wtorek, 19 listopada 2013

Romuald Romański "Królewskie dzieci z nieprawego łoża"


Romuald Romański „Królewskie dzieci z nieprawego łoża. Dzieje polskich bękartów”, Bellona 2013, ISBN 978-83-11-12930-6, stron 144

Jak świat światem, związki pozamałżeńskie występowały zawsze i nie były domeną tylko zwykłych ludzi. Również, a może przede wszystkim, koronowane głowy, przedstawiciele arystokracji i możnowładczych rodów, ulegali słabościom, zbaczając z małżeńskiej ścieżki. W przypadku królów mogło to wynikać z faktu, że władca musiał dbać o politykę dynastyczną, przez co żony, która zostawała mu niejako narzucona, często nie darzył uczuciem. Stosunek do dzieci będących owocami takich relacji przez wieki kształtował się różnie i najczęściej uzależniony był od stanowiska kościoła katolickiego. O tym mówi Romuald Romański we wstępie do swojej publikacji poświęconej tym, którym przyszło się urodzić z takich nieoficjalnych więzi.

Książę Bezprym, syn Bolesława Chrobrego. Choć tego króla często nazywa się wielkim z uwagi na prowadzoną przez niego politykę wojenną i poszerzenie terytorium kraju, nie ustrzegł się on błędów w życiu prywatnym. Z dwoma pierwszymi żonami zawarł małżeństwo typu słowiańskiego, czyli, jak nazwalibyśmy to dzisiaj, uprawomocniony konkubinat – śluby takie nie były zawierane w obliczu Boga, przez co łatwiej było je rozwiązać poprzez zwykłe (i jakże wygodne) odesłanie żony z powrotem do rodziny. Z drugiego takiego związku narodził się właśnie Bezprym, który nigdy nie cieszył się sympatią ojca, nie tylko ze względu na brak uczucia do jego matki, ale i charakter zamkniętego w sobie ponuraka. Już samo nadane mu imię świadczyło o tym, że ojciec nie ma wobec niego szczególnie istotnych planów. Z dwoma przyrodnimi braćmi Bezprym będzie toczył walki o ziemie i pieniądze. Autor przedstawia też rolę, jaką odegrał ten syn Chrobrego w upadku monarchii ojca, w obliczu panującej wówczas sytuacji geopolitycznej. Wyjaśnia też, skąd wzięła się cenzura, która sprawiła, że tak mało wiemy o Bezprymie.

Książę Zbigniew był synem Władysława Hermana i bratem Bolesława Krzywoustego. Pochodził z małżeństwa słowiańskiego i choć został uznany publicznie przez swojego ojca, dla historii pozostał dzieckiem nieślubnym. Gdy Herman zawarł małżeństwo dynastyczne, Zbigniew stał się zagrożeniem, w związku z tym został odesłany z dworu i trafił do klasztoru w Saksonii, żeńskiego dla ścisłości. Pobyt tam znacząco wpłynął na kształtujący się dopiero charakter młodzieńca. Podatność na manipulacje wmanewrowała go w bunt przeciwko ojcu, na którego dworze do coraz większych zaszczytów dochodził palatyn, Sieciech. Kilka razy książę godził się z ojcem i występował przeciwko niemu. Autor analizuje charakter Zbigniewa, jego relacje w tym trójkącie, starając się odpowiedzieć na pytanie, czym – bo na pewno nie logiką – kierował się w swoim postępowaniu.

Władysław IV Waza synów nieślubnych, o których pisze Romański, miał dwóch. Pierwszym był Aleksander Kostka Napierski, postać wielce tajemnicza; nie wiadomo, kto był jego matką i o tym, czyim jest synem, mówił tylko on. Wychowywał się w jednym z najwybitniejszych rodów tamtych czasów, by później trafić na dwór żony Wazy. W jego życiorysie występują liczne białe plamy; według dokumentów kolejno pojawiał się w Szwecji, gdzie służył w armii, by następnie zostać emisariuszem hetmana Chmielnickiego, namawiającym do buntu przeciwko szlachcie. Skończył marnie, z wyrokiem kary śmierci.

Drugi syn Wazy z nieprawego łoża to Władysław Konstanty de Vasenau, cieszący się tytułem szlacheckim, którego matką była jedna z najpiękniejszych kobiet Lwowa, kochanka króla nawet po jego ślubie. W młodości Vasenau wyruszył do Anglii, gdzie został serdecznie przyjęty przez tamtejszego władcę, Karola II. Jego gorący temperament i wybuchowość sprawiały, że nigdzie nie zagrzewał długo miejsca, przenosząc się kolejno do Hiszpanii, Francji, Włoch. W Polsce nie cieszył się uznaniem, ale na europejskich dworach przedstawiciele rodziny opiekowali się nim troskliwie.

