Katarzyna Zyskowska-Ignaciak „Nie lubię kotów”, Nasza
Księgarnia 2014, ISBN 978-83-10-12628-3, stron 384
Wojtek i Malina są małżeństwem, mają syna. On zaczynał jako
przedstawiciel handlowy w branży medycznej i naprawdę wierzył, że jego praca to
misja, która odmieni oblicze polskiego systemu lecznictwa. Z czasem został
menedżerem wyższego szczebla, ale awans wiązał się z wyjazdem do Hamburga. Miał
wyjechać tylko na rok, a już od trzech lat dzieli swoje życie na dwa domy: pięć
dni spędza w Niemczech, a na weekendy wraca do kraju. Tworzą wtedy piękny
obrazek idealnej rodziny godnej pozazdroszczenia: mamusia, tatuś i synek,
skupieni na sobie, nieistniejący dla innych. Ale czy na pewno ich myśli nie
błądzą, nie wędrują w sobie tylko znanych kierunkach? Malinę takie życie
uwiera, bo nawet jeśli tego chciała, to jednak szczegóły miały wyglądać
inaczej. Dla ojca ukończyła prawo, dla rodziny i dla siebie je rzuciła;
zrezygnowała z kariery adwokata, by spełniać się jako matka i żona, ale rola
tej drugiej odgrywana tylko dwa dni w tygodniu to trochę za mało; nadmiar
wolnego czasu zapełnia więc prowadzeniem bloga i dekorowaniem domu.
Autorka debiutu, Dagmara, przyjechała do stolicy już jakiś
czas temu, ale ciągle uczy się walczyć o siebie, niestety tylko na swoich błędach.
Ze swoją pierwszą powieścią również poległa; omamiona obietnicami napisała coś,
z czym nie potrafi się identyfikować. To Konrad ją do tego namówił, wmawiając,
że przed nią błyskotliwa kariera, choć musi zacząć od czegoś lekkiego, czym
trafi w oczekiwania czytelniczek spragnionych prostych, odprężających
historyjek. Mężczyzna pracuje w wydawnictwie ojca, gdzie pełni rolę dobrego
policjanta. W ogóle Konrad gra wiele ról: oprócz dobrotliwego, empatycznego
szefa, jest jeszcze kochającym synem i troskliwym przyjacielem.
Gdzie tkwi prawda o nich samych? Jaki jest realny obraz ich
życia? O czym marzą? Czego pragną? Przed takimi pytaniami stawia nas Katarzyna
Zyskowska-Ignaciak, która w powieści „Nie lubię kotów” bierze na warsztat
pozory, kreowanie własnego bytu na modłę skrojoną do współczesnych,
wielkomiejskich obyczajów i idących za nimi oczekiwań. Do jakiego stopnia
potrafią one rządzić pokoleniem teraźniejszych trzydziestolatków? W świecie
stworzonym przez pisarkę okazuje się, że stanowią sedno, cel najwyższy, któremu
podporządkowali wszystko. Musisz odpowiednio wyglądać, odpowiednio dużo
posiadać i dążyć do tego, by mieć jeszcze więcej; musisz robić zakupy we
właściwych sklepach i bywać też musisz we wskazanych miejscach, bo inaczej
wypadasz z gry, nie pasujesz do schematu, jesteś traktowany jak dziwadło.
Nikogo tak naprawdę nie interesuje, co myślisz, co czujesz; liczy się tylko
powierzchowność, to, co widać. Chcesz być człowiekiem sukcesu, musisz się
dopasować, dać wtłoczyć w mundurek istoty mocnej, silnej, twardej,
niezwyciężonej.
A w gruncie rzeczy wszystkie postaci to nie żadni herosi -
to ludzie słabi, z kompleksami, pogubieni między tym, czego żąda od nich świat,
a tym, czego naprawdę chcą. To zagubienie narasta, bo nawet jeśli chcieliby coś
zmienić, to obawa przed zmianą jest silniejsza. Może i tęsknią do prawdziwie
głębokich – a nie płytkich i sztucznie podtrzymywanych – relacji
międzyludzkich, ale się ich boją. A lęki te da się przecież łatwo i szybko
zagłuszyć: jednorazowym seksem bez zobowiązań, alkoholem, działką narkotyku.
