Katarzyna Majgier „Stuletnia Gospoda”, Nasza Księgarnia
2014, ISBN 978-83-10-12618-4, stron 432
Znacie takie pary, które są ze sobą od zawsze i nie
wyobrażacie sobie ich w innej konfiguracji? W moim otoczeniu takich nie ma, ci
najstarsi wspólnym stażem znają się od liceum. A tymczasem Michał i Jagoda są
ze sobą od przedszkola albo i wcześniej, bo on już w wieku czterech lat
zapowiedział, że się z nią ożeni, na co ona się zgodziła, ale postawiła jeden
warunek: nie będzie prać jego skarpet i nie obchodzi ją, kto to będzie robił.
Od tamtej pory byli nierozłączni, w czym wydatnie pomagało to, że wychowywali
się w jednym domu. Razem dojrzewali, rozmawiali o marzeniach, snuli plany.
Jednym z nich było przejęcie Stuletniej Gospody, restauracji, którą wspólnie prowadzili
ich dziadkowie, potem ich dzieci, a Jagoda i Michał są przedstawicielami
najmłodszego pokolenia rodu. To dla dziadka Łukasza chcieli dążyć do utrzymania
i rozwoju Gospody.
Katarzynę Majgier do tej pory kojarzyłam jako autorkę
książek dla dzieci i młodzieży. „Stuletnia Gospoda” to jej propozycja
skierowana do dorosłego czytelnika. Jak ja kocham takie opowieści! Majgier
stworzyła pierwszorzędną sagę rodzinną, od której żal było mi się odrywać. To z
jednej strony, bo z drugiej chciałam się nią delektować jak najdłużej. A skoro
o delektowaniu mowa, trzeba wspomnieć, iż każdy rozdział poprzedza przepis na
konkretne danie. Przeplatają się receptury na potrawy kuchni polskiej oraz
włoskiej, których lepiej nie czytać, gdy jest się głodnym. Dodam jeszcze, że
mogą być one świetną inspiracją do własnych kulinarnych poszukiwań i jeden z
nich już nawet wypróbowałam. Zresztą także same opisy doznań, jakie stawały się
udziałem klientów Gospody, gdy próbowali choćby ruskich pierogów czy placków
piastowskich, powodują, że ślinka cieknie.
W książkach tego typu, czyli sagach, najbardziej cenię sobie
to, że akcja rozgrywa się na określonym tle historycznym. Uwielbiam śledzić
losy bohaterów w kontekście przemian dziejowych. U Majgier tego aspektu także
nie brakuje. Obserwujemy więc, co się działo z Gospodą w czasie wojny i zaraz
po niej; widzimy, jak w PRL-u stała się lokalem gastronomicznym, by na początku
lat dziewięćdziesiątych zmagać się z rozkwitającym kapitalizmem, a jeszcze
później, głównie za sprawą Michała, próbować działać zgodnie z wyznacznikami
nowoczesnego zarządzania, marketingu i PR.
Z wyzwaniami nowych czasów, ale i teraźniejszości, muszą
sobie radzić krewni Michała i Jagody oraz oni sami. Jeśli mam być szczera, to
ani jedno, ani drugie, nie przypadło mi do gustu. Z tym że o ile do kobiety mój
stosunek ewoluował, o tyle on drażnił mnie cały czas. Przede wszystkim tym, jak
bardzo nie doceniał swojej partnerki. Irytowało mnie to jego przekonanie, że ona
będzie zawsze obok niego, oraz nieliczenie się z jej zdaniem i uczuciami;
zwłaszcza to, jak postąpił z obiecanym remontem, zbulwersowało mnie do granic.
Denerwował mnie także tym, że praktycznie od małego wcale się nie starał,
Jagoda była dla niego jak ulubiony, odwieczny mebel tkwiący w tym samym
miejscu: dobrze, że jest, bo ma być. Nie wymagałam, żeby codziennie przynosił
jej kwiaty i zasypywał romantycznymi liścikami, ale przesada w kierunku takiego
zachowania, jak w pizzerii, była dla mnie nie do przyjęcia. A najgorsze, że on
tego nie robił złośliwie, tylko ot tak, po prostu, nie pojmował, że być może
ona oczekuje czegoś więcej. Natomiast jeśli chodzi o dziewczynę, czasami miałam
wrażenie, że sama nie wie, czego chce, ale powiedzmy, że to byłam jeszcze w
stanie zrozumieć, zwłaszcza fakt, jak miotała się między przywiązaniem do
Gospody, a chęcią samorozwoju. Z innych postaci polubiłam Alinkę (i jej
serialowe perypetie); intrygujący z uwagi na swoistą nadprzyrodzoność był wątek
Lucka i jego obrazów. Jeśli spojrzeć na bohaterów jako całokształt, to wszyscy
odznaczają się czymś szczególnym, są wyraziści i tacy swojscy. Ale swojscy nie
w takim sensie, że bez zastrzeżeń się ich lubi (bo trudno darzyć sympatią
Cześka czy Rafała), ale w takim, że są bliscy rzeczywistości i może sami znamy
podobnych ludzi, a już na pewno rozumiemy ich uczucia.
