poniedziałek, 21 października 2013

Jerzy Andrzejczak "96 końców świata. Gdy runął ich świat pod Smoleńskiem"


Jerzy Andrzejczak „96 końców świata. Gdy runął ich świat pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010”, Skrzat 2011, ISBN 978-83-7437-657-0, stron 304

Są takie momenty w historii, kiedy dzieje się ona dosłownie na naszych oczach. Są takie chwile, które w najdrobniejszych szczegółach będzie się pamiętało do końca życia: gdzie się wtedy było, co robiło, z kim, jakie się miało plany na najbliższych parę godzin. Jednym z takich momentów jest na pewno śmierć papieża Jana Pawła II; drugim – 10 kwietnia 2010 r. Dla mnie miał to być kolejny dzień wypełniony odwiedzinami u rodziny i zapraszaniem na ślub. Szczerze mówiąc, w tamtym czasie niezbyt interesowałam się tym, co się dzieje w kraju, o świecie nie wspominając. Dlatego gdy kończyliśmy w domu rodzinne śniadanie, a w telewizji pojawiły się pierwsze informacje o problemach prezydenckiego samolotu, nie miałam pojęcia, co właściwie się dzieje: jaki samolot? Kto gdzie leciał? Ogrom tragedii zaczął porażać wraz z kolejnymi podawanymi nazwiskami osób, które były na pokładzie, na początku w formie przypuszczeń, z czasem już z przykrą pewnością. Nie było wtedy chyba osoby, która nie zadawałaby sobie pytania: dlaczego? Jak to się mogło stać?

10 kwietnia 2010. Data największej katastrofy w dziejach lotnictwa polskiego. 96 ofiar, w tym prezydent Polski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, przedstawiciele świata polityki, kultury, duchowieństwa oraz załoga. Lecieli oddać hołd pomordowanym w Katyniu w czasie II wojny światowej, sami żegnając się z życiem w tym tak szczególnie dla Polaków bolesnym miejscu. Wśród nich także ci, którzy stracili tam najbliższych. Książka Jerzego Andrzejczaka jest zapisem rozmów z tymi, którzy zostali osieroceni przez pasażerów feralnego lotu; z tymi, którzy stracili dziecko, męża, żonę, matkę, ojca, siostrę, brata... Ukazała się ona w rok po katastrofie, ja czytałam ją po upływie ponad trzech lat. Ta pozycja to powrót do chwil, kiedy ból po stracie ukochanych osób był jeszcze bardzo świeży, więc wróciły wszystkie te emocje, którymi żyło się wówczas.

Pytanie „dlaczego” przewija się w trakcie tych rozmów często. I to zaklinanie rzeczywistości: przecież nie mogło im się nic stać, przecież lecieli z samym prezydentem! I tylko ci, którzy byli bliżej jego otoczenia, wiedzieli, w jakim stanie są te samoloty i żartowali – co teraz brzmi makabrycznie – że on kiedyś musi spaść. Bliscy ofiar opisują, jak wyglądał poranek, który nie miał prawa się zdarzyć, w ich domach. Część nie może sobie wydarować, że czegoś nie zrobiła inaczej, nie pożegnała się. Ale przecież mieli wrócić po osiemnastej. To miało być tylko kilka godzin nieobecności, mieli jeszcze plany na wieczór, na niedzielę, na resztę życia, które zostało tak brutalnie przerwane. Rodziny mówią też o wyjeździe do Moskwy w celu identyfikacji ciał. Część decydowała się dokonać tego osobiście, część delegowała kogoś innego, wiedząc, że nie poradzą sobie z tym psychicznie. I jak bardzo tragicznie brzmi to, że ci, którym udało się odnaleźć ciało bez większych problemów, traktowali to jak promyk radości w tym koszmarze. Ta część książki wywiera chyba najbardziej przejmujące wrażenie – wierzyli, że w trumnach znajdują się ich ukochani, a tymczasem już po pogrzebach odnajdowano jeszcze w smoleńskiej ziemi szczątki. I wiemy przecież, że później dokonywano ekshumacji, które pokazały, iż doszło do okrutnej pomyłki i w grobach leżały nie te osoby, które miano tam pochować.