Tak jest wygodniej i niewiele to kosztuje, a przede wszystkim nie trzeba
ponosić kosztów zaangażowania emocjonalnego - czegoś, czego tak właściwie chyba
żadne z nich nie zostało nauczone.
Jako że ostatnio czytałam inną powieść tej pisarki, zrodziły
się we mnie daleko idące refleksje. W „Ty jesteś moje imię” pisała o wojnie, o
młodych ludziach idących do powstania, którzy chcieli normalnie żyć, bez głodu,
trwogi, bez okupacji – chcieli być wolni. Czytając „Nie lubię kotów”, nie
mogłam się oprzeć myśli, że owszem, teraz jesteśmy wolni, ale chyba nie o taki
rodzaj wolności walczyli nasi przodkowie. Bo czy nie jest tak, że co prawda
nikt nam do głowy karabinu nie przystawia, ale dalej tkwimy w pułapce
zniewolenia, którą stanowią oczekiwania dzisiejszej rzeczywistości, nie
pozwalającej nam być sobą? Musimy kończyć studia, zarabiać i dorabiać się,
zakładać rodziny, rodzić dzieci, bo tego się od nas oczekuje. A gdzie w tym
wszystkim my? Okazuje się, że do dorosłości, która ma gorzki smak piołunu, nie
wszyscy dojrzeli. A pozostając w kręgu skojarzeń historycznych, można również
stwierdzić, że konwenanse towarzyszą nam od wieków i już na wieki chyba będą
wyznaczać społeczne normy, na które trzeba zważać, by nie pozostać na
marginesie.
Nie umiem napisać o tej książce tak, jakbym chciała. W
trakcie czytania miliony myśli kłębiły mi się w głowie, szczególnie takich,
które teraz trudno przelać na papier i nadać im wyszlifowaną formę.
Zyskowska-Ignaciak napisała powieść boleśnie szczerą, bez grama słodyczy. To
nielukrowana, a wręcz mocno cierpka, historia o tym, jak chciałoby się uciec od
samego siebie, a nie zawsze się da. Pisarka postawiła na brutalność, nawet na
dosadność, przez co fabuła zyskała na autentyczności i naturalności. I choć powieść
oceniam maksymalnie wysoko, nie powiedziałabym jednak, że należy ona do tych
„do podobania się”. Ona może zachwycać formą, stylem, dopracowaniem i
zazębianiem się historii, ale już sama treść ma raczej spełniać inną funkcję.
Autorka wykorzystała swój zmysł obserwacji, odzierając w ten sposób ze złudzeń,
które każą nam wierzyć, że gdy coś zdobędę, osiągnę, to wreszcie będę
szczęśliwy. A to nie do końca jest prawda, bo dopóki nie pogodzisz się sam ze
sobą, nie wyprostujesz swoich ścieżek, nie rozjaśnisz myśli, to żadne splendory
i dobra materialne nie przyniosą ci spełnienia.
Wbrew temu, co twierdził wydawca Dębski, ta książka wywiera
wrażenie właśnie dlatego, że jest trudna, bolesna, uwierająca, nawet jeśli nie
do końca rozumie się problemy szóstki bohaterów i rozwiązania, jakie wybierają.
Zbeletryzowaną biografią Krzysztofa Kamila Baczyńskiego byłam oczarowana,
trafiła mnie prosto w serce, natomiast „Nie lubię kotów” zadziwiło mnie swoją
oryginalnością i odmiennością. Obydwa utwory dobitnie jednak pokazują, jak
wielką skalą możliwości pisarskich dysponuje Katarzyna Zyskowska-Ignaciak.
Myślę, że jeszcze nie raz dam się jej zaskoczyć.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza
Księgarnia.
Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.
Nie przypuszczałam, że to może być taka ''cierpka'' historia, jednak najważniejsze jest to, że fabuła jest dopracowana pod każdym względem i sprawia wrażenie naturalnej i autentycznej, a to się ceni. W takim razie będę mieć na uwadze tę książkę.
OdpowiedzUsuńJa pamiętam z któregoś wywiadu, jak autorka zapowiadała, że to będzie coś zupełnie innego od jej dotychczasowych fabuł, ale nie myślałam, że aż tak. Ale to właśnie bardzo dobrze, widać, jak się rozwija i że nie spoczywa na laurach.
