Joanna Chmielewska „Życie (nie)całkiem spokojne”, Klin 2013,
ISBN 978-83-62136-71-1, stron 368
Do tej książki życie dopisało smutną puentę. Ukazała się ona
czwartego października, siódmego jej autorka odeszła. Nie w takich
okolicznościach chciałam ją czytać. Zbiegły się dwa dojmujące odczucia: smutek
i żal oraz śmiech (choć raczej przez łzy), bo o życiu Joanny Chmielewskiej,
czasem równie zabawnym jak jej powieści, mogłabym czytać do upojenia,
delektując się jej charakterystycznym stylem i porównaniami czy powiedzonkami,
które chyba już na stałe weszły do języka, jeśli nie potocznego, to do mojego
na pewno.
Dla osoby, która czytała wszystkie tomy „Autobiografii” (w
tym pierwsze trzy parokrotnie, patrz wspomniane wyżej upojenie oraz uwielbienie dla Teresy, Lucyny i matki
pisarki, a także jej samej), sięgnięcie po tę książkę było jak powrót do domu.
Znane osoby, wydarzenia, fakty – świetna sprawa. Z trzech ostatnich rozdziałów
pamiętałam mniej, bo odpowiadające im książki czytałam rzadziej i dużo
szczegółów mi umknęło. Poza tym, im bliżej końca, tym robiłam się coraz
bardziej przygnębiona w kontekście wzmianek o pogarszającym się stanie zdrowia
oraz widocznego bólu po śmierci Alicji. Choć właściwie przecież one wcale nie
odeszły, najpierw Alicja wyjechała do Szwajcarii, a Joanna teraz do niej
dołączyła...
Ci, dla których będzie to pierwsze spotkanie z życiorysem
Joanny Chmielewskiej, niech się nie zdziwią, że w obu wersjach sporadycznie
pojawiają się konkretne daty. Za to dowiedzą się, w jakim stopniu fabuła
niektórych powieści odzwierciedla rzeczywistość. Sporo też miejsca pisarka
poświęciła mężczyznom swojego życia, swoim dzieciom; jest dużo o wakacyjnych
wojażach, trochę o życiu domowym, a wszystko to uzupełnione o zdjęcia, których
jak zwykle mi mało, tym bardziej że część z nich już znałam z poprzednich
książek.
Joanna Chmielewska pisała kiedyś, że zdaje sobie sprawę z tego, że
autobiografię powinno się pisać przed śmiercią, „ale skąd, na litość boską, mam
wiedzieć, kiedy umrę?”. Przewrotność to losu, że „Życie (nie)całkiem spokojne”
okazało się być jej ostatnią książką, pożegnaniem. A przy zdaniu kończącym nie ma kropki, pisarka postawiła ją siódmego października...
Kiedy już poznam lepiej jej twórczość, sięgnę i po tę książkę :)
OdpowiedzUsuńJa polecam, nawet bez znajomości jej powieści;)
UsuńAle pięknie napisałaś. Zwłaszcza to ostatnie zdanie - rewelacja. Książkę będę mieć pod koniec października, ale podobnie jak ty najlepiej znam trzy pierwszy tomy autobiografii bo często do nich wracałam, kolejne już znacznie gorzej pamiętam, a ostatnie dwa czytałam tylko jeden raz, więc tutaj w ogóle moja pamięć szwankuje i chętnie sobie przypomnę wiele rzeczy.
OdpowiedzUsuńDziękuję, cieszę się, że Ci się podoba.
UsuńTe dwa ostatnie tomy też powinnam sobie przypomnieć, ale to może za jakiś czas, jak trochę ochłonę po jej śmierci.
Poczułam ciary na ciele, kiedy przeczytałam twoje ostatnie zdanie. Lepiej nie mogłaś podsumować tej książki. Ja chętnie ją przeczytam, gdyż bardzo cenię sobie tę autorkę.
OdpowiedzUsuńDzięki za uznanie. Taki sam dreszcz poczułam, jak zobaczyłam to ostatnie zdanie w książce, tak wymowne, i ten brak kropki...
UsuńTaki, to przewrotność losu. Wielki żal i smutek.
OdpowiedzUsuńNiestety...
UsuńTak bardzo nostalgicznie napisałaś recenzję,aż wyczułam Twój smutek po stracie psiarki, przeczytam tą ostatnią gdy zapoznam się z poprzedniczkami..
OdpowiedzUsuńBo to jest, Aguś, tak, że ja jej książki czytam, powiedzmy, od dwunastego roku życia (dokładnego wieku, kiedy zaczęłam, nie pamiętam) i przez ten czas naprawdę się do niej przywiązałam, mimo że przecież nie znałam jej osobiście, tylko przez książki. A skoro te powieści pojawiały się często, prawie rok w rok, to można było traktować autorkę jak kogoś bliskiego. Stąd ta nostalgia, poczucie straty i smutek...
UsuńObowiązkowo muszę tę książkę przeczytać.
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczę;)
UsuńGłupio mi, ale nie czytałam nic autorki, ale na półce czeka już "Lesio" :)
OdpowiedzUsuńJa "Lesia" uwielbiam, ale on jest dość specyficzny, można się na nim trochę sparzyć, niektórzy nie łapią jego klimatu i czasem się zniechęcają. Ale liczę, że jednak Ci się spodoba:)
Usuń