czwartek, 9 kwietnia 2015

Violetta Wiernicka "Rosjanie w Polsce"


Violetta Wiernicka „Rosjanie w Polsce. Czas zaborów 1795-1915”, Bellona 2015, ISBN 978-83-11-13475-1, stron 464

W 1795 roku na ponad sto dwadzieścia lat, Rzeczpospolita Polska straciła niepodległość, znikając z mapy Europy. Jej terytorium i zamieszkujący je obywatele padli łupem Imperium Rosyjskiego, Prus i Austrii. Nauczono nas widzieć zaborców jako okrutnych prześladowców, którzy pragnęli wyrugować polskość; swoje dołożyła też literatura doby romantyzmu. I bez wątpienia dużo w tym prawdy – bo jak inaczej myśleć o tych, którzy innym odbierają wolność – ale czy jednak jest tak do końca? Pewną zmianę refleksji odnotowałam po poznaniu portretów władców z dynastii Romanowów ujętych piórem Andrzeja Andrusiewicza. Łatwo można było wysnuć wniosek, że rosyjscy cesarze nie mieli zapędów ściśle destrukcyjnych wobec Polski, ponieważ traktowali ją jako część swojego olbrzymiego państwa, dlaczego więc mieliby szkodzić samym sobie? Aby bardziej zgłębić ten temat, podjęłam się lektury publikacji Violetty Wiernickiej „Rosjanie w Polsce”. I był to bardzo dobry wybór.

Monografię Wiernickiej można by podzielić – choć jest to mój czysto subiektywny podział – na trzy zasadnicze bloki. Mamy więc rozdziały poświęcone konkretnym osobom; inne części traktują o poszczególnych miejscowościach; wreszcie są fragmenty dotyczące określonych zagadnień. Jeśli więc chodzi o te ostatnie, autorka skupiła się na problematyce prawosławnej cerkwi i jej obecności na polskich ziemiach, potem zajęła się rosyjskimi garnizonami wojskowymi, by na koniec dać wgląd w życie prywatne i rodzinne tamtych lat.

Nieprawdą jest, że unikano kontaktów polsko-rosyjskich. „W sferach arystokratyczno-biurokratycznych i wojskowych kontakty pomiędzy Rosjanami a Polakami były ożywione” (str. 366) – wynikało to przede wszystkim z faktu „kosmopolityczności arystokracji, dla której głównym kryterium przy nawiązywaniu kontaktów była nie narodowość tej czy innej osoby, a przynależność do tej ekskluzywnej kasty” (tamże). Wiadome jest również, że serce nie sługa, więc nie brakowało małżeństw mieszanych, także w okresie, gdy nie były one zbyt dobrze widziane – aczkolwiek nawet wówczas nie chodziło o kwestie pochodzenia, a bardziej o religię. Początkowo zresztą – od momentu powstania Królestwa Polskiego w 1815 r. do wybuchu powstania listopadowego w 1830 r. – „wielki książę Konstanty, dowódca armii polskiej i faktyczny rządca Królestwa, i Aleksander I zachęcali do intensywnych wzajemnych kontaktów pomiędzy Polakami i Rosjanami i popierali mieszane małżeństwa” (str. 365), „upatrując w nich ważny czynnik dla zbliżenia obydwu narodów i realizacji ambitnych planów cesarza wobec Królestwa” (str. 373).

Car Aleksander I oraz wielki książę Konstanty to jedne z kilku postaci, które zostały przedstawione w tym tomie. Ten pierwszy „odcinał się od polityki swej babki Katarzyny II i chciał być postrzegany jako dobroczyńca, który puścił w niepamięć udział Polaków w wojnach napoleońskich” (str. 7). „Król polski (...) dbał o dobrobyt nowych poddanych: w okresie konstytucyjnym (1815-1830) w Królestwie nastąpił wzrost gospodarczy, a wiele polskich miast – przede wszystkim Warszawa – wypiękniało” (tamże). O Konstantym jemu współcześni mawiali, iż „żywił najgorętszą miłość do wojska polskiego i Warszawy, ale inni dodawali: Może i najgorętsza, ale nieszczęśliwa, jak każda miłość bez wzajemności” (str. 49). Poślubił Polkę, Joannę Grudzińską, księżnę łowicką, z którą stworzył wyjątkowo zgodne i szczęśliwe stadło. Wiernicka prezentuje jeszcze sylwetkę dekabrysty Michaiła Łunina, który „nie tylko nie wyrzekł się swoich poglądów, ale głosił je nawet w nieludzkich warunkach syberyjskiej zsyłki” (str. 85); oraz rosyjskiego prezydenta Warszawy, Sokratesa Starynkiewicza, któremu miasto zawdzięcza budowę wodociągu i kanalizacji – do inwestycji tej dokładał zresztą swoje oszczędności; był jednym z nielicznych urzędników, którzy zapisali się we wdzięcznej pamięci mieszkańców. Autorka opisuje jeszcze generała Antona Denikina oraz trójkąt składający się z poetki Zinaidy Gippius, pisarza Dmitrija Mereżkowskiego i homoseksualisty Dymitra Fiłosofowa – w tym rozdziale widzimy tych, którzy nie akceptowali rewolucji bolszewickiej i nie przyjmując nowej władzy, znaleźli się w już niepodległej Polsce. Tak szczerze mówiąc, czytając o tych, którzy darzyli polską ziemię prawdziwą miłością, którzy naprawdę chcieli jej rozwoju i dobrobytu, nie mogłam oprzeć się myśli, że minie kilkadziesiąt lat i nastaną w Polsce ci, którzy będą ją samą i Polaków mieli za nic...

