środa, 11 marca 2015

Julie Kavanagh "Dziewczyna, która kochała kamelie"



Julie Kavanagh „Dziewczyna, która kochała kamelie. Życie i legenda Marie Duplessis”, Znak Literanova 2015, ISBN 978-83-240-2687-6, stron 304

Nie czytałam jeszcze „Damy kameliowej” Aleksandra Dumasa syna, ale gdy tylko zobaczyłam zapowiedź książki poświęconej jej bohaterce, uznałam, że to będzie znakomity punkt wyjścia do ewentualnego ukłonu w stronę klasyki (który, przyznaję, wykonuję zbyt rzadko). Julie Kavanagh Marie Duplessis poświęciła pięć lat swojego życia, gromadząc wszelkie – niełatwo dostępne – materiały na jej temat i przekuwając je w tę biograficzną opowieść. Ta książka miała według mnie wszelkie zadatki na to, by uznać ją za interesującą i jedną z lepszych – ma formę biografii, a te przecież uwielbiam; prezentuje nietuzinkową bohaterkę, która trudniąc się mało pochlebnym zajęciem, osiągnęła sukces towarzyski, stając się po tragicznie młodej śmierci inspiracją dla artystów, twórców sztuki, a taka historia musi być intrygująca – a tymczasem coś nie zagrało na samym początku i potem z każdą stroną mój entuzjazm malał. I przykro mi z tego powodu – czytałam tę pozycję bardzo długo, co zupełnie nie jest w moim stylu, a liczyłam na to, że porwie mnie bez reszty.

Dziewczyna, która kochała kamelie, Marie Duplessis, przyszła na świat w 1824 r. „Została porzucona przez matkę, była poniewierana, upokarzana i wykorzystywana seksualnie przez ojca” (str. 28). Głód i chłód nie były dla niej czymś obcym, a jej jedynym kapitałem była niespotykana uroda. To właśnie z niej postanowiła zrobić użytek: „ta dziewczyna z normandzkiej wsi w ciągu kilku miesięcy stworzyła się na nowo: zmieniła imię i nazwisko, nauczyła się ubierać, mówić i zachowywać jak księżna (...). Niegdysiejsze porzucone wiejskie dziecko, które ledwie umiało czytać i pisać, gdy w wieku trzynastu przybyło do stolicy, zaledwie siedem lat później prowadziło własny salon, w którym regularnie gościli arystokraci, politycy, artyści i wielu słynnych pisarzy tamtych czasów (...). Dzięki swej profesji Marie zbliżyła się do najbłyskotliwszych umysłów Paryża” (str. 13). Co takiego w sobie miała ta młoda dziewczyna, że błyszczała jak najjaśniejsza gwiazda? Co ją wyróżniało na tle innych kurtyzan, że to właśnie ona po wsze czasy została uwieczniona jako bohaterka powieści, oper i filmów?

Na tak postawione pytania stara się odpowiedzieć Julie Kavanagh. Próbuje rozwikłać charakterystyczną dla Marie dwoistość natury. „Była uzależniona od przyjemności, lecz nękały ją złe przeczucia (...). Odbyła duchową podróż, błagając o przebaczenie i pragnąc odpokutować za swój brak odpowiedzialności moralnej (...). Była tylko dziewczyną, rozrywkową dziewczyną – i zarazem kimś o wiele więcej. Zaspokajając seksualne potrzeby mężczyzn, dawała swoim „opiekunom” piękno, wdzięk i elegancję, doskonaląc jednocześnie każdy aspekt własnego życia z wrażliwością artystki” (str. 30). Według autorki „Marie Duplessis była jedną z wielkich romantycznych muz” (str. 31) i jest to główny powód, dla którego zdecydowała się przybliżyć światu jej „niedocenianą” historię. Żałuję, że zrobiła to w sposób, który nie sprawił, że ja tę historię doceniłam. Albo inaczej: może życiorys Marie faktycznie warty jest poznania, ale forma jego przekazu rozczarowuje.

Zabrakło mi w narracji pasji. Kavanagh podkreśla, że postać Duplessis ją zafascynowała i rzeczywiście tak musiało być, skoro poświęciła jej taki szmat czasu oraz mnóstwo wysiłku przy poszukiwaniu i docieraniu do źródeł. Ale kompletnie nie widać tego w książce, zupełnie tej fascynacji nie odczułam. A skoro autor nie potrafi oddać swojego zaciekawienia i uwielbienia dla bohatera, o którym pisze, to jak może je poczuć odbiorca? Oczywiście doceniam ogrom pracy, jaki włożyła w dokładność merytoryczną, prostowanie wszelkich nieścisłości, ale chyba zachowało się zbyt mało tych źródeł, by stworzyć pełny portret Marie – często łapałam się na myśli, że dziewczyna jest tylko tłem, a nie postacią pierwszoplanową. Wiadomo, że funkcjonowała w określonych realiach społecznych i w innych jej życie potoczyłoby się zapewne inaczej, ale jakoś za mało wyrazista była dla mnie jej sylwetka, pozostała postacią tylko papierową. Taka sytuacja generowała znużenie lekturą (co częćciowo może jeszcze wynikać z faktu, że pierwsza połowa XIX wieku, na którą przypadło krótkie życie Damy Kameliowej, nie jest widocznie epoką, za którą bym przepadała).

