Joanna Chmielewska „Złota mucha”, Vers 1998, ISBN
83-7127-037-2, stron 352
Wszystko zaczęło się jeszcze w poprzednim ustroju. A
właściwie nie, zaczęło się jeszcze wcześniej, tak wcześnie, że trudno to sobie
nawet wyobrazić. Ukształtowały się wtedy bursztyny, jakich świat jeszcze nie
widział: z muchą, rybką i chmurką ze złotego pyłu. Gdy Joanna zapałała miłością
do bursztynu, od razu wplątała się w aferą zbrodniczo-złodziejską.
„Złotą muchę” kupiłam na wakacjach czternaście lat temu i
wtedy też przeczytałam ją po raz pierwszy. Możliwe, że przez te wszystkie lata
czytałam ją jeszcze raz, ale nie przypominam sobie tego faktu, a z samej fabuły
kojarzyłam tylko tyle, że akcja dzieje się nad morzem, że chodzi o bursztyn, a
w tle majaczył mi się Waldemar. Szkoda, że nie pamiętam, jakie wtedy miałam
wrażenia po lekturze; porównanie emocji towarzyszących nastolatce, a dorosłej
kobiecie, mogłoby być ciekawe. Pamięć zawiodła, pozostaje mi więc odnieść się
do obecnych odczuć.
Sama sprawa cennych bursztynów wciągnęła mnie po raz
kolejny, a pisarce świetnie udało się pokazać, jak wielką siłę ma ten materiał,
że jej bohaterowie byli skłonni dla niego mordować. Wiarygodnie przedstawiła fakt, iż bursztyn może być ogromną namiętnością. Istotną rolę pełnią też w
„Złotej musze” damsko-męskie koligacje, w jakie wikłała się Joanna – sposób
pisania o nich też mi się zawsze podobał.
Może i akcja powieści toczy się powoli, ale ma za to
intrygujący klimat. Po latach doceniam konstrukcję i wszystkie szczegóły,
dzięki którym czułam się, jakbym sama była nad morzem. Ale w czasie lektury
miałam w głowie jedną myśl, która co trochę wybijała mnie z rytmu: Joanny
Chmielewskiej już nie ma, siódmego października opuściła nas na zawsze. Bardzo
boleśnie rzucały mi się w oczy wszelkie skojarzenia ze śmiercią, na co do tej
pory w jej książkach nie zwracałam uwagi, bo przecież kto jak kto, ale ona
miała być nieśmiertelna. Częściowo taka pozostanie, bo mamy jej powieści, ale
mam wrażenie, że teraz, w czasie w ich czytania (bo na pewno nadal będę po nie
sięgać), już zawsze będzie mi towarzyszył smutek...
(Zdjęcie okładki: http://www.antykwariat.waw.pl/ksiazka,1046551/joanna_chmielewska_zlota_mucha,202567.html)
Dawno nie czytałam nic Chmielewskiej, ale chyba najwyższy czas to zmienić.
OdpowiedzUsuńJa mam ambitny plan przypomnieć sobie większość z jej książek, ale nie wiem, jak mi to wyjdzie.
UsuńCzytałam dawno temu. Przypomniałaś mi o tej książce.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nabierzesz ochoty, żeby przypomnieć sobie treść.
UsuńO, jeszcze się do tej pory z tą książką Chmielewskiej nie spotkałam. Może dlatego że z reguły w bibliotece wykluczam te historie o dzieciach i potem trafiam cały czas na te same książki.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś na nią trafisz, ja w każdym bądź razie zachęcam.
UsuńNo a ja się tak zbieram i zbieram za Chmielewską, może wybiorę się w końcu do biblioteki i zaopatrzę;)
OdpowiedzUsuńWybierz się, Aguś, bardzo mnie ciekawi, czy przypadłyby Ci do gustu jej książki:)
UsuńDawno nie sięgałam po prozę Chmielewskiej, muszę się w końcu za nią zabrać, bo jeszcze sporo jej książek przede mną.
OdpowiedzUsuńJa bym sobie chciała poprzypominać, zobaczymy, co mi z tego wyjdzie.
Usuńteż mam sentyment do książek, które przeczytałam w dzieciństwie, jakieś zarysy fabuły.. Te , które raz czytałam ciągle są na mojej liście, żeby do nich powrócić :)
OdpowiedzUsuńTaaak, tylko skąd wziąć jeszcze czas na takie literackie powroty... Mnie trochę go brakuje.
UsuńTwórczość tej pani pozostaje przede mną, z pewnością nadrobię jej książki :)
OdpowiedzUsuńOgromnie Ci polecam, warto:)
Usuń