Stanisław Grabowski był synem Stanisława Augusta Poniatowskiego i Elżbiety Grabowskiej, która cieszyła się zaufaniem króla, a ich dziecko szybko zyskało uwielbienie ojca. Poniatowski miał gromadkę dzieci, ale żadne oficjalne, z tej prostej przyczyny, że jego kochanka i protektorka, caryca Katarzyna Wielka, zabroniła mu ożenku, i to wcale nie z chęci posiadania go na wyłączność. Król zadbał o wykształcenie syna, zapewnił nauczycieli języków oraz zabezpieczył materialnie, nadając mu ziemie. Gdy w walce o ich odzyskanie od Austriaków po zaborach, znalazł się w Rosji, szukając kontaktów dyplomatycznych, odkrył w sobie zamiłowanie do luksusowego, wystawnego trybu życia. Rozbuchana rozrzutność niepokoiła jego brata, który wyswatał go z panną odpowiedniego pochodzenia. Grabowscy przenieśli się do Warszawy, gdzie Stanisław został rzutkim urzędnikiem. Chwiejność poglądów odziedziczył prawdopodobnie po słabym ojcu, przechodząc z opcji profrancuskiej na stronę rosyjską. Został nawet ministrem wyznań religijnych i oświecenie publicznego, ale względami społeczeństwa się nie cieszył. Grabowski jest przykładem człowieka zdolnego, który mógł się przysłużyć ojczyźnie, ale opowiedział się po niewłaściwej stronie, odkładając na bok poczucie tożsamości narodowej, bo ważniejsza była kariera.

Hrabia Aleksander Walewski to syn Napoleona Bonaparte i hrabiny Marii Walewskiej. Jego narodziny zostały wykorzystane w celach politycznych, by odwieść Napoleona od ożenku z rosyjską księżniczką. Aleksander został uznany za syna starego hrabiego, męża Marii, ale Francuz nigdy o swoim potomku nie zapominał. Troszczył się o niego, gdy z matką przebywał we Francji; zabezpieczył go także finansowo, nadając mu majorat w Neapolu i tytuł hrabiego Cesarstwa. Ostatni raz ojciec z synem widzieli się po bitwie pod Waterloo. Udziałem Walewskiego stała się błyskotliwa kariera dyplomatyczna i życie prywatne pełne cierpienia po wczesnych stratach dzieci.

Z powyższych szkiców można wysnuć wniosek, że ojcowie różnie podchodzili do swoich dzieci z nieprawego łoża – dla niektórych najważniejsze było dziecko, niezależnie od rodzaju relacji z matką. Pozostali bastardzi wcale nie mieli łatwo, choć pochodzenie było może tylko jednym z tego powodów.

Romuald Romański do zagadnienia życia królewskich bękartów podszedł z fachowością, ale i zrozumieniem. Starał się wczuć w sytuację każdego z nich, wyjaśnić nieścisłości, trochę może ocenić, ale na pewno na podstawie faktów, a nie plotek i obiegowych opinii. Wszystko podane jest z taktem, bez szukania taniej sensacji. Książeczka to raczej, bo ma niewielkie rozmiary; nie o wszystkich da się wiele napisać. W niektórych przypadkach historia zrobiła, co mogła, żeby spuścić zasłonę milczenia na ich losy. Autor zebrał w całość to, o czym mówią dawne kroniki i dokumenty. Publikację charakteryzuje bardzo przystępny język, przez co nie pojawia się wrażenie, że czytamy suchy podręcznik. To opowieść o ludziach raczej, niż o postaciach z dziejów Polski. Dla miłośników historii rzecz to cenna, dla pozostałych – spojrzenie na władców zza zasłony prywatności. 

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.

http://www.sztukater.pl/


Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy książki historyczne”, „Nie tylko literatura piękna...” oraz „Polacy nie gęsi”.

10 komentarzy:

  1. To dobrze, że jest to raczej opowieść o ludziach, niż o postaciach z dziejów Polski, ponieważ za historią niezbyt przepadam, ale za to ciekawi mnie ludzki los.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynujące jest takie odkrywanie postaci, które zna się tylko z podręczników, z tej zwyczajnej, ludzkiej strony. Tu też tak jest.

      Usuń
  2. Chyab nie jestem aż taką miłośniczką historii. Tym razem to lektura nie całkiem dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na siłę nie namawiam, ale zaryzykuję stwierdzenie, że przypadłaby Ci do gustu;)

      Usuń
  3. W szkole historie lubiłam,ale chyba nie tak żeby sięgać po książki i czytać o losach postaci z odległej przeszłości;))) Ładnie to opisałaś:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie się jakoś odmieniło, też lubiłam historię, ale po szkole ani mi w głowie było czytanie książek historycznych. A teraz ciągle mi mało;) Dziękuję:)

      Usuń
  4. Na razie mam ciekawsze książki pod ręką, ale kiedyś chciałabym ją jednak przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz ją potraktować, jak przerywnik, krótka jest;)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.