Marian Zacharski „Dama z pieskiem. Kulisy wywiadu II RP”,
Zysk i S-ka 2013, ISBN 978-83-7785-325-2, stron 492
Hrabina Oktawia Wielopolska urodziła się w 1908 r. w bogatej
rodzinie posiadacza ziemskiego. Od dzieciństwa przyzwyczajona była do
wystawnego trybu życia. Mając niewiele ponad dwadzieścia lat, poślubiła
starszego hrabiego Józefa Wielopolskiego, z którym doczekała się córki. Jej mąż
był rozwodnikiem i hazardzistą, który dość skutecznie przetracał rodzinny
majątek. Nic więc dziwnego, że ojciec Oktawii nie akceptował jej wyboru.
Kobieta mnóstwo czasu spędzała we Francji, gdzie letni dom miała jej matka.
Towarzystwo poznawanych tam mężczyzn ogromnie jej odpowiadało, imponowali jej,
mogła prowadzić życie, jakie lubiła. A mężczyzn kochała ponad wszystko, kolekcjonowała
ich, i to dosłownie.
Każdemu z nich poświęcała notatkę, nie tylko z jego
danymi; opisywała też atrybut męskości i umiejętności łóżkowe. Upodobaniami
żony hrabia niezbyt się przyjmował w obliczu narastających długów i
pogarszającej się sytuacji materialnej. Kiedy więc spotkał przedstawicieli
polskiego wywiadu, perspektywa stałych dochodów okazała się być kusząca. Rola
hrabiny w tworzonym „salonie politycznym” miała się sprowadzać do tego, co
lubiła i umiała robić najlepiej.
Celnik Marjan (imię tak pisane) Brożyna, urodzony pod koniec
XIX wieku, swoją karierę dzielił między zawód nauczyciela i wojskowego.
Ostatecznie trafił do Straży Granicznej, otrzymując posterunek przy granicy z
Niemcami. Miał zbierać informacje o tamtejszych zbrojeniach. Brożyna z małżonką
również lubili żyć swobodnie, nie bacząc na faktyczny stan posiadania.
Mężczyźnie coraz bardziej podobała się „łatwość”, z jaką zdobywali pieniądze
przemytnicy. Postanowił działać na dwa fronty.
Kolejna rzecz to historia współpracy Polaka Bronisława
Jasińskiego z Niemcem Franzem Kurkiem. Jednemu i drugiemu chodziło o możliwość
szybkiego wzbogacenia się. Losy muzyka Georga Dupkego to przykład
nieumiejętnego nadzorowania i prowadzenia działalności wywiadowczej – zaniedbań
dopuścili się polscy oficerowie. Erika Bielang miała tego pecha, że uwikłała
się w konflikt między polskim, a niemieckim wywiadem – poszła za mężczyzną,
skusiły ją pieniądze. Zacharski pokrótce przedstawia też sylwetki Izydora
Chmieli, Józefa Cholewy oraz Karola Matuszewskiego i ich przygody jako
„agentów”. Ostatnie dwa rozdziały to następne opowieści o tych, którzy dla
środków finansowych zajęli się tym, do czego nie byli powołani.
Okres dwudziestolecia międzywojennego interesuje mnie głównie pod katem
obyczajowości i życia społecznego. Ale że miało ono miejsce w konkretnej
rzeczywistości historycznej, tym razem wybrałam innego typu lekturę. I już na
wstępie muszę powiedzieć, że to nie był dobry wybór.
Najwięcej uwagi skierowałam na Oktawię Wielopolską, tytułową
damę z pieskiem, ponieważ sam autor pisze o niej dużo i była to najbardziej
interesująca historia ze wszystkich przedstawionych. Z każdą następną robiło
się już tylko gorzej. Z jednego powodu - wszystkie opierały się o jeden
schemat: osoba – pieniądze – „akcja” – aresztowanie – wyrok. Zmieniały się
tylko okoliczności. Im dalej, tym lektura szła mi oporniej, pojawił się element
wtórności i powtarzalności. Zrobiło się zwyczajnie nudno, a operacje
wywiadowcze nie wzbudzały żadnej ekscytacji, co powinno być przecież naturalne.
To akurat wiąże się z tym, jaki obraz wywiadu wyłania się z całości
publikacji. Łatwo wysnuć wniosek, że
wywiad zupełnie nie radził sobie z samym sobą. Wyglądało to raczej na zabawę w
konspirację, niż faktyczne, poważne działania, mające na celu uzyskanie
informacji o przeciwniku. Werbowano kogo popadło, bez jakiejkolwiek
weryfikacji, czy dana osoba się nadaje. A ci, których opisano, nie nadawali się
wcale. Zresztą było to celowe zamierzenie Zacharskiego, bo jak stwierdził,
chciał przedstawić „ludzkie oblicze” wywiadu, który „jak każda instytucja ma w
swoich szeregach określony procent nieuków, życiowych niedorajd, cwaniaków,
erotomanek, karierowiczów”. Pisze też, że „tego typu przykładów, zarówno wśród
agentów, jak i wśród oficerów”, znalazł „bez liku” (opis z okładki). Moim
zdaniem przedobrzył z liczbą zaprezentowanych osób – było ich po prostu za
dużo, żeby nie pojawiło się wspomniane już znużenie – lub też nie poradził
sobie ze sprawnym podaniem tych historii.
