Wendy Welch „Księgarenka w Big Stone Gap. O przyjaźni,
wspólnocie i nadzwyczajnej przyjemności z dobrej książki”, Black Publishing
2014, ISBN 978-83-7536-820-8, stron 304
Chyba niewiele się pomylę, jeśli napiszę, że pewnie każdemu
blogerowi, a już na pewno molowi książkowemu i wielbicielowi literatury, choć
raz w życiu przeszła przez myśl wizja, jak to cudownie byłoby prowadzić
księgarnię, ale taką prawdziwą, z duszą. Bo wyobraźcie sobie tylko: duże
pomieszczenie, a w nim po brzegi zapełnione książkami regały, półeczki, szafki;
wygodne fotele, gdzie można przysiąść, by ponapawać się widokiem tylu cudeniek
w jednym miejscu i może uraczyć się filiżanką kawy czy herbaty, by nabrać sił
do buszowania po półkach. A nad tym wszystkim czuwa osoba, która dzieli z Wami
tę jedyną w swoim rodzaju miłość, uczucie do zadrukowanych stronic,
potrafiących przenieść w inne światy, przywołać to, co minione, lub oderwać od
szarej rzeczywistości. Podobnie o swojej księgarni myśleli Wendy i Jack,
małżeństwo z Wielkiej Brytanii, które osiedliło się w Wirginii w Stanach
Zjednoczonych.
Miejsce, które wybrali, to Big Stone Gap, niewielka
miejscowość w górach, której mieszkańcy, na wieść o ich planach, reagowali
jednoznacznie: „Księgarnia?! Zwariowaliście”. Trzeba przyznać, że nie do końca
zdawali sobie sprawę, na co się porywają. Owszem, wiedzieli, że jest kryzys, że
kupili dom w zasadzie na końcu świata, że coraz aktywniej na rynek wkraczają
e-booki, ale byli przekonani, że we dwójkę dadzą sobie radę. Postawili na
książki używane, ale żeby w ogóle zacząć, musieli je najpierw zdobyć. To, co
początkowo stanowiło problem – bo egzemplarzy było ciągle za mało – po pewnym
czasie przerodziło się w prawdziwą ekspansję i woluminy anektowały coraz
większą przestrzeń ich domu. Ale wreszcie pojawili się klienci, którzy zaczęli
zaglądać regularnie, a nawet stawali się oddanymi przyjaciółmi.
Wendy Welch pisze niespiesznie, ale z wdziękiem. Od samego
początku czułam się mocno zaintrygowana i zaciekawiona rozwojem sytuacji. Razem
z małżeństwem Welchów przeżywałam wszystkie ich bolączki, ale także dzieliłam
radość z każdej osoby, która zdecydowała się wstąpić, a potem zostać na dłużej.
Najbardziej interesujące wydały mi się opisy zdobywania towaru do księgarni
oraz późniejsze perypetie związane z wyceną książek. Czasami zabawne były
sposoby, jakich się imali, by zareklamować „Opowieści Samotnej Sosny, Księgarni
z Używanymi Książkami, Muzyki i Kawiarenki Internetowej” i wyrobić sobie markę.
A musicie wiedzieć, że przed swoim sklepikiem postawili misję, w której wcale
nie zysk znajdował się na pierwszym miejscu.
Jednym z celów, jakie sobie założyli, było stać się
„odpowiedzialnymi członkami społeczności” (str. 35). Nie chodziło tutaj przede
wszystkim o to, by mieszkańcy dawali im zarobić – oni naprawdę chcieli, by
księgarenka wpisała się w miejscowy krajobraz, by dawała nowe możliwość, by
stała się miejscem spotkań wspólnoty, realizując zadania wynikające z jej
potrzeb. Nie bez powodu niektórzy mówili, że Wendy i Jack prowadzą ośrodek
terapeutyczny. Trafiali do nich ludzie, którzy podejmując temat książek,
płynnie przechodzili do osobistych zwierzeń nimi wywołanych. Tu czuli się
bezpieczni, zrozumiani i wysłuchani. Tak, bo Welchowie umieli słuchać,
wiedzieli, kiedy milczeć, kiedy wesprzeć uśmiechem, a kiedy kubkiem herbaty.
„Księgarenka w Big Stone Gap” to także hołd oddany klientom i przyjaciołom
Jacka i Wendy, który bez wątpienia jest największym atutem tej książki.
Cieszę się, że naszym bohaterom udało się zrealizować ich
marzenie. Dobrze, że zostali zaakceptowani przez lokalną wspólnotę, że do niej
dołączyli. Gratuluję im również tego, że pokonali trudności i że wzbogacili się
duchowo. I miło, że Wendy postanowiła spisać swoje doświadczenia i się nimi z
nami podzielić.
Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu Black
Publishing.
Niezwykła okładka. Od razu przykuła moją uwagę. Co do samej ''zawartości'' też widzę, że nie jest źle. Zatem może kiedyś i ja sięgnę po tę książkę, chociaż nie obiecuję, bo ostatnimi czasu uzbierało mi się sporo innych lektur do przeczytania.
OdpowiedzUsuńZgadza się, okładka ma coś w sobie i dobrze oddaje klimat opowieści Wendy:)
UsuńFaktycznie, fajnie byłoby mieć taką księgarnię :) Aż mam chęć na tę książkę..
OdpowiedzUsuńPrawda? Robiłoby się to, co się lubi;)
UsuńTeż miałam takie pomysły:)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam na oku od momentu jej ukazania się:)
Czyli faktycznie się nie pomyliłam;)
UsuńLubię czytać o życiu innych ludzi, a życie Wendy jest fascynujące :) Ciekawa jestem, jak sobie poradzili i jakie były losy księgarni. Ja też chciałabym mieć własną księgarnię, to musi być cudowna praca :)
OdpowiedzUsuńUtwierdzasz mnie w przekonaniu, że moje przypuszczenia były słuszne:)
UsuńOkładka, fabuła, całość jest zachwycająca. Tak, taka księgarnia, pachnąca książkami, mająca swój klimat to wspaniała sprawa. Ja Paulinko wolałabym taką w starodawnym stylu :)
OdpowiedzUsuńJa też, z ciemnymi drewnianymi regałami, żeby właśnie był klimat, bo nowoczesne meble i nastrojowość jakoś mi się wykluczają;)
UsuńOkładka jest piękna, a fabuła wydaje się intrygująca. Muszę dorwać tę lekturę w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńPolecam, zawsze to ciekawie spojrzeć na wymarzone zajęcie z tej drugiej strony;)
UsuńJak wiesz fabuła tej książki, to praktycznie moje marzenie. Książka już do mnie idzie, więc nie mogę się jej doczekać.
OdpowiedzUsuńWiem, dlatego jestem mega ciekawa, jak ją odbierzesz:)
UsuńMnie też się marzy taka księgarenka, więc natychmiast zwróciłam uwagę na tę powieść w zapowiedziach. :) A że warto czasem pomarzyć, na pewno kiedyś ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, bez marzeń byłoby kiepsko;)
UsuńMogłabym rzucić pracę dla takiej księgarni... rozmarzyłam się:)
OdpowiedzUsuńJak widzisz, nie jesteśmy osamotnione w takich marzeniach;)
UsuńCudowna okładka:) pewnie, że marzę o własnej księgarni, dokładnie tak jak piszesz:)
OdpowiedzUsuńFajnie, że mamy takie samo zdanie;)
UsuńKoniecznie muszę przeczytać tę książkę - taka księgarnia :) ziszczenie marzeń.
OdpowiedzUsuńPrawda? Cudnie by było;)
Usuń