Iwona Kienzler „Król Kazimierz Wielki bigamista”, Bellona 2013, ISBN 978-83-11-12516-2, stron 280
Król Kazimierz Wielki dla mojej miejscowości jest postacią
ważną. Jego imię nosi nie tylko najstarsze liceum, ale i główna ulica. Według
Jana Długosza, miasto założył właśnie Kazimierz i choć bardziej prawdopodobne
jest, że była to druga lokacja, to niewątpliwie za czasów tego króla rozpoczął
się okres świetności w dziejach miasta. Kazimierz Wielki jest równocześnie
władcą, którego zasługi dla historii pamięta się chyba najlepiej, głównie za
sprawą powiedzenia, że „zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną”, i może
jeszcze tego, że założył pierwszy w Polsce uniwersytet. Iwona Kienzler
przedstawia nam portret przede wszystkim mężczyzny, zostawiając na boku ocenę
jego panowania.
Obok matki, jedyną kobietą, którą król naprawdę kochał i
szanował, była jego starsza siostra, Elżbieta Łokietkówna, królowa Węgier. Jak
na owe czasy, była niewiastą doskonale wykształconą i inteligentną, żywo
zainteresowaną polityką. Dla brata była sojuszniczką, dążącą do umocnienia
dwóch państw. Z wyjaśnień Kienzler możemy się też dowiedzieć, jaka była rola
Elżbiety w – jak nazwalibyśmy to dzisiaj - „seksaferze”, jaką rozpętał Kazimierz.
Pod koniec panowania wysiłki Łokietkówny skoncentrowały się na zapewnieniu
sukcesji dla wnuczek. Umierała spokojna, że wszystko jest ustalone, ale
historia biegła własnym torem.
Wielce interesujący jest rozdział zatytułowany „Seks w
średniowieczu”. Mamy szansę skonfrontować nasze przekonania i przypuszczenia z
tym, jak to naprawdę wyglądało. Niewątpliwie najwięcej do powiedzenia miał
Kościół i jego przedstawiciele, którzy starali się ingerować w każdy aspekt
miłości fizycznej między małżonkami. Oczywiście współżycie było dozwolone tylko
w celach prokreacji, a jeśli zliczyć wszystkie posty, okazuje się, że seks
można było uprawiać jedynie 92 dni w roku. I choć duchowni od swoich parafian
oczekiwali gorliwości w wypełnianiu ich przykazań, sami dalecy byli od ich
stosowania. Autorka opisuje, dlaczego tak bujnie kwitła wówczas prostytucja;
jak traktowano aborcje oraz po jakie „metody” antykoncepcji sięgano. Tamtej
epoce nieobcy był także homoseksualizm; szerzyły się również choroby
weneryczne.
Pierwszą żonę Kazimierz poślubił, mając na względzie
politykę dynastyczną, o którą zabiegał jego ojciec. Padło na litewską
księżniczkę Aldonę, która po przyjęciu chrztu przybrała imię Anna. Para
doczekała się dwóch córek i choć historycy przypuszczają, że małżeństwo było
zgodne, to Kazimierz nie odmawiał sobie przyjemności posiadania kochanek.
Adelajda Heska była wyborem politycznym, a królowi chodziło
tylko o następcę. Wystawny ślub wywarł na pannie młodej ogromne wrażenie, nie
dziwne więc, że żywiła nadzieje na przyszłość. Początek związku dobrze rokował,
ale Adelajda okazała się bezpłodna. Król umieścił ją w zamku w Żarnowcu, gdzie
niczego jej nie brakowało, oprócz męża. Wysłuchiwała tylko plotek o kolejnych
nałożnicach; tym bardziej może dziwić, jak długo o niego walczyła. Nawet
wówczas, gdy dopuścił się bigamii.
Kobietą, która zauroczyła go do tego stopnia, była Czeszka
Krystyna Rokiczana. Powód ślubu był jeden: obiecała mu noce wypełnione
rozkoszą, ale dopiero po ślubie. I na nic się zdały zaloty, klejnoty i skakanie
króla wokół niej. Ale jak szybko małżeństwo się zaczęło, tak równie szybko
skończyło.
