poniedziałek, 21 lipca 2014

Danuta Awolusi "Na wysokim niebie"



Danuta Awolusi „Na wysokim niebie”, SOL 2013, ISBN 978-83-62405-30-5, stron 272

Gdzie w wychowywaniu dziecka przebiega granica między normalnością a patologią? Jak wiele pustej przestrzeni może się znajdować między opiekuńczością a obojętnością? Ania, dziewczynka z, wydawać by się mogło, zwyczajnego domu, doświadczyła tej drugiej, obojętności przez duże O. Cóż z tego, że nie było alkoholu, że nie doświadczali systematycznego bicia, bo tak ogólnie, to czasem baty się zdarzały, kiedy miłości czy choćby drobnych przejawów zainteresowania ze strony rodziców także nie było. Matka tkwiła w świecie oferowanym przez telewizję, ojciec zmuszony do prac dorywczych swoje frustracje rozładowywał biernością lub właśnie agresją.

Ania i jej młodsi bracia chodzili więc samopas, robiąc to, co tylko im do głowy przyszło. Oni trzymali się razem, Ania miała swój własny świat – pokój, który wypełniała książkami. Tak, to powieści stanowiły ucieczkę dziewczynki przed złowrogim otoczeniem – bo nie dość, że dom rodzinny nie dawał jej oparcia, to jeszcze musiała borykać się z problemami w szkole. A tych też nie brakowało. Oprócz tego, że słabo się uczyła, to jeszcze idealnie nadawała się na ofiarę klasowego prześladowania. Gdyby doznawany ze strony kolegów ostracyzm i idąca za tym samotność, byłyby wszystkim, pewnie jakoś by to znosiła, ale rówieśnicy ani myśleli jej odpuścić, dążąc do upokarzania jej na każdym kroku. Do tego dochodził jeszcze jeden kłopot: Ania śmierdziała. Skoro nikt jej nie pilnował, wygodniej było się nie myć i nie prać swoich ubrań. Nauczyciele w obliczu takiej sytuacji też nie potrafili pozbyć się swoich uprzedzeń. Znalazła się tylko jedna osoba, która dostrzegła samą Anię, ukrytą pod powłoką dzikiego, brudnego, zaniedbanego i uzbrojonego w kolce dziecka. To pani Sabina, kierowniczka biblioteki, pokazała jej, że życie może wyglądać inaczej. A zaczęło się od przekazywania miłości do literatury...

Zdarzają Wam się takie sytuacje, że widzicie jakąś książkę i wiecie, że koniecznie musicie ją przeczytać? Nie zwracacie uwagi na opis, nie analizujecie okładki, która przecież wiele może zapowiedzieć, nie zważacie na nazwisko autora, tym bardziej w przypadku debiutanta, bo tak ono i tak Wam nic nie powie, a jednocześnie wiecie, że to jest to? Mnie takie przypadki trafiają się raz na jakiś czas i tak właśnie było z debiutem Danuty Awolusi. Nie wiem, co mnie tak pociągało, jaki czynnik zadziałał w pierwszej kolejności, ale byłam w stu procentach pewna, że „Na wysokim niebie” to lektura dla mnie idealna. I cóż, dobrze wiedzieć, że można polegać na własnej intuicji, która jest czujna i wyłapuje świetne książki. Bo ta książka jest świetna. Choć trudna, i więcej wylewa się nad nią łez, niż wywołuje uśmiechu.

Nikt nie żyje w próżni. Każdy ma jakąś bliską osobę, którą może traktować jak tarczę zasłaniającą przed bólem, lękiem, złem. Czy na pewno każdy? Co z tymi, którzy naprawdę są sami, jak palec? Awolusi brutalnie sprowadza nas na ziemię – a przynajmniej ze mną to zrobiła – i wyrywa ze świata ułudy, pobożnych życzeń i życzeniowego myślenia, które pozwala nam sądzić, że wszystkie dzieci powinny być kochane i otaczane troską. A rzeczywistość okazuje się być okrutna; są takie dzieci, jak Ania, które nie wiedzą, co to znaczy być kochane, czym jest miłość. Ta wiedza nie została jej przekazana ani pokazana, emocji, które dawałyby radość i spełnienie, Ania będzie musiała się dopiero nauczyć. Dziewczynka miała to nieszczęście, że doświadczyła każdego rodzaju ubóstwa: nie tylko materialnego, ale tego po stokroć gorszego – uczuciowego. Każda płaszczyzna jej życia była jednym wielkim deficytem, który rekompensowała sobie fikcją literacką – tylko dzięki niej miała siłę, by codziennie wstawać z łóżka i mierzyć się z podłością jej małego świata. Na szczęście i dla niej los miał w zanadrzu niespodziankę.

