Wojciech Kałużyński „Niebieskie ptaki PRL-u”, PWN 2014, ISBN
978-83-7705-592-2, stron 320
Czasy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej to, obok
dwudziestolecia międzywojennego, moja ulubiona epoka w naszych dziejach. Choć
może się powszechnie kojarzyć raczej z szarością i trudami życia codziennego
oraz bolesną wymową historyczną, to jednak pewien element tego wycinka
przeszłości zapisał się w pamięci wielobarwną czcionką – mam na myśli szeroko
pojmowaną kulturę i jej przedstawicieli. Wśród nich byli ci, którzy swoją
postawą, a nierzadko i całym życiem, zasłużyli sobie na miano niebieskich
ptaków. A czym odznacza się taka jednostka? Ano przede wszystkim tym, że jest
„jakaś” – kolorowa, wyróżniająca się, jak nikt inny potrafiąca żyć chwilą, bez
zmartwień o przyszłość. Na marginesie kultury oficjalnej, tworzonej i
aprobowanej przez władze, przepełnionej ogłupiającą propagandą, istnieli ci,
którzy widzieli więcej i chcieli czegoś innego. To właśnie o tych postaciach
pisze Wojciech Kałużyński, dziennikarz i krytyk filmowy. Przybliża nam
„barwnych i legendarnych outsiderów, którzy odstawali od powszechnych norm.
Wewnętrznych emigrantów z peerelowskiej szarzyzny, tworzących własne
alternatywne światy kolorowe, baśniowe, na przekór zgrzebności, mieszczące się
tuż za rogiem oficjalności, w niszach, ostojach, enklawach – kawiarnianych,
kabaretowych, prywatnych” (str. 9).
Właściwie każda z dziedzin kultury mogła się pochwalić takim
niebagatelnym człowiekiem, który po dziś dzień otaczany jest kultem. Przykłady?
Proszę bardzo. Literaturę niech reprezentują wspomniani Hłasko i Stachura, ale
także Marek Nowakowski, Ireneusz Iredyński, Stanisław Grochowiak. W muzyce
wyróżniał się Leopold Tyrmand, który choć bardziej może się kojarzyć z
twórczością literacką, był jednocześnie niezrównanym propagatorem jazzu.
Polskie kino pewnie wyglądałoby inaczej, gdyby na jego firmamencie nie
zabłysnęli Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz. Kabaret, także prężnie
działający, to „Bim-Bom” Zbigniewa Cybulskiego i Bogumiła Kobieli, Studencki
Teatr Satyryków, z którym związana była Agnieszka Osiecka, oraz Piwnica pod
Baranami z niezapomnianym Piotrem Skrzyneckim na czele.
Jak przyznaje sam autor, „można byłoby do tych, o których
tutaj piszę, dołożyć jeszcze legion innych postaci. Ale bohaterowie główni
chyba pozostaliby jednak ci sami. Ci, których legenda trwa do dzisiaj, albo ci,
których postawa była na tyle osobna, że nie sposób byłoby ich pominąć” (str. 12).
Decydując się na książkę wspomnieniową tego typu, Kałużyński musiał zdawać
sobie sprawę z tego, że nie wszystkim dobór jego bohaterów może przypaść do
gustu. Sądzę jednak, że w tym przypadku, kierując się przesłankami
subiektywnymi, udało mu się obiektywnie postawić na tych, którzy najbardziej
zasłużyli, by znaleźć się w publikacji poświęconej niebieskim ptakom. Nie miało
dla mnie znaczenia, że część postaci była mi już znana – nie sposób tego
uniknąć, jeśli czyta się inne książki poświęcone epoce.
Kałużyński sięgnął do faktów i anegdot, sprawnie oddzielając
jedne od drugich – oczywiście w tych aspektach, gdzie było to możliwe, bo też
nie można zapominać, że jego bohaterowie byli na tyle popularni, że dziś nie da
się z całą pewnością powiedzieć, czy coś zdarzyło się naprawdę, czy może
przekazywane z ust do ust przybrało zupełnie inny wyraz. Całość czyta się
szybko i przyjemnie, może nie jest to potoczystość stylu Sławomira Kopra (wiem,
że miałam już nikogo do niego nie porównywać, ale nasuwa mi się to nieodparcie),
ale narracja stoi na wysokim poziomie.
„Niebieskie ptaki PRL-u” oceniam bardzo pozytywnie; możliwe,
że jeszcze kiedyś powrócę do tej książki, by kolejny raz przyłączyć się do
korowodu tych trochę szalonych i na pewno intrygujących osób, także z tego
powodu, że teraz już chyba takich po prostu nie ma...
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Pani Marcie z Domu
Wydawniczego PWN.
Wyzwania: „Grunt to okładka”, „Nie tylko literatura
piękna...”, „Polacy nie gęsi”.
Ha super książka! Niby podobna tematyka, co tam podobna, identyczna jak u Kopra, ale inne sprawy opisane, z innej perspektywy a równie ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPs. Skończyłam Życie towarzyskie elit PRL, recenzja będzie mam nadzieję w ciągu 2-3 dni:)
Zgadza się, dobrze, że autor postawił na inne spojrzenie, widać, że od początku miał swój zamysł i konsekwentnie go realizował:)
UsuńNo to czekam z niecierpliwością. Ja może je sobie wreszcie kupię w przyszłym tygodniu;)
Bardzo lubię te klimaty, skoro polecasz, zapisuję tytuł:)
OdpowiedzUsuńZapisz, bo naprawdę warto:)
UsuńCo prawda PRL mnie jakoś szczególnie nie interesuje, ale lubię czytać o ciekawych osobach, które wyróżniały się na tle innych :) W dodatku bardzo podoba mi się okłada książki :)
OdpowiedzUsuńNa kartach tej publikacji co bohater, to barwniejszy;)
UsuńJak fajnie, że tak uważasz:)
OdpowiedzUsuńTo będzie idealna propozycja dla mojego taty, bo on nieustanie robi mi wypominki na temat czasów PRL-u :)
OdpowiedzUsuńTo fajnie masz:)
UsuńPRL troszkę sama pamiętam, choć jedynie z perspektywy dziecka. Chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńJa niewiele, kojarzy mi się tylko, że w mieście, w którym teraz mieszkam, był Pewex. I to chyba tyle z moich wspomnień;)
UsuńWszystkie książki z wątkiem PRL-u to dla mnie lektura obowiązkowa.
OdpowiedzUsuńWiesz, jak mnie to cieszy, że mamy wspólne upodobania?:)
UsuńSądzę, że są podobne epoki obfitujące w interesujące postacie. Np.: modernizm :-)
OdpowiedzUsuńW tym zakresie musiałabym się dokształcić;)
Usuń