Monika Jaruzelska „Rodzina”, Czerwone i Czarne 2014, ISBN
978-83-7700-146-2, stron 320
Gdy zaczynałam lekturę „Rodziny” Moniki Jaruzelskiej,
stawały mi przed oczyma obrazki z niedawnego pogrzebu generała Wojciecha
Jaruzelskiego. Nie chcę się tutaj wikłać w ocenę jego decyzji o wprowadzeniu
stanu wojennego oraz całokształtu działalności politycznej, ale uważam, że
pogrzeb nie jest odpowiednim miejscem na takie protesty, jakie wówczas
zorganizowano. Ja patrzyłam na to z punktu widzenia rodziny generała: oni żegnali
bliskiego sobie człowieka, męża, ojca, dziadka - starego, schorowanego, który
wreszcie przestał cierpieć. Patrzyłam na Monikę Jaruzelską, która po
przeczytaniu „Towarzyszki panienki” w jakiś sposób stała mi się bliższa;
patrzyłam na jej syna Gucia, zastanawiając się, jak oni muszą się czuć w takiej
sytuacji i było mi zwyczajnie, po ludzku przykro, że nawet w obliczu śmierci i
ostateczności, zabrakło godności, że nie było ciszy nad tą trumną. „Rodzina”,
druga wspomnieniowa książka Jaruzelskiej, kończy się w lutym 2014 r.; teraz jej
puenta, wobec tej życiowej, byłaby na pewno inna.
W mojej opinii „Rodzina” jest jednak trudniejsza w odbiorze,
jeśli chodzi o samą treść, czyli samą esencję. Można było odnieść takie
wrażenie już w „Towarzyszce...”, a tutaj zostało to jeszcze bardziej
uwypuklone, że rodzinę generała tworzyły trzy samotne wyspy. Każde z nich
tkwiło tak naprawdę w swoim świecie, które nie potrafiły się prawdziwie
połączyć, a jeśli już pojawiały się chwile wspólnoty, to zdarzało się to
rzadko. Nakładał się na to jeszcze brak umiejętności mówienia o uczuciach i ich
okazywania. Ojciec pochłonięty polityką, przez większość czasu nieobecny, a gdy
był, nie potrafił się zdobyć na czułość, ukształtowany przez surową przeszłość;
raczej starał się nadrabiać wtedy zaległości w wychowywaniu, na co napotykał
opór, zwłaszcza że i metody wybierał niezbyt właściwe, głównie porównywanie z
innymi. Matka zajęta własnymi sprawami, polityce w ich życiu przeciwna, pewna,
że ona ich zniszczy. Z takiego związku: ona, on i ta trzecia – władza – nie
mogła powstać w pełni szczęśliwa rodzina. I nie powstała. Jaruzelska sama
stwierdza, że jej rodzice nie byli idealni, siebie także traktując krytycznie i
od ideału się odżegnując. Najbardziej przejmującym i smutnym zarazem jest flesz
z jej próby samobójczej, gdy miała dwadzieścia lat.
W zasadzie można się dziwić, ale też podziwiać, że będąc
wychowywaną w dość chłodnym domu, potrafiła się od tego odciąć o tyle, że sama
stara się być matką „uważną”, mając świadomość, że „emocjonalne zaniedbanie dziecka
jest nie do nadrobienia” (str. 313). Może znaczenie miał tutaj fakt, że mimo
wszystko czuła jednak miłość rodziców, a może to silny związek z babcią
wyposażył ją w zdolność kochania i odczuwania. Pomogła też analiza tych
relacji: „Moja siła polegała na przetrwaniu przy tak silnych dwóch
osobowościach, jakimi byli rodzice. Polegała na byciu w rodzinie postacią
drugoplanową. Jednak im więcej milczałam, byłam w ukryciu, tym więcej
widziałam, słyszałam i analizowałam. Zza kulis widać więcej, niż ze sceny” (str.
314).
Wiem, że nie wszystkim ta książka może przypaść do gustu, bo
co ich interesują wynurzenia córki polityki, odpowiedzialnego za tyle zła. A ja
Monikę Jaruzelską szanuję i cieszę się, że miałam możliwość jeszcze raz zajrzeć
do jej świata.
Wyzwania: „Nie tylko literatura piękna...”, Polacy nie
gęsi”.
Jakoś mnie ta książka nie interesuje.
OdpowiedzUsuńTrudno, nie namawiam;)
UsuńTowarzyszkę panienkę połknęłam w jeden dzień i jeszcze raz do niej wrócę, aby skupić się na szczegółach. Rodzina - przede mną. Zastanawiam się nad zakupieniem własnego egzemplarza, choć czekam w kolejce na pożyczony :)
OdpowiedzUsuńMonika Jaruzelska to klasa sama w sobie. Książki to tylko ukoronowanie jej całego życia. Dla niektórych łatwego, dla innych nie do zazdroszczenia.
Z "Rodziną" pewnie będzie podobnie, też się szybko czyta, chociaż czasem się zawieszałam i rozmyślałam nad tym, co pisała.
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam, z niektórych fragmentów można wywnioskować, że była w uprzywilejowanej pozycji, ale z drugiej strony nie wiem, czy chciałabym się w takiej sytuacji znaleźć, biorąc pod uwagę wszystko, co przeżyła.
To trudny temat. Mam w planach "Towarzyszkę Panienkę" i jeśli wzbudzi moje emocje, zajrzę również do tej książki.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie Twoja reakcja, ale sądzę, że wyniesiesz z niej coś dla siebie:)
UsuńNo właśnie, mnie chyba te wynurzenia jednak nie interesują. Choć może i bym się wciągnęła, dużo zależy od stylu pisania.
OdpowiedzUsuńMnie styl bardzo odpowiadał, bo jest taki zwyczajny, prosty, bez udziwnień i sztuczności.
UsuńKiedyś jak się natknę to przeczytam, ale jakoś nie będzie to mój priorytet.
OdpowiedzUsuńRozumiem:)
UsuńJa się nie napalam na takie książki, których tematyka mnie nie interesuje. I tak jest także tutaj, lecz podzielam Twoje zdanie, iż w czasie pogrzebu wszelkie pretensje odrzuca się na bok. Przecież umarł człowiek, człowiek, który żył, który czuł, który był komuś bliski. Nie rozumiem, jak ludzie mogą aż tak nie szanować pogrzebu. Na kilka godzin przecież mogli się powstrzymać od zbędnych komentarzy.
OdpowiedzUsuńOtóż to, tym bardziej że one w tej sytuacji i tak już niczego by nie zmieniły... Zrobili tylko przykrość rodzinie, która chowała męża, ojca dziadka, a nie polityka.
Usuń