środa, 16 lipca 2014

Remigiusz Piotrowski "Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone"



Remigiusz Piotrowski „Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone”, PWN 2014, ISBN 978-83-7705-617-2, stron 280

Co sprawia, że dana jednostka, w ten czy inny sposób, wybija się ponad przeciętność? Pomijając dziedzinę, którą obiera na swoją specjalność, skąd w jej postawie cechy, które wyróżniają ją z szarych mas? No właśnie, czy to przymioty charakteru, osobowość, geny, sposób wychowywania? A może odpowiedni czas i miejsce, czyli w gruncie rzeczy przypadek, ślepy traf, fatum lub przeznaczenie? A może kompilacja wszystkich tych składowych? Los jest o tyle przewrotny, że wybitne jednostki pojawiają się nie tylko w tej materii, która przynosi chwałę i szacunek; również w ciemnym półświatku gangsterów raz na jakiś czas objawia się ktoś, kto wyrasta i przerasta to szemrane towarzystwo, stając się bohaterem mitów i legend. Mroczną dzielnicą Łodzi, Bałutami, rządził w dwudziestoleciu międzywojennym Maks Bornsztejn, którego życie po dziś dzień fascynuje, choć z upływem czasu coraz trudniej oddzielić prawdę od anegdoty i szeptanych wiadomości podszytych strachem, które utrwaliły się w powszechnej świadomości. Co spowodowało, że to akurat on był nazywany łódzkim Alem Capone, żydowskim Janosikiem czy Robin Hoodem? Przyjrzyjmy mu się bliżej.

Menachem Bornsztejn urodził się w 1890 r. w Łęczycy. Jego ojciec – handlarz – zdecydował się na przeprowadzkę do Łodzi, licząc na lepsze warunki do życia. O dostatku mówić jednak nie można i choć jego syn uczęszczał do szkoły (chederu), to od jedenastego roku życia wychowywała go jedynie ulica. A przyznać trzeba, że było to chyba jedna z najgorszych możliwych opiekunek: „czym były przed wojną łódzkie Bałuty? To była mieszanina nędzy i przestępstwa. Za parę groszy można tu było wszystko kupić (...). Za parę groszy można tu było dostać nożem w plecy, pałką przez łeb, kastetem w oko” (str. 12). Wiele mówi też określenie „ściek Łodzi”, który zamieszkiwali najubożsi mieszkańcy. Bałuty szybko stały się dzielnicą żydowską, bo tylko tam wolno im było się osiedlać.

Dzieciństwo i młodość Bornsztejna przedstawia głównie biografia pióra Arnolda Mostowicza, a że innych źródeł brakuje, trudno dociec, ile w niej literackiej fantazji, ale ile rzeczywistości. Według Mostowicza, Menachem był świadkiem brutalnej śmierci swojego ojca. To wtedy przekonał się, że biedni nie liczą się zupełnie dla tych, którzy mieli to szczęście urodzić się w liczącej się dzielnicy i zamożniejszych rodzinach. To wtedy dotarło do niego, że „rację ma silniejszy, bogatszy, sprytniejszy” (str. 21). Niedługo później los zetknął go z kolejnym nauczycielem życia, dzięki któremu stał się „jednym z najlepszych bałuckich doliniarzy, grasujących na targach i rynkach, w piwnicach, kościołach i synagogach” (str. 22). Potem rozwinął swoją działalność, rabując niemieckie transporty w czasie I wojny światowej. Na tym także nie spoczął: stanął na czele dintojry, czyli sądu polubownego, obejmującego swym zasięgiem łódzkie podziemie przestępcze. Oczywistym jest, że z takiej funkcji postanowił wyciągać dla siebie, ile tylko się dało. Tak samo działało jego Biuro Próśb i Podań: klienci zgłaszali się z jakimś problemem, który on, za odpowiednim wynagrodzeniem, rozwiązywał. To ta działalność obrosła w mity, kreując gangstera na „obrońcę uciśnionych. Człowieka, który pomagał wyrzuconej na bruk wdowie i karał niecnego kamienicznika” (str. 47). Bornsztejn postawił również na współpracę z policją, którą nie tylko odciążał w jej pracy – sami funkcjonariusze ze specjalności Maksa czerpali profity dla siebie, a „słowa „łapówka” oraz „korupcja” są tutaj jak najbardziej na miejscu” (str. 46).