Nie lubię pisać takich tekstów, ale nie potrafię do „Dziewczyny, która kochała kamelie” podejść bez subiektywnej perspektywy, a ta jest, jaka jest. Mimo wszystko chciałabym, żeby zebrała ona pozytywne recenzje, bo to by znaczyło, że jestem wyjątkiem i że po prostu nie była to lektura dla mnie, choć wcześniej wszystko na to wskazywało. Albo mam kryzys czytelniczy, bo to trzecia książka z rzędu, w której znajduję mankamenty, zamiast się nią cieszyć.  

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

http://www.znak.com.pl/


Wyzwanie: „Czytamy książki historyczne”.

18 komentarzy:

  1. Szkoda, że książka wypada blado.. Ja mam właśnie jakiś kryzys czytelniczy, postaram się go dzisiaj w końcu przełamać fajną lekturą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na szczęście troszkę lepiej, przełamałam go trochę czymś nowym;)

      Usuń
  2. Szkoda. Szkoda, że lektura okazała się być dla Ciebie nużącą. Mimo to trzeba przyznać autorce, że pomysł miała interesujący. Mam nadzieję, że poznanie bohaterki osobiście, na łamach powieści, okaże się dla Ciebie bardziej intrygujące.
    PS. Jeśli masz ochotę uzupełnić swoją półkę z biografiami, to zapraszam do mnie na rozdanie. Niestety sama nie jestem fanką tego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, pomysł ciekawy, zwłaszcza że doszła do niego ciężka praca, więc tym bardziej mi szkoda, że wykonanie zawiodło.
      Dziękuję za zaproszenie, zajrzę do Ciebie zaraz. U mnie również trwa mały konkurs, może tam znajdziesz coś dla siebie:)

      Usuń
  3. Czasami tak bywa, że książka nie spełnia naszych oczekiwań. Ale może kolejna pozycja zetrze niemiłe wspomnienie. Trzeba być dobrej myśli :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście tak właśnie się stało, trochę mi już lepiej, choć już wiem, że do jednej rzeczy znów się przyczepię;)

      Usuń
  4. Kurcze nooo. Książka w weekend do mnie przyjedzie z Polski. Nastawiałam się na dobrą, ba bardzo dobra lekturę. Po Twojej recenzji będę z dystansem podchodzić do Dziewczyny..ale na pewno przeczytam. Też nie lubię pisać takich recenzji:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj, bardzo chcę poznać Twoje zdanie. Mam nadzieję, że nie przeżyjesz zawodu i że znajdziesz w niej coś, czego ja nie potrafiłam dostrzec.

      Usuń
  5. O jej! To bardzo smutne, że w tekście nie widać fascynacji. Takie książki musi się trudno czytać :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Sam pomysł na fabułę mi się podoba, więc choćby dla niego bym do niej zajrzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno warto, żebyś do niej zajrzała, a nuż Ciebie przekona:)

      Usuń
  7. Uuu Pauluniu skoro Ty tak piszesz to ja nie mam co sięgać, a tak mnie zainteresowała, szkoda ponieważ mogło być naprawdę ciekawie, ale wszystko zależy od autora...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo żałuję, bo naprawdę mogło wyjść super, na to liczyłam.

      Usuń
  8. No niestety, jeśli autorka nie potrafi przełożyć swojej pasji i entuzjazmu na karty książki, to chyba rzeczywiście nie mam po co sięgać... A szkoda... ciekawe, czy zabrakło autorce zdolności, czy też właśnie pasji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, chyba bardziej zdolności, bo jakby je miała, to może umiałaby tę pasję przelać na karty, ku uciesze czytelnika, a tak to wyszło nędznie.

      Usuń
  9. Zwróciłam na nią uwage w zapowiedziach, ale chyba po twojej recenzji sobie odpuszcze, spodziewałam sie czegoś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbować zawsze możesz, np. gdy spotkasz ją w bibliotece, ale cóż, ja też oczekiwałam zupełnie innych wrażeń.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.