środa, 30 lipca 2014

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Nie lubię kotów"



Katarzyna Zyskowska-Ignaciak „Nie lubię kotów”, Nasza Księgarnia 2014, ISBN 978-83-10-12628-3, stron 384

Wojtek i Malina są małżeństwem, mają syna. On zaczynał jako przedstawiciel handlowy w branży medycznej i naprawdę wierzył, że jego praca to misja, która odmieni oblicze polskiego systemu lecznictwa. Z czasem został menedżerem wyższego szczebla, ale awans wiązał się z wyjazdem do Hamburga. Miał wyjechać tylko na rok, a już od trzech lat dzieli swoje życie na dwa domy: pięć dni spędza w Niemczech, a na weekendy wraca do kraju. Tworzą wtedy piękny obrazek idealnej rodziny godnej pozazdroszczenia: mamusia, tatuś i synek, skupieni na sobie, nieistniejący dla innych. Ale czy na pewno ich myśli nie błądzą, nie wędrują w sobie tylko znanych kierunkach? Malinę takie życie uwiera, bo nawet jeśli tego chciała, to jednak szczegóły miały wyglądać inaczej. Dla ojca ukończyła prawo, dla rodziny i dla siebie je rzuciła; zrezygnowała z kariery adwokata, by spełniać się jako matka i żona, ale rola tej drugiej odgrywana tylko dwa dni w tygodniu to trochę za mało; nadmiar wolnego czasu zapełnia więc prowadzeniem bloga i dekorowaniem domu.

Karolina i Daniel są rodzeństwem. On jest prawnikiem z wybujałymi ambicjami, który stale udowadnia, że jest najlepszy. Ceni sobie pieniądze i prestiż, który można za nie kupić. Związki? Tylko przelotne. Ona pracuje jako redaktorka w największym na rynku wydawnictwie i właśnie teraz powinna skupić się na promocji tytułu, przy którym pracowała. Jednak w tej chwili niewiele ją to obchodzi, bo jej ojciec, z którym jest bardzo mocno związana, umiera, a ona wie, że bez niego nie udźwignie pustki swojego życia.

Autorka debiutu, Dagmara, przyjechała do stolicy już jakiś czas temu, ale ciągle uczy się walczyć o siebie, niestety tylko na swoich błędach. Ze swoją pierwszą powieścią również poległa; omamiona obietnicami napisała coś, z czym nie potrafi się identyfikować. To Konrad ją do tego namówił, wmawiając, że przed nią błyskotliwa kariera, choć musi zacząć od czegoś lekkiego, czym trafi w oczekiwania czytelniczek spragnionych prostych, odprężających historyjek. Mężczyzna pracuje w wydawnictwie ojca, gdzie pełni rolę dobrego policjanta. W ogóle Konrad gra wiele ról: oprócz dobrotliwego, empatycznego szefa, jest jeszcze kochającym synem i troskliwym przyjacielem.

Gdzie tkwi prawda o nich samych? Jaki jest realny obraz ich życia? O czym marzą? Czego pragną? Przed takimi pytaniami stawia nas Katarzyna Zyskowska-Ignaciak, która w powieści „Nie lubię kotów” bierze na warsztat pozory, kreowanie własnego bytu na modłę skrojoną do współczesnych, wielkomiejskich obyczajów i idących za nimi oczekiwań. Do jakiego stopnia potrafią one rządzić pokoleniem teraźniejszych trzydziestolatków? W świecie stworzonym przez pisarkę okazuje się, że stanowią sedno, cel najwyższy, któremu podporządkowali wszystko. Musisz odpowiednio wyglądać, odpowiednio dużo posiadać i dążyć do tego, by mieć jeszcze więcej; musisz robić zakupy we właściwych sklepach i bywać też musisz we wskazanych miejscach, bo inaczej wypadasz z gry, nie pasujesz do schematu, jesteś traktowany jak dziwadło. Nikogo tak naprawdę nie interesuje, co myślisz, co czujesz; liczy się tylko powierzchowność, to, co widać. Chcesz być człowiekiem sukcesu, musisz się dopasować, dać wtłoczyć w mundurek istoty mocnej, silnej, twardej, niezwyciężonej.

