poniedziałek, 20 października 2014

Joanna Keszka "Grzeczna to już byłam"



Joanna Keszka „Grzeczna to już byłam. Kobiecy przewodnik po seksie”, Pascal 2014, ISBN 978-83-7642-424-8, stron 336

Poradników nie czytam z zasady – po prostu nie wierzę w uniwersalne rady, skrojone na miarę wszystkich razem i każdego z osobna. Ale... Zastanawialiście się kiedyś nad tym, ile czasu w naszym życiu poświęcamy na sen, na pracę czy na inne, bardziej szczegółowo opisane, czynności? Bo „według brytyjskich naukowców, w ciągu całego życia uprawiamy seks przez 49 dni, 13 godzin i 41 minut” (źródło www.figa.pl). Jeśli więc po zsumowaniu wychodzi taki kawałek czasu, a pojawiła się okazja przeczytania książki poświęconej tak istotnemu zjawisku, pomyślałam sobie: a co mi tam, przecież nic nie tracę, a może coś zyskam?

Joanna Keszka redaguje portal internetowy dla kobiet oraz jest właścicielką butiku z ekskluzywnymi gadżetami erotycznymi również dla pań (choć oczywiście nie tylko). Prowadzi także warsztaty dedykowane kobiecej seksualności. Wydaje się więc być właściwą osobą do tego, by swoje doświadczenia przekazać w formie przewodnika czy poradnika (określenie dowolne, w zależności od tego, co sami będziemy chcieli wynieść z niniejszej książki). Już początkowe strony utwierdziły mnie w przekonaniu, że autorka wie, o czym chce pisać i że ma co przekazać, oraz że prezentuje wyraziste poglądy, z którymi chce się podzielić. Pozwolę tu sobie na dość długi cytat, ale jest to jeden z tych, przy których po raz pierwszy pojawiła się myśl, by sięgnąć po coś kolorowego i mocno podkreślić, by rzucało się w oczy i zostało w pamięci: „Zastraszona, zawstydzona i zdezorientowana kobieta to kobieta potulna. I tak ma być na wieki wieków. Amen. Pomyśl tylko, jak intensywnie konserwatywni politycy (czyli prawie wszyscy w naszym kraju) i przywódcy religijni (duchowni różnych rang i wyzwań) zabiegają o to, żeby przejąć kontrolę nad kobiecymi ciałami m. in. za pomocą twardego antyaborcyjnego stanowiska oraz poprzez codzienne połajanki na temat tego, co przystoi, a co nie „porządnej” (niestety, nie od słowa „pożądać”) polskiej kobiecie. Gdyby tylko zależało to od tych seksobojnych obywateli, nie miałybyśmy w ogóle dostępu do antykoncepcji i kochałybyśmy się nie dla własnej frajdy i przyjemności, lecz po to, by zaspokoić męskie „zapotrzebowanie” na tego typu rozrywkę. Bose, w permanentnej ciąży i zaprogramowane na to, że seks to kolejny obrzydliwy/święty (niepotrzebne skreślić) obowiązek, zostałybyśmy zamknięte w kuchni. I niestety, to nie jest żart. To tylko wyjaśnia, skąd bierze się tak dużo kobiet, które „nie lubią seksu” lub dla których „seks nie ma takiego dużego znaczenia” (str. 6 szczotki). Ta myśl, pod którą się podpisuję, zrodziła we mnie jeszcze jedną refleksję. Żyjemy w dość dziwnym, by nie powiedzieć schizofrenicznym, społeczeństwie, w którym na pierwszym miejscu stawia się hipokryzję. Bo tak: z jednej strony seks jest tematem tabu, a jeśli nawet się o nim mówi, to tylko w takim kontekście, że jest czymś złym, grzesznym, brudnym, mającym wzbudzać poczucie winy. Z drugiej jednak, wystarczy obejrzeć byle blok reklamowy nadawany o każdej porze dnia – bo już nawet nie nocy – by dojść do wniosku, że nie ma chyba produktu, którego nie próbuje sprzedać się za pomocą seksu (a o kobiecie sprowadzanej w nich do roli przedmiotu to nawet nie wspomnę, żeby się nie zdenerwować). No więc gdzie tu logika? W momencie, gdy piszę te słowa, internetowe strony plotkarskie ekscytują się tym, jak to dziennikarka Dorota Wellman w swoim programie, w ferworze dyskusji „rzuciła mięsem” i powiedziała, że ona nie chce, by ktoś jej się – i tu padło powszechnie używane słowo na k – wtrącał do jej macicy. I o co cała afera? Nie o to, że wyraziła klarowny pogląd wielu kobiet – a przynajmniej mam taką nadzieję, ale mój na pewno – że to one powinny decydować o swoich intymnych sprawach, tylko o to, że przeklinała na wizji. Dla mnie paranoja i odwracanie kota ogonem...