Dałam się zauroczyć „Stuletniej Gospodzie”. Katarzyna
Majgier wypełniła swoją opowieść aromatami i smakami, które może u niejednego
czytelnika wzbudzą sentyment oraz tęsknotę za sielskim dzieciństwem i tym, jak
gotowała mama czy babcia; pełno tu także ludzkich historii i emocji. A
znajdziecie ich całą paletę, pełną gamę – od miłości i przyjaźni, po zemstę,
nienawiść i żądzę pieniądza. Mnie nie trzeba było niczego więcej.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Bardzo lubię książki z takim klimatem, więc już zapisuję sobie tytuł!
OdpowiedzUsuńKoniecznie, powinna Ci się spodobać, a w każdym razie zdziwię się, jak tak nie będzie;)
UsuńBardzo klimatycznie ... Ja też takich par nie znam. Ze swoim mężem jako para jesteśmy od ponad 13 lat, ale od liceum ... Takie pary z dzieciństwa uważam za bardzo romantyczne. Chętnie przeczytam tą ksiażkę
OdpowiedzUsuńTo ja mam krótszy staż, bo 7 lat:) A książkę naprawdę warto przeczytać:)
UsuńPo przeczytaniu twojej recenzji już zatęskniłam za swoim sielskim dzieciństwem. Ech.. to były wspaniałe czasy.
OdpowiedzUsuńCo do książki, jestem nią zainteresowana.
To prawda, ta beztroska i niezastanawianie się nad przyszłością...
UsuńChciałabym, chciałabym przeczytać, bo lubię takie klimaty ;)
OdpowiedzUsuńJak Ty to robisz, że czytasz wszystkie książki, które i ja chciałabym przeczytać!
OdpowiedzUsuńNie wiem, Wioluś, pokrewieństwo dusz i gustów, cóż więcej?:)
UsuńNastępna książka którą muszę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię przekonałam;)
UsuńWiduję takie pary, ale na ogół przyjaciół. :) Moją przyjaciółkę, na przykład, znam z przedszkola i do dziś siedzimy w jednej ławce. A "Stuletnia Gospoda" wydaje się ciekawa, coś w tym tytule (słowo "stuletnia" zapewne) przywołuje mi na myśl baśnie i przez to miło się kojarzy. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa to dobre słowo na oddanie treści, wszystkie inne pozytywne przymiotniki także pasują;)
UsuńJa także chętnie przeczytam :) I muszę powiedzieć, że bardzo podoba mi się okładka! :)
OdpowiedzUsuńNa żywo jest jeszcze ładniejsza;)
UsuńTeż jestem zainteresowana, więc jak tylko książkę dorwę, to od razu przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNiezły plan;)
UsuńO, jak ładnie napisałaś:)
OdpowiedzUsuńGospoda jako bohater przechodzący przemiany w różnych okresach historycznych-super!! Do tego ciekawie wykreowane postacie. Wszystko w sam raz dla mnie. Takich par, to ja również nie znam, chyba ciężko je spotkać w rzeczywistym świecie:)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedna zaleta: polska autorka:)
UsuńNie będzie prać jego skarpet - rozbroiło mnie to :)
OdpowiedzUsuńOkładka jest cudowna! A czy znam takie pary... mam przyjaciółkę, z którą się znam od przedszkola, a może nawet i wcześniej i do tej pory jesteśmy blisko, nie wyobrażam sobie, aby było inaczej :)
Samą książkę z chęcią bym przeczytała :)
Dobre, nie? Czteroletnia feministko-buntowniczka;)
UsuńBardzo ciekawy i niewątpliwie klimatyczny pomysł na powieść. Zapisuję tytuł.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ja takie opowieści uwielbiam:)
UsuńZamówiłam sobie, znalazłam za 10zł, więc wpadłam przekonać się czy warto:)
OdpowiedzUsuń