UsuńPozostało mi tylko rozejrzeć się za tą książką.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak:)
UsuńNigdy nie miałam w rękach książki tej autorki, a widzę, że powinnam. Tematyka tego utworu jest mi dość bliska i chętnie się z nim zapoznam. Podobają mi się też Twoje refleksje na temat wolności, no i samej lektury.
OdpowiedzUsuńPowinnaś, najlepiej przeczytaj wszystkie, zobaczysz, jaką drogę pokonała autorka i czym dysponuje:)
UsuńDziękuję za miłe słowa:)
Słyszałam (czytałam), że książka wywiera na czytelniku spore wrażenie. Jestem ciekawa jak będzie ze mną.
OdpowiedzUsuńTo chyba dlatego, że jest do bólu realistyczna, nawet jeśli samemu ma się problemy innego kalibru.
UsuńTytuł idealnie do mnie pasuje :) Jeżeli chodzi o treść to trochę się waham i nie do końca jestem przekonana czy książka do mnie trafi. Z jednej strony do przeczytania skłania mnie Twoja pozytywna recenzja, z drugiej nie wiem czy mam teraz ochotę na takie książki. Będę pamiętać tytuł i może przy nadarzającej się okazji przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTytuł jest dość przewrotny, ale nie zdradzę, o co chodzi;) Mam nadzieję, że jednak dasz się skusić i spróbujesz poznać tę powieść:)
UsuńZgadzam się z Tobą, że jesteśmy obecnie również zniewoleni, tylko czym innym. Piękna recenzja. Widać, że książka zrobiła na Tobie wielkie wrażenie.
OdpowiedzUsuńOj to prawda, ta autorka pisze tak, że nie umiem po jej książkach przejść do porządku dziennego, tkwią mi gdzieś w głowie i stale o nich myślę.
UsuńJa właśnie jestem po recenzji "Upalnego lata Marianny" i już po pierwszym spotkaniu polubiłam tę autorkę. Widzę, że to zupełnie inna książka niż ta, którą czytałam, niemniej z chęcią się na nią skuszę :)
OdpowiedzUsuńTo fakt, jest zupełnie inna, ale moim zdaniem to cudownie, że pisarka szuka nowych rozwiązań, nie bazuje na schematach. Ale wszystkie jej powieści łączy to, że są świetnie napisane i dopracowane w szczegółach:)
UsuńFajnie piszesz o tej książce:) Lubię autorkę i podoba mi się jak pisze, szczególnie, że podejmuje różnorodną tematykę. Na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńDzięki za uznanie:)
UsuńPo okładce i tytule powiedziałabym, że to nie jest taka historia.... Zapiszę sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńTytuł wyjaśnia się z czasem, a okładka pasuje do koncepcji serii;)
UsuńŚwietna recenzja! Zdecydowanie zachęca, dobrze, że napisałaś swoje refleksje i przemyślenia. Książkę na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńStrasznie mi miło, Kasiu, że tak uważasz:)
Usuń"Upalne lato Marianny" oraz "Upalne lato Kaliny" to książki, które podbiły moje serce. Z ogromną przyjemnością sięgnę po inne powieści tej autorki - "Nie lubię kotów" intryguje i czuję, że może przypaść mi do gustu. Lubię książki trudne, a nawet bolesne, które zachwycają swoją prawdziwością.
OdpowiedzUsuńMyślę, że znając "Upalne lata", też dasz się zaskoczyć tej powieści:)
UsuńPolubiłam tę autorkę za "Niebieskie migdały" i "Przebudzenie", którego akcję osadziła na moich ukochanych Mazurach, więc i po tę książkę też chętnie sięgnę, chociaż wiem, że to zupełnie inna tematyka ;)
OdpowiedzUsuńZupełnie inna, ale przy okazji zobaczysz, jak ewoluowała proza autorki:)
UsuńMysza jest oburzona tytułem! :P
OdpowiedzUsuńA książki autorki kiedyś mam zamiar przeczytać.
Myślę, że jakbyś przeczytała i wytłumaczyła Myszy genezę tytułu, to by jej przeszło;)
UsuńW takim razie koniecznie muszę poszukać tej książki :)
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę;)
Usuń