A w gruncie rzeczy wszystkie postaci to nie żadni herosi - to ludzie słabi, z kompleksami, pogubieni między tym, czego żąda od nich świat, a tym, czego naprawdę chcą. To zagubienie narasta, bo nawet jeśli chcieliby coś zmienić, to obawa przed zmianą jest silniejsza. Może i tęsknią do prawdziwie głębokich – a nie płytkich i sztucznie podtrzymywanych – relacji międzyludzkich, ale się ich boją. A lęki te da się przecież łatwo i szybko zagłuszyć: jednorazowym seksem bez zobowiązań, alkoholem, działką narkotyku. Tak jest wygodniej i niewiele to kosztuje, a przede wszystkim nie trzeba ponosić kosztów zaangażowania emocjonalnego - czegoś, czego tak właściwie chyba żadne z nich nie zostało nauczone.

Jako że ostatnio czytałam inną powieść tej pisarki, zrodziły się we mnie daleko idące refleksje. W „Ty jesteś moje imię” pisała o wojnie, o młodych ludziach idących do powstania, którzy chcieli normalnie żyć, bez głodu, trwogi, bez okupacji – chcieli być wolni. Czytając „Nie lubię kotów”, nie mogłam się oprzeć myśli, że owszem, teraz jesteśmy wolni, ale chyba nie o taki rodzaj wolności walczyli nasi przodkowie. Bo czy nie jest tak, że co prawda nikt nam do głowy karabinu nie przystawia, ale dalej tkwimy w pułapce zniewolenia, którą stanowią oczekiwania dzisiejszej rzeczywistości, nie pozwalającej nam być sobą? Musimy kończyć studia, zarabiać i dorabiać się, zakładać rodziny, rodzić dzieci, bo tego się od nas oczekuje. A gdzie w tym wszystkim my? Okazuje się, że do dorosłości, która ma gorzki smak piołunu, nie wszyscy dojrzeli. A pozostając w kręgu skojarzeń historycznych, można również stwierdzić, że konwenanse towarzyszą nam od wieków i już na wieki chyba będą wyznaczać społeczne normy, na które trzeba zważać, by nie pozostać na marginesie.

Nie umiem napisać o tej książce tak, jakbym chciała. W trakcie czytania miliony myśli kłębiły mi się w głowie, szczególnie takich, które teraz trudno przelać na papier i nadać im wyszlifowaną formę. Zyskowska-Ignaciak napisała powieść boleśnie szczerą, bez grama słodyczy. To nielukrowana, a wręcz mocno cierpka, historia o tym, jak chciałoby się uciec od samego siebie, a nie zawsze się da. Pisarka postawiła na brutalność, nawet na dosadność, przez co fabuła zyskała na autentyczności i naturalności. I choć powieść oceniam maksymalnie wysoko, nie powiedziałabym jednak, że należy ona do tych „do podobania się”. Ona może zachwycać formą, stylem, dopracowaniem i zazębianiem się historii, ale już sama treść ma raczej spełniać inną funkcję. Autorka wykorzystała swój zmysł obserwacji, odzierając w ten sposób ze złudzeń, które każą nam wierzyć, że gdy coś zdobędę, osiągnę, to wreszcie będę szczęśliwy. A to nie do końca jest prawda, bo dopóki nie pogodzisz się sam ze sobą, nie wyprostujesz swoich ścieżek, nie rozjaśnisz myśli, to żadne splendory i dobra materialne nie przyniosą ci spełnienia.

Wbrew temu, co twierdził wydawca Dębski, ta książka wywiera wrażenie właśnie dlatego, że jest trudna, bolesna, uwierająca, nawet jeśli nie do końca rozumie się problemy szóstki bohaterów i rozwiązania, jakie wybierają. Zbeletryzowaną biografią Krzysztofa Kamila Baczyńskiego byłam oczarowana, trafiła mnie prosto w serce, natomiast „Nie lubię kotów” zadziwiło mnie swoją oryginalnością i odmiennością. Obydwa utwory dobitnie jednak pokazują, jak wielką skalą możliwości pisarskich dysponuje Katarzyna Zyskowska-Ignaciak. Myślę, że jeszcze nie raz dam się jej zaskoczyć.         

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

http://nk.com.pl/

Wyzwania: „Czytamy powieści obyczajowe”, „Polacy nie gęsi”.