Z powyższym wiąże się mój kolejny zarzut: język. Dawno już
nie czytałam czegoś tak drewnianego i topornego. Naturalności za grosz,
jakichkolwiek przebłysków lekkości czy poczucia humoru (a ono plus ironia
mogłyby się pojawić, biorąc pod uwagę, co wyczyniali czasem domorośli „agenci”)
nie znalazłam. Dialogi postaci aż rażą swoją drętwotą. O komforcie czytania nie
może więc być mowy. Autor pozwala sobie też na wyrażanie własnych sądów i ocen,
tyle że są one dość niejasne bez znajomości wszystkich faktów i pełnego obrazu
wywiadu. Tutaj mamy tylko wycinek, podany bez osadzenia w kontekście
historycznym. Zabrakło jakiegoś wprowadzenia ogólnego, wstępu, czegokolwiek, co
dałoby punkt wyjścia i pomogło zrozumieć sytuację, jaka miała wtedy miejsce.
Sam przytoczony cytat to za mało. Podsumowania też nie ma. Poważne
niedopełnienie, jeśli chodzi o książkę historyczną.
Kolejne uchybienie to brak informacji o źródłach. Nie ma
bibliografii, są tylko wzmianki typu „w archiwach nic więcej nie znaleziono”.
Jakie to archiwa, możemy się dowiedzieć (lub domyślać) tylko z podpisów przy
jedynym materiale źródłowym, którym są kopie wyroków sądowych, opinii i
dokumentów. Zastanawiam się tylko nad sensem ich umieszczania; dla mnie są
bezużyteczne, bo w języku niemieckim, a po drugie, przypuszczalnie na nich
autor bazował, więc po co, skoro je opisywał?
Sama nie wiem czemu, ale oczekiwania co do treści miałam
zupełnie inne. Liczyłam na spojrzenie na wywiad z perspektywy profesjonalistów,
oficerów. Ujęcie od strony „agentów amatorów”, pozyskiwanych z ludności, mogło
być interesujące, ale Marian Zacharski w roli historyka zupełnie nie zachwycił.
Dokumentom sądowym chciał nadać ludzki wymiar, ale nie udało mu się to do
końca. Szkoda, bo temat wybrał sobie niewątpliwie ciekawy. Ale już realizacja
pozostawia wiele do życzenia. Nie polecam, chyba że ktoś jest znawcą i
pasjonatem historii wywiadu; może wówczas wyniesie z tej książki to, czego ja
nie dostrzegłam.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi
Sztukater.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy książki
historyczne”, „Lata dwudzieste, lata trzydzieste...”, „Nie tylko literatura
piękna...” oraz „Polacy nie gęsi”.
Jak już kiedyś wspominałam, okres dwudziestolecia międzywojennego w ogóle mnie nie interesuje, dlatego nie skuszę się na tę książkę, tym bardziej, że sama się na niej w pewien sposób zawiodłaś.
OdpowiedzUsuńNawet nie w pewien sposób, a całkowicie;) W innym przypadku może i bym Cię próbowała zachęcać, ale tutaj absolutnie nie ma do czego. Niestety.
UsuńDrętwy język strasznie by mnie irytował. To chyba nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńBardzo przeszkadzał. Czasem, jak ciekawi mnie treść, potrafię przymknąć na to oko, ale tutaj ani treść, ani styl mi nie pasowały.
UsuńUff a myślałam o tej książce, bo wiesz, że dwudziestolecie uwielbiam, ale w tym przypadku ocenianie książki po okładce na coś sie przydało:) nie będę czytać, wolę mój ukochany i sprawdzony PWN:)
OdpowiedzUsuńWiem i zastanawiam się, co Ty byś o niej powiedziała, no ale nie będę namawiać, bo szkoda czasu.
UsuńZa ciężki kaliber jak dla mnie, znawcą i pasjonatką tematu też nie jestem. ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie, stąd też i moja opinia;)
UsuńMnie bardzo pociągają książki o dwudziestoleciu międzywojennym, szkoda, że książka ma niedociągnięcia...
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, bo materiał mógł się okazać fascynujący.
UsuńOj zdecydowanie nie dla mnie, męczyłabym się tylko.
OdpowiedzUsuńNa pewno, do ideału daleko, żebym Cię miała namawiać;)
UsuńMogę sobie odpuścić z czystym sercem ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę;)
UsuńMiałam wziąć tę książkę z zysku do recenzji, ale coś mnie wstrzymywało i dobrze zrobiłam, że nie wzięłam.
OdpowiedzUsuńDobrze, że intuicja Cię nie zawiodła:)
UsuńKsiążkę właśnie czytam i ja mam poczucie, że Pan Zacharski chciała przedstawić wywiad od tej drugiej strony gdzie typowi karierowicze upatrywali swoją szansę na duże pieniądze. Niestety nie mieli za grosz umiejętności co w konsekwencji prowadziło do aresztowań i wyroków. "Dama z pieskiem" to dla mnie opowieść o nieudacznikach wywiadu. Język rzeczywiście drętwy i niezachęcający....
OdpowiedzUsuńMożliwe, że masz rację, tylko szkoda, że autor nie wyjaśnił swoich zamierzeń, wtedy moje podejście byłoby na pewno inne;)
UsuńPrzydałby się malutki wstęp :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)