, bo spłynął krwią tysięcy katowanych i pomordowanych, a łzawą, bo niejedna łza ich samych oraz członków ich rodzin popłynęła po policzkach. Ten okres to koniec drugiej wojny światowej i początki PRL-u, kiedy władza ludowa umacniała się na stanowiskach „samorządców”; epoka stalinizmu i jej konsekwentna polityka eliminacji tkanki narodu polskiego. Czytam coraz więcej publikacji na ten temat, poszukuję lektur o Żołnierzach Wyklętych, i za każdym razem jest to samo. Szok, niedowierzanie, ból, żal. Wydawać by się mogło, że powinnam się już jakoś uodpornić, złapać namiastkę dystansu, nie podchodzić tak emocjonalnie. Ale nie umiem. Bo nie da się przejść obojętnie obok piekła, jakie okupanci zgotowali Polakom. Ani obok literackich dokumentów z tych strasznych czasów. I nie da się podejść „na chłodno” do książki Anny Herbich „Dziewczyny z Syberii”. Młoda dziennikarka najpierw przedstawiła nam życiorysy dziewczyn, które brały udział w Powstaniu Warszawskim. Teraz daje szansę, by swoje historie opowiedziały nam te, które doświadczyły lodowatej gehenny w rejonach dzikiej, surowej Syberii. 

Janina mogła uniknąć zesłania, ale jej matka nie chciała rozdzielać rodziny. W pociągu znalazła się więc cała czwórka: Janina, jej matka, babcia i siostra. Po sześciu latach w Kazachstanie wróciły tylko dwie z nich. Stefanię oskarżono o „próbę zbrojnego oderwania Wileńszczyzny od Związku Radzieckiego” (str. 52). Wyrok – dziesięć lat łagru. Tam została przegrana i odegrana w karty. Danuta jako dziecko mieszkała w twierdzy Brześć. Jej ojciec zorganizował ucieczkę spod okupacji sowieckiej, ale nie doszła ona do skutku. Zesłanie opuściła z armią Andersa. Podobnie druga Danuta; Kraj Ałtajski pożegnała w wyniku amnestii po układzie Sikorski-Majski. Została żołnierzem Pomocniczej Wojskowej Służby Kobiet. Alinę wywieziono z domu jako jedyną, choć była dzieckiem, miała tylko dziesięć lat. Trafiła do sowieckich sierocińców; gdy odnalazła ją matka, zdarzyła im się podróż na workach pełnych granatów. Pamięta mrozy do minus pięćdziesięciu stopni. Natalia na Syberię trafiła razem z bratem. Gdy wystąpiła w obronie starszej kobiety, znalazła się w karcerze. To ona usłyszała, że jest Polką, co widać od razu, po charakterze. Na Workucie wyszła za mąż. Weronikę NKWD dopadło już długo po oficjalnym zakończeniu wojny. Była „wrogiem ludu”, więc skazano ją na dwadzieścia pięć lat łagru. Po dziś dzień walczy o prawdę i pamięć. Grażynę siostra chciała sprzedać Kazachowi za prosiaka. Potem dziewczyna została zdunem - osiemnastoletnim. Rodzina Barbary utrzymywała się z handlu wymiennego. Jak stwierdziła, „ponurym dowcipem” (str. 260) było to, że z pięcioletniego zesłania wracała w luksusach, pociągiem sleepingowym. Zdzisława z narzeczonym podjęli próbę ucieczki. Zapłaciła za nią tułaczką po siedmiu więzieniach i aresztach.

Dziesięć sylwetek, dziesięć odmian tego samego upodlenia i upokarzania za nic, z wydumanych, nielogicznych jak cały ówczesny system, powodów. Oprócz podobnych okoliczności życiowej tragedii – aresztowanie, niewiele czasu na spakowanie albo i wcale, podróż w koszmarnych warunkach, praca ponad możliwości fizyczne, głód, choroby, utrata bliskich – bohaterki łączy jedno: niewiarygodna siła psychiczna. Choć mówią, że wojna i zesłanie zniszczyły im życie, że nigdy nie wybaczyły swoim katom, że świat już nigdy nie był taki sam, to jednak przetrwały. Nie dały się złamać. I potrafiły się dalej uśmiechać... Mogę jedynie stwierdzić, że jestem pełna nie tylko szacunku, ale i podziwu. Ale mam wrażenie, że to tylko słowa, a one i tak nie oddadzą tego, co czułam, gdy poznawałam kolejne epizody z ich przeżyć. Mogę też założyć, że gdybym znalazła się na ich miejscu, nie wiem, czy moja wola życia byłaby równie wielka, czy nie wolałabym go zakończyć, zwłaszcza gdy zostałabym sama, bez najbliższych. Tym bardziej że one musiały zmagać się nie tylko z ekstremalnymi warunkami pogodowymi, z nieludzkim otoczeniem, ale przede wszystkim z takim traktowaniem. Często przychodzi mi na myśl zdanie Nałkowskiej, że „ludzie ludziom zgotowali ten los”, ale przy kolejnych rozdziałach zadawałam sobie pytanie, czy Sowieci to byli do końca ludzie. I zaraz odpowiadałam, że nie. To, co robili, czyni ich w moich oczach gorszymi od zwierząt. Zwierzę walczy o swój byt, ale nie jest zdolne do takiego okrucieństwa, do jakiego byli zdolni enkawudziści czy strażnicy w obozach. Wiem, do czego byli zdolni Niemcy, co robili przykładowo w ruinach warszawskiej Woli, gdy dogorywało Powstanie. Ale z tych dwóch swołoczy to ta czerwona musiała być gorsza. A gdy czytam o gwałtach, które stanowiły ulubioną „rozrywkę” żołdaków, to za każdym razem robi mi się słabo...    