28 komentarzy:

  1. Nie przypuszczałam, że to może być taka ''cierpka'' historia, jednak najważniejsze jest to, że fabuła jest dopracowana pod każdym względem i sprawia wrażenie naturalnej i autentycznej, a to się ceni. W takim razie będę mieć na uwadze tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pamiętam z któregoś wywiadu, jak autorka zapowiadała, że to będzie coś zupełnie innego od jej dotychczasowych fabuł, ale nie myślałam, że aż tak. Ale to właśnie bardzo dobrze, widać, jak się rozwija i że nie spoczywa na laurach.

      Usuń
  2. Pozostało mi tylko rozejrzeć się za tą książką.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie miałam w rękach książki tej autorki, a widzę, że powinnam. Tematyka tego utworu jest mi dość bliska i chętnie się z nim zapoznam. Podobają mi się też Twoje refleksje na temat wolności, no i samej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnaś, najlepiej przeczytaj wszystkie, zobaczysz, jaką drogę pokonała autorka i czym dysponuje:)
      Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń
  4. Słyszałam (czytałam), że książka wywiera na czytelniku spore wrażenie. Jestem ciekawa jak będzie ze mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dlatego, że jest do bólu realistyczna, nawet jeśli samemu ma się problemy innego kalibru.

      Usuń
  5. Tytuł idealnie do mnie pasuje :) Jeżeli chodzi o treść to trochę się waham i nie do końca jestem przekonana czy książka do mnie trafi. Z jednej strony do przeczytania skłania mnie Twoja pozytywna recenzja, z drugiej nie wiem czy mam teraz ochotę na takie książki. Będę pamiętać tytuł i może przy nadarzającej się okazji przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł jest dość przewrotny, ale nie zdradzę, o co chodzi;) Mam nadzieję, że jednak dasz się skusić i spróbujesz poznać tę powieść:)

      Usuń
  6. Zgadzam się z Tobą, że jesteśmy obecnie również zniewoleni, tylko czym innym. Piękna recenzja. Widać, że książka zrobiła na Tobie wielkie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to prawda, ta autorka pisze tak, że nie umiem po jej książkach przejść do porządku dziennego, tkwią mi gdzieś w głowie i stale o nich myślę.

      Usuń
  7. Ja właśnie jestem po recenzji "Upalnego lata Marianny" i już po pierwszym spotkaniu polubiłam tę autorkę. Widzę, że to zupełnie inna książka niż ta, którą czytałam, niemniej z chęcią się na nią skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt, jest zupełnie inna, ale moim zdaniem to cudownie, że pisarka szuka nowych rozwiązań, nie bazuje na schematach. Ale wszystkie jej powieści łączy to, że są świetnie napisane i dopracowane w szczegółach:)

      Usuń
  8. Fajnie piszesz o tej książce:) Lubię autorkę i podoba mi się jak pisze, szczególnie, że podejmuje różnorodną tematykę. Na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Po okładce i tytule powiedziałabym, że to nie jest taka historia.... Zapiszę sobie tytuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł wyjaśnia się z czasem, a okładka pasuje do koncepcji serii;)

      Usuń
  10. Świetna recenzja! Zdecydowanie zachęca, dobrze, że napisałaś swoje refleksje i przemyślenia. Książkę na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi miło, Kasiu, że tak uważasz:)

      Usuń
  11. "Upalne lato Marianny" oraz "Upalne lato Kaliny" to książki, które podbiły moje serce. Z ogromną przyjemnością sięgnę po inne powieści tej autorki - "Nie lubię kotów" intryguje i czuję, że może przypaść mi do gustu. Lubię książki trudne, a nawet bolesne, które zachwycają swoją prawdziwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że znając "Upalne lata", też dasz się zaskoczyć tej powieści:)

      Usuń
  12. Polubiłam tę autorkę za "Niebieskie migdały" i "Przebudzenie", którego akcję osadziła na moich ukochanych Mazurach, więc i po tę książkę też chętnie sięgnę, chociaż wiem, że to zupełnie inna tematyka ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie inna, ale przy okazji zobaczysz, jak ewoluowała proza autorki:)

      Usuń
  13. Mysza jest oburzona tytułem! :P

    A książki autorki kiedyś mam zamiar przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jakbyś przeczytała i wytłumaczyła Myszy genezę tytułu, to by jej przeszło;)

      Usuń
  14. W takim razie koniecznie muszę poszukać tej książki :)

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli pozostawisz ślad swojej obecności. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.