Magdalena Witkiewicz „Zamek z piasku”, Filia 2013, ISBN
978-83-63622-30-5, stron 284
Weronika i Marek. Zawsze razem, od liceum nierozłączni,
połączeni wystukiwanym rytmem muzyki. Nikt nie był im potrzebny do szczęścia,
sami dla siebie byli najważniejsi, czas spędzony razem nigdy się nie dłużył.
Decyzja o ślubie była czymś naturalnym, jak oddychanie; z czasem pojawiła się
też myśl o dziecku. Ale to, co innym przychodziło bez trudu, nagle staje się
przeszkodą. To, co do tej pory stanowiło jeden z najważniejszych aspektów małżeństwa,
to idealne cielesne dopasowanie będące sposobem na okazanie uczuć, nagle staje
się bezdusznym aktem, wyznaczanym wynikiem testu owulacyjnego. Dla Weroniki
walka o dziecko staje się priorytetem, Marek czuje się sprowadzony do roli wykonawcy
tylko jednego zadania. Pojawiają się pierwsze rozdźwięki, z czasem ich
wspólnota zaczyna pękać.
„Zamek z piasku” dotyka sfery bardzo intymnej, czyli związku
dwojga ludzi. Nie sądzę, żeby czytelnicy przeszli obok niego obojętnie, bez
zastanawiania się nad swoją relacją z najbliższą osobą. Ja to właśnie robiłam w
trakcie i po lekturze. Rozmyślałam nad podstawą mojego małżeństwa. Jak silna
ona jest? Jak mocna była u Weroniki i Marka? Oni razem dojrzewali, razem
wchodzili w dorosłe życie, można by powiedzieć, że znali się doskonale przez
to, że kształtowali swoje postawy i charaktery w byciu razem. Wydawać by się
mogło, że nic nie jest w stanie zachwiać związkiem o tak solidnych
fundamentach. A jednak. Coś, co na początku było celem dwojga, powoli staje się
marzeniem już tylko jednego. To, kim naprawdę jest ta druga osoba, zostaje
przesłonięte misją, która zostaje mu wyznaczona. Nagle mąż przestaje być mężem,
stając się dawcą spermy; żona staje się obcą kobietą ogarniętą manią. A w tym
wszystkim traci się z oczu tego prawdziwego człowieka, jego istotę.
Są takie wydarzenia w życiu, po przejściu których człowiek
bardziej docenia to, co ma. Od tej pory „Zamek z piasku” też będzie pełnił taką
funkcję. Pisarka jasno pokazuje, że nic nie jest nam dane na zawsze, a przede
wszystkim ktoś, ten najbliższy, nie jest nam dany na zawsze i na
wyłączność. Tym bardziej więc warto dbać o więzi z nim, być szczerym,
rozmawiać, słuchać, dopieszczać.
Magdalena Witkiewicz posłużyła się krótkimi zdaniami, które
bardzo do mnie przemówiły. Były na tyle subtelne, że świetnie oddały tę
kruchość; kruchość związku, który – choć wydawałby się nie wiadomo jak mocny i
trwały – jest jak ta filiżanka, którą mocniejsze uderzenie łyżeczką może
naruszyć. I wtedy trzeba znaleźć w sobie siły, może już schowane gdzieś
głęboko, może lekko przykurzone codziennością, by mimo uszczerbku dostrzec to
wewnętrzne piękno, które przecież dalej tam tkwi.
Ciekawym pomysłem było wykorzystanie fragmentów piosenek
jako wprowadzenia do każdego rozdziału. Dla osoby, w życiu której muzyka pełni
ważną rolę, takie połączenie jej z literaturą, doskonale wprowadza w klimat
kolejnych stron. Cieszę się też, że autorka rozbudowywała sceny erotyczne – po
„Szkole żon” wiemy, że ma do tego talent. Podobało mi się, że słowami dała
wyraz namiętności swoich bohaterów.