Remigiusz Piotrowski pochodzi z Łodzi, tam ukończył filologię polską, tym miastem jest zafascynowany. Ta fascynacja i pasja przełożyła się na świetną książkę, w której chciał „odkurzyć tajemnicę Ślepego Maksa, odcedzić prawdę od miejskiej legendy, nie zapominając przy tym, że i ta legenda mówi o tej historii swoją własną prawdę” (str. 8). Opierał się na „dokumentach, doniesieniach ówczesnej prasy, relacjach świadków oraz ustaleniach badaczy” (tamże), które skomponował w barwną relację o mrocznej Łodzi lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Trzeba Piotrowskiemu oddać, że posiada talent do snucia opowieści: ciekawych, pełnych życia we wszystkich jego aspektach. Historię Ślepego Maksa czyta się jak najlepszą powieść sensacyjną, a niemałe znaczenie ma tutaj fakt, że sam bohater jawi się bardziej jak postać z kart jakiejś książki, niż prawdziwa, kiedyś żyjąca osoba. Niewątpliwą zaletą tej publikacji jest również jej klimat: dziennikarzowi udało się oddać koloryt tamtych czasów oraz dzielnicy, w której działał Bornsztejn  – na obraz ówczesnych realiów jestem wyczulona, więc ogromnie się cieszę, że moje oczekiwania zostały w pełni zaspokojone. Jest to też dla mnie cenne świadectwo cieni międzywojnia uświadamiające, że moja ulubiona epoka nie była jednowymiarowa, ale składały się nań różnego rodzaju niuanse, także te związane z ciemną stroną ludzkiej natury.

Remigiusz Piotrowski starał się odpowiedzieć na pytanie, kim był Maks Bornsztejn: „Romantycznym miejskim watażką? Blagierem i mitomanem? Pospolitym opryszkiem? A może łódzkim Alem Capone?” (str. 8). Jeśli chcecie się przekonać i go poznać, zapraszam do lektury.       

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Pani Marcie z Domu Wydawniczego PWN.

http://www.dwpwn.pl/

Wyzwania: „Czytamy książki historyczne”, „Lata dwudzieste, lata trzydzieste...”, „Nie tylko literatura piękna...”, „Polacy nie gęsi”. 

20 komentarzy:

  1. hmm, jeszcze się zastanowię nad tą lekturą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, może rzeczywiście jest dość specyficzna i musi się wpisać w upodobania, żeby chcieć ją przeczytać;)

      Usuń
    2. Mnie niestety nie zainteresowała... :) Obecnie na pewno nie wpisuje się w to, co lubię czytać, ale może kiedyś zainteresuje mnie biografia tego pana to wtedy będę wiedzieć, gdzie jej szukać ;)

      Usuń
    3. Może kiedyś Cię zafascynuje dwudziestolecie, to wtedy będzie jak znalazł;)

      Usuń
  2. Hmm..Zastanowie się i ja :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna ciekawa historia w dobrej otoczce... Ostatnio trafiam na wiele interesujących biografii. Tę dopisuję na listę "do przeczytania". :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz, że książkę czyta się jak najlepszą powieść sensacyjną. Osoba pana Bornsztejna jest niezwykle ciekawa i intrygująca, więc myślę, że naprawdę warto przeczytać ten tytuł, choćby właśnie dlatego, żeby szerzej spojrzeć na okres międzywojnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sądzę, że swoim komentarzem podkreśliłaś sedno tej książki:)

      Usuń
  5. Niezwykła publikacja. Już wiem komu ją sprezentuje. Myślę, że to będzie udany prezent ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod względem wydania na pewno, mnie się ono bardzo podoba;)

      Usuń
  6. Uwielbiam takie historie! W dodatku 20-lecie międzywojenne jest jednym z moich ulubionych okresów :) Muszę sobie zapisać tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To muszę do Ciebie zajrzeć, może się czymś zainspiruję;)

      Usuń
  7. Oj, cudnie się zapowiada ;) Ale sama nie wiem... Dla mnie na pewno sprawdzi się pod kątem obiektywizmu - dziennikarstwo. Zobaczymy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam więc kciuki, żeby spełniła Twoje oczekiwania;)

      Usuń
  8. Z jednej strony coś mnie ciągnie do tej książki, a z drugiej odpycha. I sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie zaiskrzyło za pierwszym razem, to może na razie lepiej o niej nie myśleć, może kiedyś Cię "najdzie";)

      Usuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.