Nie było łatwo napisać o tej książce; ani mi też w głowie jakakolwiek inna jej ocena poza tą, że „Dziewczyny z Syberii” jest absolutnie godna rekomendacji. A ponieważ dla jej bohaterek najważniejsza jest pamięć, do Was i do samej siebie mam prośbę: czytajmy te historie, niech życiorysy Dziewczyn z Syberii w nas zostaną, bo gdy ich już nie będzie, kto wie, może to nam trzeba będzie dawać świadectwo. Nigdy nie zapominajmy tego, co przeżyły, bo gdy tak się stanie, zwyciężą oprawcy, nawet po tylu latach. A jak powiedziała Stefania Szantyr-Powolna: „ostatecznie to przecież zwyciężyliśmy my” (str. 76).

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,6224,Dziewczyny-z-Syberii

Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”


21 komentarzy:

  1. Bardzo lubię serię Prawdziwe Historie, więc "Dziewczyny z Syberii" są na mojej liście do kupienia w tym miesiącu. Poprzednia książka autorki mi się podobała, więc i ta pewnie wzbudzi niemało emocji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziałabym nawet, że ta jest lepsza od "Dziewczyn z Powstania", o ile można w ogóle stosować takie porównanie.

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Zawsze będę zdania, że warto takie czytać.

      Usuń
    2. Dziadek wiele mi opowiadał o tamtych czasach, ale przez wiele lat było to tabu. Teraz okazuje się, że to była prawda.
      Jakim trzeba być zwierzęciem, żeby rzucić się w 12-stu do młodej dziewczyny, której jedyną winą było imię Hilda i to, że znalazła się w złym miejscu i złym czasie.
      Na pewno sięgnę po książkę.

      Usuń
    3. No właśnie, jakim...

      Usuń
  3. Pięknie opisałaś swoje wrażenia z tej lektury. I chociaż początkowo nie byłam zainteresowana tą książką, to jednak po przeczytaniu Twojej recenzji zmieniłam zdanie. Obym tylko nie żałowała tej decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Wiem, że nie lubisz historii, ale myślę, że jeśli chodzi i "Dziewczyny z Syberii" nie byłabyś zawiedziona.

      Usuń
  4. Moja babcia była na Syberii. Ogromnie żałuję, że nie spisałam jej wspomnień, choć też nie wiem, na ile chciałaby o tym wszystkim rozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jakieś doświadczenia mogła mieć wspólne z bohaterkami.

      Usuń
  5. Jestem przekonana, że ta książka wywołałaby we mnie wiele emocji. Temat wywózek na Sybir zawsze bowiem wywołuje we mnie emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie "emocje" to słowo-klucz w tym przypadku.

      Usuń
  6. Wiedziałam, że Ci się spodoba - byłam pewna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie muszę przeczytać tę książkę!

    OdpowiedzUsuń
  8. Na pewno skorzystam z polecenia i przeczytam, ta książka naprawdę jest godna uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedawno przeczytałam "Wilczęta" oraz "Dziewczyny wyklęte" - obie książki wzbudziły we mnie masę emocji. Z "Dziewczynami z Syberii" z pewnością będzie podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tak. Ten okres naszej historii wywołuje wiele emocji.

      Usuń
  10. Przerażające czasy,jestem pełna podziwu dla kobiet, które przeżyły wywózkę na Syberię.Moją babcię spotkał taki los. Przeżyła dzięki sile charakteru i dzieciom, które za wszelką cenę chciała przywieżć z powrotem do Polski.I to jej się udało.Niestety, najstarszy syn-Janusz, w kilka lat po powrocie umiera.Powód - choroba płuc,którą prawdopodobnie nabył pracując w bardzo trudnych warunkach na Syberii.Babcia długo nie mogła otrząsnąć się z tej traumy. Przerażające czasy!!!

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.