Do czasu publikacji część z rodzin nie zdobyła się na zmianę w swoich domach. Wszystko zostało tak, jakby 10 kwietnia o 8.41 czas stanął w miejscu. Gazety, książka przy łóżku, dokumenty, nad którymi pracowano. Wielu z nich łapie się na myśli, że może jeszcze kiedyś wrócą; niektórym nadal mocniej bije serce na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Jednego sposobu na przeżycie żałoby nie ma, tych sposobów było 96...

Czas, jaki upłynął od katastrofy do wydania książki, podzielił społeczeństwo, ale jeszcze nie w tak głęboki sposób, jak to się dzieje obecnie. Choć już wtedy rodziny apelowały o ciszę nad tymi trumnami i już wówczas zarysowały się podziały na rodziny polityków, duchownych, załogi. Nie wiem, jak jest teraz, ale przypuszczalnie górę biorą uwarunkowania polityczne. W tamtym czasie bliscy zmarłych trwali razem, bo wiedzieli, co przeżywają, ich ból był tak znajomy, poczucie straty tak samo okropnie dokuczliwe. Wtedy o udziale w pielgrzymce do Smoleńska w pół roku po wypadku decydowały siły psychiczne; to, czy ktoś był gotów znaleźć się tam, gdzie ich najbliżsi zakończyli swoją ziemską podróż. Niewielu, którzy dokończyli tamtą wyprawę za tych, co nie dotarli do celu, decydowało się opowiedzieć, czym było ujrzenie wraku samolotu. Nie wyobrażam sobie takiej traumy. I choć nie wierzę w takie rzeczy, trudno się nie zastanawiać nad istnieniem jakiejś klątwy, o której wspominają uczestnicy pielgrzymki, gdy mieli problemy z powrotem do domów, bo samoloty wykazywały usterki techniczne...

Z rodzinami bliskich ofiar rozmawiała też Joanna Racewicz, która sama w katastrofie straciła męża. Jej dwie książki, wydane przez Zwierciadło, to zapis 24 rozmów z wybranymi osobami. Jerzy Andrzejczak wybrał inną formę; tutaj mamy fragmenty, urywki wspomnień, tych z życia „przed” i „po”. Nie chcę porównywać tych lektur; chcę powiedzieć tyle, że wszystkie czyta się trudno, ze łzami płynącymi po policzkach. I nie jest istotne, czy ktoś, kto zginął, miał lat dziewięćdziesiąt i spełnione życie za sobą, czy też dwadzieścia parę i świat stojący otworem przed sobą – każdego z nich szkoda tak samo i każdego z nich jego bliskim brakuje. Nieprawdą jest, że nie ma ludzi nie do zastąpienia; w życiu rodzin, których świat runął razem z samolotem na skąpaną krwią rosyjską ziemię, już zawsze będzie bolesna pustka...     

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Portalowi Sztukater.


Książka bierze udział w wyzwaniach: „Nie tylko literatura piękna...” oraz „Polacy nie gęsi”.

20 komentarzy:

  1. Niestety media w naszym kraju mają tendencję do rozdrapywania ciągle tych samych ran. Czyiś ran, a tym bardziej ran znanych osób. Rodzinom współczułam, współczuję i współczuć będę, ale książkę ominę szerokim łukiem. Nie chciałabym żeby moja żałoba omawiana była na forum całego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Natalko. To, co wyprawiają w tej chwili media, na pewno nie ma nic wspólnego z poszanowaniem żałoby tych, którzy stracili w katastrofie kogoś bliskiego.
      A co do samej książki, to jednak rodziny zdecydowały się na rozmowy z autorem, może to była jakaś forma terapii.

      Usuń
    2. Być może tak. Mam nadzieję, że im taka forma terapii pomogła.

      Usuń
    3. Miejmy nadzieję, że tak się właśnie stało, bo chyba nikt z nich nie przypuszczał, co teraz się będzie działo wokół tematu katastrofy.