Może troszkę odbiegłam od samej publikacji, ale zapewniam, że tylko troszkę. Bo tak naprawdę „Grzeczna to już byłam” nie jest książką tylko o seksie. Dla mnie dotyczy ona przede wszystkim kobiecości. Rozumianej z jednej strony najszerzej jak się da, ale z drugiej sprowadzonej do jakże krótkiego, ale znaczącego stwierdzenia: „Jestem kobietą i mam prawo do...” – a dalej to już każda z nas może wstawić to, na co tylko ma ochotę. Joanna Keszka przekonuje nas, że jeśli tylko same czegoś pragniemy, a nie jest to na nas wymuszane, to jest to dobre. Jeśli mamy ochotę czerpać radość z seksu, to mamy sobie dać na to przyzwolenie, bo to nasze życie, mamy je tylko jedno i to my powinnyśmy decydować, jak chcemy je przeżyć, nie ktoś inny. Oczywiście działa to też w drugą stronę, jeśli kobieta tkwi w nieszczęśliwym, nie dającym jej spełnienia, związku i nie chce z tym nic zrobić, to jej prawo, jeśli tylko ona sama o tym zdecydowała. I jeszcze jedno: ani jej, ani tej, która odważy się ruszyć drogą swojego „orgazmicznego potencjału”, nie wolno przypinać łatek. A te mogą być niezliczone: od niemoralnej, po zepsutą, wulgarną, czy co tam jeszcze innym, najczęściej mężczyznom, przyjdzie do głowy. I tak naprawdę, to wara wszystkim od tego, co dzieje się w zaciszu sypialni między dwójką bliskich sobie ludzie. Bo seks do tego można sprowadzić: do zacieśniania bliskości i do okazywania sobie uczuć.    

A dla tych, które chcą pójść za głosem Joanny Keszki, przygotowała ona szereg rad, pomysłów i sposobów na poznawanie siebie w seksie oraz urozmaicanie sypialnianych (i nie tylko) „manewrów”. Znajdziemy więc tutaj pomysły na zabawy erotyczne i tworzenie takich scenariuszy; omówienie rekwizytów, które można wykorzystać czy informacje, do czego kobiecie – i to nie tylko tej samotnej – może się przydać wibrator. Autorka podkreśla przy każdej sposobności, jak ważna w seksie – a właściwie jeszcze przed nim – jest rozmowa, wspólne z partnerem wyznania, co nas cieszy, co nas podnieca, czego oczekujemy, a jednocześnie, gdzie biegną nasz granice i na co nie zgodzimy się nigdy w życiu. Keszka wspomina też, jak ważne dla pań są ćwiczenia mięśni Kegla oraz jak podjąć współżycie – i się z niego cieszyć – po porodzie. Nie ucieka też od trudnego tematu, jakim jest przemoc seksualna, uświadamiając tutaj, jak niedaleka jest do niej droga. Bo nie zawsze chodzi o gwałt w ścisłym (i prawnym) znaczeniu tego słowa, a o te wszystkie przypadki, kiedy damskie „nie” nie zostało uwzględnione – bo przecież kiedy kobieta mówi „nie”, to myśli „tak”; to jeden ze stereotypów, który zawsze wyprowadza mnie z równowagi. Z takimi pokutującymi w społeczeństwie, zwłaszcza w męskiej jego części, przekonaniami, dziennikarka też się rozprawia.

Można chyba powiedzieć, że niniejszy tekst bardziej przypomina manifest feministyczny. Chciałam uniknąć tego słowa, żeby nie szufladkować, ale jeśli przyjmiemy, że feminizmem jest danie kobiecie prawa do życia po swojemu, tak, jak sama tego pragnie, bez krępujących więzi narzuconych przez innych, to tak, i mój tekst będzie feministyczny, i książka Joanny Keszki też taka będzie. Choć w tytule położyłabym nacisk na słowo „kobiecy” i stwierdziła, że to kobieca książka dla kobiet, uważam również, że powinien ją przeczytać każdy mężczyzna, dla którego jego partnerka jest ważna i któremu leży na sercu jej szczęście. Wspólna lektura też będzie dobrym pomysłem – może stanowić wstęp do rozmów i do zmian, jeśli jest na nie potrzeba.

Joanna Keszka części z nas, kobiet, może otworzyć oczy na pewne prawdy, które warto przemyśleć i wdrożyć w życie; innym paniom jasno poukłada w głowach to, nad czym być może się zastanawiały i z czym już wcześniej się zgadzały. Na dodatek zrobi to w bardzo przyjazny i przyjemny sposób, bo pisze na luzie, z poczuciem humoru i bez pruderii (jeśli więc ktoś czerwieni się na samo słowo „seks”, o innych, także tych bardziej pikantnych, nie wspominając, to chyba nie jest to lektura dla niego – no chyba że właśnie chce się przestać czerwienić, to wtedy jak najbardziej). Czyli tak, jak powinniśmy/powinnyśmy podchodzić do naszego życia intymnego.

A na koniec: pamiętacie tytuł książki „Grzeczne dziewczynki idą do nieba, niegrzeczne idą tam, gdzie chcą”? Tylko od nas samych zależy, którą z tych opcji wybierzemy. I chyba nie muszę mówić, którą wybrała Joanna Keszka i do której będzie czytelniczkom bliżej po zapoznaniu się z jej książką...? 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Pascal.

http://ksiegarnia.pascal.pl/ksiegarnia.php

Wyzwania: „Grunt to okładka”, „Nie tylko literatura piękna...”.

12 komentarzy:

  1. Książkę już czytałam, lecz 'muszę' z jej recenzją poczekać na dzień premiery, więc wtedy poznasz moje odczucia z tej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem książka nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazwyczaj nie czytam poradników, a tych dotyczących seksu tym bardziej. Chyba nie jest to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pewnie też szybko nie zagości ponownie ten gatunek;)

      Usuń
  4. A ja od czasu do czasu podczytuje poradniki. Ta publikacja wydaje się być godna zainteresowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Poradniki czytuję, ale tylko te, które mnie w pewien sposób zaskakują. Ten do nich nie należy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, co masz na myśli mówiąc o zaskakiwaniu, bo może jednak bym spróbowała Cię przekonać;)

      Usuń
  6. wczoraj zakupiłam książkę i dziś została wysłana :) już nie mogę się doczekać kiedy zacznę ją czytać :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.