Nina Stanisławska „Dom kryty gontem”, Zysk i S-ka 2013, ISBN
978-83-7785-263-7, stron 300
Jeden nekrolog wydrukowany w gazecie, zmienia życie kilku
osób. Nekrolog człowieka, który w pamięci jego bliskich nie zapisał się
wdzięczną czcionką. Profesor Janusz Brzozowski, lekarz z rzadko spotykaną
intuicją w stawianiu diagnozy, a jednocześnie mężczyzna, który zupełnie nie
nadawał się do życia rodzinnego. Miał skłonności do przemocy, tej fizycznej,
ale przede wszystkim psychicznej; arogancki egoista uważający, że zawsze ma
rację, a świąt powinien się kręcić wokół niego. Zazdrosny o własne córki, nie
mogący znieść tego, że dla żony – w obliczu choroby dziecka – nagle nie jest
już najważniejszy. Dla córek widział jedyną słuszną drogę życiową: miały pójść
w jego ślady, ich własne pomysły na wykucie swojego losu uważał za mrzonki,
jakieś bzdury niewarte uwagi. Ale jednak wybrały to, co same chciały, a on
został sam...
Olga jest już po pięćdziesiątce. Prowadzi własną galerię sztuki, sama też maluje. Ze swoim partnerem jest już szmat czasu, ale nie pozwala sobie na całkowite oddanie; wolność i niezależność to jej wartości nadrzędne. Musi mieć pewność, że kiedy tego zapragnie, Michał uszanuje jej potrzebę samotności i usunie się na bok. Spotkanie z adwokatem przywoła demony z przeszłości, które tkwią gdzieś ciągle uśpione. Olga będzie musiała je okiełznać.
Robert nie znał profesora bezpośrednio, a jedynie z
opowieści; bliska mu była jego żona i córka. To z nimi i swoją matką spędzał
wakacje w dworku w Ignatówkach, gdzieś na Mazurach. Jego również poruszy
wiadomość o śmierci doktora, a spotkanie Leny skonfrontuje go z obrazem
pierwszej, szczenięcej miłości, która miała na niego większy wpływ, niż sam
chciał to przed sobą przyznać.
Lena. Pozornie nie jest związana z rodziną Brzozowskich, tym
większe jest jej zaskoczenie słowami odwiedzającego ją adwokata. Do jej drzwi
wraz z prawnikiem, zapukała także przeszłość. Ta bolesna. Czy Lena znajdzie
odpowiedzi na nurtujące ją od dawna pytania? Jak wydarzenia sprzed lat wpłyną na
poczucie tożsamości dziewczyny?
„Dom kryty gontem” Niny Stanisławskiej to niewielkich
rozmiarów książeczka, w której nagromadziła się jednak cała paleta emocji.
Różnych: tych pozytywnych, ale też tych, choć ciężkich, to przecież
oczyszczających. To opowieść o tym, jak trudno czasem ułożyć relacje w
rodzinie. Można się zastanawiać, jak to jest, że człowiek opromieniony sukcesem
zawodowym, ma równocześnie tendencje destrukcyjne, niszczy to, co osiągnął w
życiu najpiękniejszego? Skąd w niektórych ludziach przekonanie, że bliscy są
niejako ich własnością, z którą można robić, co się chce? Skąd przekonanie w
rodzicach, że mają prawo nadawać ton życiu ich dzieci? Dlaczego tak trudno
zaakceptować, że muszą one iść własną drogą, a nawet jeśli popełnią błędy, to będą
to ich błędy? Niełatwa to lektura, autorka nie oszczędzała swoich czytelników.
Ale jednocześnie forma jest na tyle dopracowania, że bardzo dobrze się ją
czytało.
Motywem przewodnim, z jakiego skorzystała Stanisławska, jest
wpływ przeszłości na nasze życie obecne. W jakim stopniu wzorzec domowy, układ
rodzinny, przekłada się na relacje w dorosłym egzystowaniu? Olga dom rodziców
opuściła wcześnie, musiała radzić sobie sama, nie było jej lekko. Czy może
sobie pozwolić na to, by ktoś zaopiekował się nią w pełni? Jak długo może
odpychać kochającego i kochanego mężczyznę? Jak długo jeszcze będzie tkwić w
więzieniu wyrzutów sumienia wiedząc, że nie można cofnąć czasu i pewnych rzeczy
zrobić inaczej? Czy zdobędzie się na wybaczenie doznanych krzywd? I dla kogo to
odpuszczenie win będzie ważniejsze: dla zmarłego czy dla niej samej?
Po „Domu...” nie spodziewałam się tak silnych wrażeń. Choć
nie brak tu cierpienia, bólu, żalu, tęsknoty za tym, co już nigdy nie wróci,
pojawia się też to, co utrzymuje na powierzchni życia: nadzieja. I wiara w
miłość. To one mają moc pozwalającą przezwyciężyć najgorsze zło. I z takim
przesłaniem zostawia nas autorka.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi
Sztukater.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści obyczajowe”
oraz „Polacy nie gęsi”.
Mnie też książka bardzo pozytywnie zaskoczyła.
OdpowiedzUsuńSuper, że mamy podobne zdanie:)
UsuńSame pozytywne opinie o niej czytam :) Trzeba będzie się rozejrzeć za tym tytułem :D
OdpowiedzUsuńBo to naprawdę dobra książka, więc pozytywne reakcje mnie nie dziwią:)
UsuńPoruszająca historia. Lubię historie z przesłaniem, więc rozejrzę się za tą książką, jak tylko czas pozwoli.
OdpowiedzUsuńWzruszeń w niej nie brakuje:)
UsuńNie słyszałam o tej książce, ale skoro wywiera pozytywne reakcje to może warto by się za nią rozejrzeć? :)
OdpowiedzUsuńWarto:) Sama byłam zaskoczona, że tak mi przypadła do gustu;)
Usuń..też chętnie zajrzę pod okładkę :) Bardzo przyjemna recenzja!!
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
UsuńKsiążka już na mnie czeka. Widzę, że muszę się nastawić na emocjonującą lekturę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak, raczej nie da się do niej podejść obojętnie.
UsuńChętnie się skusze :)
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńBardzo zachęcająca opinia, a tego typu historie i ja od czasu do czasu lubię poznać. I dobrze, że nie jest tak skrajnie, do końca przytłaczająca :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że tak uważasz:)
UsuńRecenzja zachęca, a że lubię taką tematykę to chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńLubię zachęcać;)
UsuńJak będę mieć czas, to chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNamawiam:)
UsuńTak mi się wydawało, że to może być dobra książka, choć aż takich emocji się nie spodziewałam. :)
OdpowiedzUsuńA widzisz, a ja nawet nie myślałam, że będzie aż taka dobra;)
UsuńPowieść, w której czytelnik znajduje tak szeroki wachlarz emocji, to powieść zdecydowanie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPozostaje mi więc jedynie zachęcić do jej poszukania:)
UsuńDobrze wiedzieć, że książka jest interesująca, gdyż czeka na czytanie.
OdpowiedzUsuń