      Usuń
  2. Historia wstrząsnęła mną bardzo i również bardzo dokładnie pamiętam ten dzień. Początkowo byłam zainteresowana tym tytułem, jednak czekałam na jakąś konstruktywną opinię. I taką właśnie znalazłam u Ciebie. Dało mi to do myślenia, że jednak nie chcę już czytać tej książki, wracać do tej historii, po co to rozdrapywać, po co się denerwować....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, Kasiu, tak: ta książka uświadamia jedno, wtedy liczyły się przede wszystkim uczucia tych, co zostali osieroceni przez ofiary. Obecnie mam wrażenie, że każda partia czy jakaś grupa chce zawłaszczyć katastrofę do własnych celów politycznych, a dążenie do wyjaśnienia jej przyczyn nie ma nic wspólnego z chęcią dojścia do prawdy, tylko właśnie do pognębienia przeciwnika politycznego. Dlatego też staram się już nawet nie słuchać żadnych informacji na ten temat, bo teraz mamy wokół Smoleńska szopkę, a nie rzetelne śledztwo prowadzone dla wspólnego celu. To chyba jest kolejny temat rzeka, ale to może nie miejsce na takie wywody.

      Usuń
  3. Książkę mam, lecz na razie nie potrafię się przemóc, aby ją przeczytać. Na razie nie czuje się na siłach, aby czytać relacje z tak okropnej katastrofy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnymi informacjami, które są zawarte w tej książce, nie spotkałam się nigdzie indziej i na pewno wywierają one straszne wrażenie. Dlatego też wcale nie dziwię się, że nie chcesz jej jeszcze czytać.

      Usuń
  4. Wzruszyłam się Twoją recenzją! Pięknie to opisałaś! Też pamiętam ten dzień i sądzę, że jeszcze długo zostanie w mojej świadomości. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu, za uznanie:) Same mi słowa płynęły...

      Usuń
  5. Przyszłośc pokaże jak to naprawdę było. Pozostaje współczuć rodzinom ofiar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy taką nadzieję, bo mam wrażenie, że to będzie kolejna niewyjaśniona tragedia.

      Usuń
  6. Pamiętam tamten dzień i jaki był to dla mnie szok, według mnie nie był to zwykły wypadek ale z pewnością przyjdzie długo poczekać na rozwiązanie "zagadki" Książka na pewno jest poruszająca w końcu to tragedia wielu rodzin..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to ja już sama nie wiem, co o tym myślę, ale wcale się nie zdziwię, jak tego się nie uda wyjaśnić.

      Usuń
  7. Smoleńska jako tako mam już dosyć, ale z książką chętnie bym się zapoznała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest nas na pewno więcej, ja już też nie mogę o tym słuchać. Ale w książce liczyłam na takie emocje, jakie dostałam. Zakładam, że gdyby teraz ukazała się jakaś książka na ten temat, to już by nie wzbudziła mojego zainteresowania, za dużo teraz polityki wokół tego.

      Usuń
  8. Sama nie wiem, tylu ludzi zginęło, a na arenie politycznej ciągle tym faktem się posługują i przeciagają linkę raz w jedną, raz drugę stronę, chyba to dla mnie temat zbyt drażliwy, abym mogła czytać, po prostu uszanuję tych ludzi co zginęli, oni może chcą spokoju....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, książka jest z 2011, wtedy jeszcze nie było takiego czegoś jak teraz, i w książce nie ma polityki, więc da się ją przeczytać. Ale ona z tych, co to trzeba mieć i nastrój, i siły psychiczne, więc każdy musi zdecydować sam.

      Usuń
  9. Pamiętam ten dzień, ale jeszcze nie jestem gotowa na tę książkę.. Mam w rodzinie pewnych hmm. oszołomów? rozgrzebujących tragedię, ataki, zamach... i to przy każdej okazji :/ może za jakiś czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z teorii spiskowych i polityki w tej książce nie ma nic. Ale oczywiście rozumiem, że możesz się nie czuć na siłach.

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.