Magdalena Witkiewicz stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej i
za każdym razem udaje jej się pokonać samą siebie. Jej książki są coraz lepsze,
coraz śmielsze, a pióro coraz bardziej intrygujące. Dla nas, czytelników, obcowanie
z jej twórczością, jest czystą przyjemnością. Dla mnie nazwisko Witkiewicz jest
po prostu gwarantem najwyższej jakości.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Magdalenie
Witkiewicz.
Brzmi bardzo ciekawie, wydaje się to być świetna książka. Z chęcią przeczytam, mimo że jest to smutna lektura.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie wiem, czy do końca pasuje mi do niej słowo "smutna", raczej skłaniałabym się ku "refleksyjna". Choć może dla niektórych to to samo;)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać. Zazdroszczę, że udało ci się już zdobyć książkę. Zapowiada siew spaniała lektura.
OdpowiedzUsuńTaka właśnie jest:)
UsuńMuszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę:)
UsuńCieszę się, że tak dobrze oceniasz tę książkę, bo mam zamiar ja także przeczytać.
OdpowiedzUsuńTej książki nie da się ocenić inaczej:)
UsuńSzalenie lubię tę autorkę za wnikliwe spojrzenie i prostotę wypowiedzi.Na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńOtóż to, prostotą i naturalnością autorka osiąga bardzo wiele:)
Usuńale Ci zazdroszczę, że już czytałaś, ja też chcę:)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie rozumiem Twoje uczucia, książka jest rewelacyjna, to i czytać chciałoby się jak najszybciej:)
UsuńMam ochotę na tę powieść odkąd pojawiła się w zapowiedziach.
OdpowiedzUsuńMnie wystarczy mała wzmianka ze strony autorki, że będzie coś nowego i już się cieszę;)
UsuńPo Szkole żon zwariowałam kompletnie na powieści pani Witkiewicz i tę wprost muszę mieć!
OdpowiedzUsuńMnie zauroczyło już pierwsze wydanie "Milaczka" i od tamtej pory jestem Magdalenie Witkiewicz wierna:)
UsuńCzekam na mój egzemplarz, jak się zapoznam z książką wtedy przeczytam recenzję:)))
OdpowiedzUsuńA ja porównam z Twoją:)
UsuńChciałabym ją mieć.
OdpowiedzUsuńW pełni to rozumiem:)
UsuńKsiążkę na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej jestem za;)
Usuńświetna recenzja, nie mogę się już doczekać papierowej wersji :)
OdpowiedzUsuńDzięki, Aniu, Twoją czytałam rano:)
UsuńMam tę książkę na uwadze od jakiegoś czasu. Koniecznie muszę poznać, tym bardziej, że zasmakowałam w słowach Pani Witkiewicz
OdpowiedzUsuńJa też pozostaję pod urokiem jej stylu:)
UsuńNie czytałam jeszcze nic tej autorki, ale widzę że warto się rozejrzeć za jej książkami bo zbierają same pozytywne opinie.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto! A opinie są jak najbardziej zasłużone:)
UsuńNa razie poluję w bibliotecę na "Szkołę żon" - zobaczę czy spodoba mi się pióro autorki :)
OdpowiedzUsuńZdziwiłabym się naprawdę, gdyby było inaczej;)
UsuńZapowiada się rewelacyjnie i fajny pomysł z tymi piosenkami ):
OdpowiedzUsuńNie zapowiada się, tylko jest;) Gorąco polecam:)
UsuńMam zamiar ją przeczytać, cieszę się, że ma wysokie opinie ;)
OdpowiedzUsuńZatem lektury pełnej emocji życzę:)
UsuńTa książka wydaje się być podobna do innej książki Magdaleny Witkiewicz zatytułowanej "Opowieść niewiernej". Z chęcią sięgnę po tą, autorka ma naprawdę ogromny potencjał.
OdpowiedzUsuń