Awolusi dotknęła wielu trudnych tematów. Oprócz przemocy szkolnej, wśród rówieśników, tej najgorszego rodzaju, bo takiej, której nie chcą dostrzec dorośli, zwłaszcza ci, którzy jak nikt inny powinni być wyczuleni na krzywdę; dla kontrastu z warunkami, w jakich wzrastała Ania, pokazała inny typ postawy rodzicielskiej. Jeśli chodzi o Tobiasza, to można by ją jeszcze zrozumieć, ale już epizod dotyczący Filipa uświadamia, że można czasem przedobrzyć w drugą stronę i zagłaskać kota na śmierć. Na takim tle jeszcze wyraźniej widać pustkę, jaką musiała pokonywać główna bohaterka.

Danuta Awolusi pisze z lekkością, ale niech nikogo to nie zmyli, bo pod tym stwierdzeniem kryje się też umiejętność stopniowania napięcia. W pewnym momencie po prostu bałam się przewracać dalej strony, bo tak bardzo się obawiałam tego, co nastąpi, i choć wydawało się to nieuniknione, zaklinałam słowa, żeby ułożyły się jednak inaczej – nie chciały... Bolesne dojrzewanie zafundowała Ani autorka, a czytelnikowi takież wrażenia. Niby taka zwyczajna historia, a jednak wbija się w myśli jak drzazga. I uwiera, mocno uwiera...     

Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.

22 komentarze:

  1. Nie jest to pozycja, która by mnie zainteresowała, ale widzę, że porusza trudne tematy i na pewno porusza czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nie da się chyba podejść do niej obojętnie;)

      Usuń
  2. Po tym co przeczytałam w recenzji bardzo chcę przeczytać książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo zachęcająca recenzja, więc książkę chciałabym przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Często mi się zdarzają takie sytuacje dotyczące książek. Ile bym negatywnych recenzji nie przeczytała, to ja muszę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie czasem potrafią negatywne zniechęcić, ale to raczej w przypadku autora, którego nie znam; ulubionych i tak przeczytam, co by kto nie mówił;)

      Usuń
  5. To byłą dobra i mocna książka. Lubię takie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakiś czas temu miałam okazję czytać tę książkę i wspominam ją nadzwyczaj dobrze. To naprawdę znakomity debiut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam fragment Twojej recenzji na blogu autorki:)

      Usuń
  7. Piękna recenzja. Książka porusza trudne tematy, ale warto do niej zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tak uważasz, bo jak zwykle przy podobnych książkach, miałam problem z ogarnięciem myśli i przelaniem ich na papier.

      Usuń
  8. Nie wiem, bo z jednej strony jak polecasz to wiem,że książka jest na pewno świetna, ale jakoś teraz nie jestem na etapie rodzinnych tragedii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To poczekaj, Aguś, na lepszy moment, ale postaraj się o niej nie zapominać, naprawdę jest warta przeczytania:)

      Usuń
  9. Z pewnością przeczytam, lubię takie poruszające historie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, wydaje mi się, że powinna wpasować się w Twój gust:)

      Usuń
  10. Świetna recenzja, a najbardziej urzekły mnie trzy ostatnie zdania. Bardzo się cieszę, że podarowałam sobie kiedyś sama tę książkę, chyba mam tak samo dobrą intuicję, jak Ty ;P (ach, ta skromność:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, te ostatnie zdania chyba najbardziej oddają to, co przeżywałam w czasie lektury.
      Skromność skromnością, ale skoro intuicja nie zawodzi, to co się będziemy krygować;)

      Usuń
  11. Faktycznie - trudne tematy i dlatego powinno się taką książkę przeczytać. Bo to nie są tematy, o których powinno się milczeć.

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.