Sherry Jones „Królowe”, Pascal 2013, ISBN 978-83-7642-224-4,
stron 432
Małgorzata, Eleonora, Sancha, Beatrycze. Cztery córki
ambitnej matki, Beatrycze Sabaudzkiej. Stworzone do wielkich celów, do
panowania nad Europą. Plany odpowiedniego mariażu dla każdej z nich, matka
snuła już od najwcześniejszych lat. Wprowadzenie córek do uprzywilejowanej,
cieszącej się prestiżem rodziny, miało być największą nagrodą za trud włożony w
ich wychowanie, dość nietypowe jak na tamte czasy. Bo cóż miała do powiedzenia
kobieta w XIII wieku? Niewiele. A córki Beatrycze miały. Zapewniono im staranne
wykształcenie, a matka nie bez powodu zwracała się do nich „moi chłopcy”. Przez
całe swoje życie uczulała je tylko na jedno: to rodzina jest najważniejsza,
każde inne zależności można zerwać, ale więzów krwi absolutnie nie.
Sherry Jones inspirację znalazła w biografii autorstwa Nancy
Goldstone: „ (...) poczułam niedosyt. Pragnęłam wiedzieć więcej o intrygujących
postaciach sióstr. Jak wyglądały? Jakie miały osobowości?” (str. 2). Czy
przełożyło się to na jej powieść? Moim zdaniem nie do końca. Nie udźwignęła w
pełni zadania obdarzenia swoich bohaterek rysem psychologicznym. Zdaję sobie
sprawę z faktu, iż na pewno nie była to sprawa prosta, bo w końcu chodzi o
cztery nieprzeciętne kobiety, ale i tak liczyłam na więcej.
Narastające we mnie upodobanie do powieści historycznych
zrodziło się pod wpływem „Kochanka dziewicy” Philippy Gregory i kolejnych jej
powieści, które miałam przyjemność czytać. Nie ma więc co ukrywać, że jest ona
dla mnie mistrzynią zbeletryzowanych opowieści i tego, jak takie książki
powinno się pisać. I okazuje się, że ciężko jej dorównać, bo wysoko postawiła
poprzeczkę. Ale są przykłady na to, że można się do niej zbliżyć. Zalicza się
do nich na pewno C. W. Gortner, a zwłaszcza jego „Ostatnia królowa”, ale także
Rebecca Jones z „Hrabiną”. Sherry Jones w moim odczuciu jeszcze sporo brakuje.
Nie twierdzę, że „Królowe” to powieść nieudana. Tak nie
jest. Początek jest naprawdę świetny, ale w pewnym momencie pisarka zaczyna
gnać przez kolejne wydarzenia, zaniedbując warstwę emocjonalną. Do tego
przedstawia dynamicznie zmieniającą się sytuację pobieżnie. O ile jeszcze
Małgorzatę i Eleonorę mamy szansę dość dobrze poznać, o tyle z Sanchą i
Beatrycze jest już gorzej. Powiedziałabym, że portret Małgorzaty jest
najpełniejszy, dzięki bogato opisanym relacjom z pogrążającym się w szaleństwie
religijnym mężem i wredną teściową, ale gdy dochodzimy do ślubów jej sióstr,
autorka zaczyna się spieszyć, chcąc zmieścić ich całe życie w jednym tomie.
Musiało się to odbić na ich charakterystyce.
Gdy odrzucić jednak te uprzedzenia, otrzymamy dobrą powieść
kreślącą obraz trzynastowiecznej Europy, ogarniętej konfliktami i rywalizacją
czterech znaczących kobiet. Jak wiele każda z nich jest w stanie zrobić i
poświęcić dla władzy, ale i miłości, dwóch namiętności uniwersalnych dla każdej
epoki? Zapraszam do lektury.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Pani Justynie z
Wydawnictwa Pascal.
Wolę powieści osadzone we współczesnych realiach, dlatego mimo twojej pozytywnej oceny jednak się nie skusze na powyższą, ale cieszę się, że tobie się podobała.
OdpowiedzUsuńNie wpasowuję się ostatnio w Twoje klimaty, Cyrysiu;)
UsuńNiestety zaniedbanie warstwy emocjonalnej to dla mnie duże zaniedbanie.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że pole do popisu było ogromne;)
UsuńUlubione klimaty Paulusi:) Myślę,że warto przeczytać :)
OdpowiedzUsuńOj tak, Aguś, ostatnio bardzo ulubione:) Ale jeszcze nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem specjalistką w tych klimatach;)
UsuńNio nie wiem, temat ciekawy, ale wykonanie trochę mnie zniechęca
OdpowiedzUsuńJeśli przed czytaniem weźmiesz na to poprawkę, to nie powinno być źle;)
Usuńna razie jednak nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, nic na siłę;)
Usuń