Wspomniałam o Warszawie i to ona inicjuje dział o miejscowościach. „Gdy w roku 1815 władze Królestwa Polskiego rozpoczęły modernizację i porządkowanie Warszawy, było to miasto niemal średniowieczne”, by przed pierwszą wojną światową stać się „trzecim co do wielkości miastem imperium Romanowów i ósmym w Europie” (str. 103). Obok niej i Łodzi, Wiernicka zabiera nas w podróż po cesarskich rezydencjach w Białowieży i Spale, w których władcy chętnie gościli, oddając się urokom życia rodzinnego i polowaniom z dala od wielkiej polityki – ta z kolei zawitała w 1884 r. do Skierniewic, które stały się miejscem zjazdu trzech cesarzy: Aleksandra III, Franciszka Józefa i Wilhelma I.    

Violetta Wiernicka musiała włożyć sporo pracy, by uzyskać tak znakomity efekt końcowy. Jej publikacja stoi na wysokim poziomie merytorycznym, a przy tym doskonale się ją czyta. Dla osób zainteresowanych tematem – i tak jak ja, zafascynowanych dynastią Romanowów – będzie to bez wątpienia pozycja niezwykle wartościowa. Znaczenie mam tutaj także fakt, że autorka w wielu miejscach narracji przyjęła perspektywę jednostki – tezy i twierdzenia opatrzyła licznymi autentycznymi przykładami, nie ograniczając się tylko do tych najbardziej znanych, ale wyszukując takie, do których zwykłemu czytelnikowi nie byłoby łatwo dotrzeć. „Rosjanie w Polsce” to książka o dość kompleksowym ujęciu tematu (piszę dość, ponieważ moja wiedza na temat epoki zaborów nie jest tak pełna, jak bardzo bym sobie tego życzyła, więc nie wiem, czy czegoś nie zabrakło), a dzięki temu godna pochwały i rekomendacji.

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Bellona.

http://www.bellona.pl/aktualnosci

Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Polacy nie gęsi”.

14 komentarzy:

  1. Kilka lat temu bardzo interesowałam się i ja dynastią Romanów, skoro książka godna uwagi, to ja ją chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że pozwala trochę inaczej spojrzeć na czasy zaborów.

      Usuń
  2. Nie przepadam za książkami historycznymi, jednak ta brzmi ciekawie. Aby ocenić obecne relacje polsko-rosyjskie należy prześledzić historię. Z chęcią podjąłbym się tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenna uwaga, choć podejmując się takiego zadania należałoby chyba sięgnąć także po inne lektury:)

      Usuń
  3. Mój wujek interesuje się historią Romanowów, więc polecę mu tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno będzie to dla niego ciekawa lektura:)

      Usuń
  4. Bardzo interesująca i dobrze napisana książka naukowa (ale "do czytania"). Jednak szkoda, że autorka pominęła wiele ważnych postaci, o których moje pokolenie uczylo się jeszcze w szkole. Gdzie jest senator Nowosilcow, gdzie Apuchtin, gdzie carski nieślubny syn Gustaw Ehrenberg?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twoją recenzję, masz zdecydowanie większą wiedzę, niż ja, podajesz konkretne przykłady tego, co zabrakło, ja mogłam się zabezpieczyć tylko jednym stwierdzeniem w ostatnim akapicie. Ale rzeczywiście, o Nowosilcowie pomyślałam, bo jednak jego nazwisko z lat nauki szkolnej pozostaje w pamięci.

      Usuń
    2. Ja się tak później zastanawiałam, jaki klucz przyjęła Autorka, wybierając te, a nie inne osoby do opisania. I nie mogę wciąż odkryć tego klucza :))) Faktem jest, że tych Rosjan w Polsce było całe mrowie i być może wybór był trudny.
      Dobrze, że w ogóle wyszła taka książka. Może za nią pójdą kolejne opracowania tego tematu? W końcu, mamy wspólną historię z Rosjanami.

      Usuń
    3. Może chciała przedstawić tych bardziej "dobrych", że tak to nazwę? Trudno powiedzieć:)

      Usuń
  5. Ja jednak odpuszczę siebie te pozycję, zapewne już wiesz dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam Cię, że lubisz i często czytasz książki historyczne, ja by chyba nie mogła aż tyle na raz :) Ciężko mi się zebrać, a przede wszystkim zakupić czy wypożyczyć. Zawsze jak czytam sobie u Ciebie recenzje to myślę: to musi być ciekawe, muszę to poznać. Szkoda, że kończy się tylko na myślach :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to chyba wynika z tego, że mam chyba jakiś przesyt zwykłymi powieściami, sama też to zauważyłaś, że gdy czyta się ich dużo, to w pewnym momencie zaczyna się od nich więcej wymagać. A gdy kolejna nie może sprostać takim oczekiwaniom, to wolę sięgnąć po coś historycznego:)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.