Renata Kosin „Bluszcz prowincjonalny”, Replika 2012, ISBN
978-83-7674-206-9, stron 404
Anna przeżywa obecnie ciężkie chwile. Została sama z dziećmi
i pogrąża się w depresji. Pod wpływem perswazji starszej siostry, postanawia
wrócić do Bujan, rodzinnej miejscowości, do domu rodziców. Wierzy, że udzielą
jej wsparcia, że tam się pozbiera, zacznie nowe życie. W miejscu, gdzie sielsko
upłynęło jej dzieciństwo, znajdzie też czas na poukładanie relacji z samą sobą
i najbliższym otoczeniem.
Trzeba mieć naprawdę interesujący pomysł, żeby wielokrotnie
wykorzystywany ostatnio w literaturze kobiecej motyw powrotu na wieś –
czasowego bądź stałego – czy też ucieczki z miasta, przekuć na ciekawą fabułę.
Renata Kosin taki pomysł miała, a jego największa siła tkwi w bohaterach,
którymi zapełniła swoją powieść. I nie myślę tutaj o postaci wiodącej, czyli
Annie. Ta irytowała mnie natychmiastowym ocenianiem spotykanych ludzi, tym
tkwieniem w stereotypowych uprzedzeniach oraz faktycznym owijaniem się jak
bluszcz wokół swoich najbliższych. Robiła tak od zawsze: najpierw rodzice,
siostra, przyjaciółki; potem mąż, a teraz najchętniej oparłaby się na
dzieciach. Na szczęście pobyt w Bujanach wyzwoli jej nowe oblicze –
niezależność. Anna uświadomi sobie także, jak bardzo wir codziennych obowiązków
odciągnął ją od jej pasji, ale za sprawą niespodzianki ojca i syna spróbuje do
niej wrócić.
Pisząc o bohaterach, chciałam zwrócić uwagę na mieszkańców
małej, podlaskiej miejscowości. Żyją jak inni, raz darzy im się lepiej, raz
wiedzie gorzej, ale wydaje się, jakby żyli pełniej. Moje serce podbił Arturek –
zawsze mnie ciągnie do takich literackich maluchów – a jego historia wzruszyła
mnie do łez. Za jego przykładem autorka poruszyła istotny temat naszych czasów:
eurosieroctwo. Rodziców Arturka nie ma w kraju, pracują na obczyźnie,
odkładając szczęśliwe chwile z synem na bliżej nieokreślone „potem”. Ale to
tylko jeden z wykorzystywanych motywów. Zetkniemy się też z depresją
poporodową, przemocą w rodzinie, alkoholizmem, cierpieniem zwierząt i miejscem
takim jak Przystanek, prowadzonym przez przyjaciółkę Anny. Brzmi to wszystko
bardzo poważnie, ale Renata Kosin w obranej tematyce wykazuje się taktem i
delikatnością, a przede wszystkim nadzieją i wiarą w lepsze jutro.
Choć akcja toczy się niespiesznie, to ani przez moment nie
czułam się znudzona i zupełnie nie odczułam zmęczenia tymi czterystoma stronami
małego druczku. Gdy będziecie potrzebować ciepłej i klimatycznej opowieści o
sile rodziny, wybierzcie książkę Renaty Kosin. Ja z ogromną ciekawością będę
wypatrywać kolejnych pozycji jej pióra.
Książka bierze udział w wyzwaniach „Czytamy powieści
obyczajowe”, „Polacy nie gęsi” oraz „Trójka E-PIK”.
Od dawna już marzę o przeczytaniu tej książki.
OdpowiedzUsuńMam to samo :)
UsuńDziewczyny, za mną też ta książka długo chodziła i wreszcie się doczekałam:)
Usuńi ja jestem nią zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńI słusznie, przyjemna lektura:)
UsuńWydaje się być na prawdę warta przeczytania, fakt ostatnio bohaterowie coraz częściej uciekają z miasta na wieś no ale widać jest teraz na to zapotrzebowanie;) Chociaż ja dla odwrotności przeczytałabym o zwianiu ze wsi do miejskiego zgiełku:)))
OdpowiedzUsuńO zwianiu ze wsi to kojarzy mi się "Ucieczka znad rozlewiska" Kasi Zyskowskiej-Ignaciak z Naszej Księgarni.
UsuńUświadomiłaś mi w sumie, dlaczego lubię ten wątek, bo ja też chętnie bym się z miasta wróciła na wieś;)
To lektura idealna dla mnie. Polska autorka, powieść obyczajowa i motym ucieczki. Super!
OdpowiedzUsuńŚwietnie podsumowałaś:)
UsuńHurra! :D
OdpowiedzUsuńA Arturek jest the best!
Wiesz, że naprawdę się lekko popłakałam jak rozmawiał z mamą przez internet? I to zakończenie jego historii, i ten wątek z kotkiem, i w ogóle... :)
Ja to nawet nie lekko; dobrze, że mąż nie widział, bo się nie może nigdy nadziwić, jak można płakać nad książką;)
UsuńPo opinii i komentarzach, postanowiłam przeczytać :) Wydaje się naprawdę ciekawą lekturą :)
OdpowiedzUsuńTaka właśnie jest. Na pierwszy rzut oka może się wydawać kolejną zwyczajną obyczajówką, ale wcale ją za taką nie uważam.
UsuńNie czytałam tej książki, ale mam w planach bo dużo dobrego na jej temat czytałam.
OdpowiedzUsuńA to dobre, o którym czytałaś, jest jak najbardziej zasłużone.
UsuńJest w bibliotece, ostatnio nawet się wybierałam po nią, ale ktoś sprzątnął mi z pod nosa :(
OdpowiedzUsuńJa musiałam zamówić, żeby się doczekać;)
UsuńZainteresowałaś mnie tą pozycją. Wrzuciłam ją do jednego worka z "domkami na wsi", a tymczasem ominęłabym interesującą psychologicznie bohaterkę i Arturka. Problem eurosierot nie tylko istnieje, ale jest bardzo trudny dla dzieci. Jego skala niestety rośnie.
OdpowiedzUsuńNajgorsza jest bezsilność jaką odczuwam, gdy z racji mojego zawody stykam się z owym problemem, i nie jestem w stanie absolutnie nic pomóc :(