Jako że Kazimierz nie tracił nadziei na dziedzica, szukał
następnej żony, mimo że Adelajda żyła i miała się dobrze. Wybrał Jadwigę
Żagańską. Był już w takim wieku, że nie wiadomo, czy nie miał sił na kolejne
figle, czy to nowa żona miała na niego taki wpływ. Ale problem pozostawał: na
świat przyszły trzy córki.
Rozdział „Królewskie miłośnice” traktuje o dwóch z licznego
grona kochanek, które nie zostały zapomniane przez historię: o Cudce i Esterce.
Z tym że z Esterką jest kłopot, bo tak naprawdę nadal nie wiadomo, czy
rzeczywiście istniała, czy jest tylko legendą. Ostatnia część poświęcona jest
potomkom Kazimierza Wielkiego i temu, jak ułożyły się ich losy.
Niedawno miałam okazję czytać opowieść Iwony Kienzler o
Zygmuncie Auguście. Miałam do niej parę zastrzeżeń, ale tym razem jest inaczej.
„Króla Kazimierza Wielkiego bigamistę” czytało mi się o niebo lepiej. Nie wiem
w tej chwili, która z nich ukazała się pierwsza, więc nie potrafię stwierdzić,
czy to styl pisania się poprawił, czy może ja się do niego przyzwyczaiłam. Tak
czy siak, było bardziej komfortowo. Podobnie jednak jak w przypadku Zygmunta
Augusta, bohater opracowania sympatii nie wzbudza. Z jednej strony władca
dbający o swój kraj, z drugiej mężczyzna nie potrafiący opanować swoich żądz.
Takie zestawienie jest ciekawe, biorąc pod uwagę obraz Kazimierza, jaki zostaje
po edukacji w szkole. Tę książkę Iwony Kienzler polecam bez żadnych uwag.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy książki
historyczne”, „Nie tylko literatura piękna” oraz „Polacy nie gęsi”.
Już po Zygmuncie...miałam nie sięgać po książki Kienzler ze względu na niedopracowanie, ale skoro twierdzisz, ze do tej pozycji nie masz zastrzeżeń...
OdpowiedzUsuńTym razem błędów nie znalazłam, wierzę w to, że ich nie ma, a nie że je przeoczyłam.
UsuńBardzo szczegółowa i rzetelna recenzja. Jestem pod wrażeniem. Co do samej książki to jednak nie skuszę się na nią, gdyż nie gustuje w historycznych klimatach
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się:) Wiem, że do historii na razie Cię nie przekonam, ale nie tracę nadziei;)
UsuńPo przeczytaniu Twojej recenzji nabrałam ochoty na bliższe zapoznanie się z Kazmierzem Wielkim. Naprawdę dobra recenzja.
OdpowiedzUsuńDzięki:) I miło mi, że dałaś się przekonać:)
UsuńNo patrz a ja się tyle naczytałam o Kienzlar, że takie świetne książki, a tu się okazuje, że ma lepsze i gorsze tytuły. To się wstrzymam jednak.
OdpowiedzUsuńMnie się akurat trafiła lepsza i gorsza, sama się zastanawiam, jak jest z innymi, ale kupna nie ryzykuję, czekam na bibliotekę albo coś do recenzji. I szczerze mówiąc, to i tak książki tego typu najlepiej pisze Koper, moim zdaniem.
UsuńWcześniej nie słyszałam o tej książce, dlatego tym bardziej cieszę się, że jej recenzja pojawiła się na Twoim blogu :) Z wielką przyjemnością sięgnę po nią. Co do Kazimierza, to nie wiedziałam, że aż tak bujne życie prowadził ;) Przypomina mi trochę Henryka VIII, który zmieniał kobiety jak rękawiczki...
OdpowiedzUsuńPorównanie z Henrykiem VIII znajduje się też w książce, autorka trafnie w sumie stwierdza, że więcej wiemy o królu angielskim, niż o naszych władcach. I choć Kazimierz nie zasłynął tak, jak Henryk, to jednak też ma się czym "pochwalić" - tamten żony ścinał, ten uciekał się do bigamii...
UsuńNo może kiedyś... Na razie historyczne średnio mi leżą na sercu, ale w przyszłości nie wykluczam :)
OdpowiedzUsuńMnie to przyszło z wiekiem, więc faktycznie, kto wie;)
UsuńNo, no - tego nas w szkole nie uczyli. :P
OdpowiedzUsuńTo samo myślałam, jak czytałam;)
Usuń