Sylwia Chutnik „W krainie czarów”, Znak Literanova 2014,
ISBN 978-83-240-2560-2, stron 264
Nawet po głębszym zastanowieniu się, nie potrafię
jednoznacznie stwierdzić, jaki jest mój stosunek do opowiadań. Na pewno wolę
powieści, wychodząc z założenia, że rozbudowana forma narracji daje o wiele
więcej możliwości oraz więcej szans na pełnię: wydarzeń, losów bohaterów, ich
psychologii i charakterów. Nie znaczy to jednak, że opowiadania przekreślam i
nie sięgam po nie z zasady, bo tak nie jest. Każdy zbiorek oceniam raczej
indywidualnie, ale ogólnie uważam, że jest to typ literatury niełatwej zarówno
dla czytelnika, jak i dla autora – dla odbiorcy może być ono za długie i
przegadane, bądź za krótkie; zdąży, lub nie, przyzwyczaić się do postaci czy
też może pozostawić wrażenie przesytu albo przeciwnie, niedosytu; autorowi z
kolei pewnie nie jest prosto wyważyć proporcje, zachować równowagę i przekazać
zamierzony sens w opowieści narzucającej skrótowe ramy. A jednak Sylwia Chutnik
swoim zbiorem opowiadań „W krainie czarów” pokazała, że da się stworzyć
historie krótkie, ale wielkie w treści. Mało tego, nie znam jej twórczości, a
ta mała antologia zachęca mnie do tego, by ją poznać. A co w niej znajdujemy?
To, o czym wspomniałam wcześniej, u Chutnik nie ma miejsca:
w moim odczuciu jej opowiadania są całkowicie spójne i pełne, stanowią
zamknięte całości, w których niczego mi nie brakowało, nie miałam wrażenia, że
czegoś było za dużo, lub można by coś dopowiedzieć. Jak to jednak z tą formą bywa,
część tekstów podobała mi się bardziej – poruszyła mnie, wzruszyła, może nawet
wstrząsnęła i przeraziła – a część uleciała szybciej. „W krainie czarów”,
„Przeszkadzały” są bardzo wyraziste, ale najbardziej wryją mi się w pamięć te
historie, w których autorka przywołuje wojnę. Szczególnie „Muranooo” odebrało
mi spokój, gdy uświadomiłam sobie, że dzisiejsza Warszawa jest zbudowana na
gruzach tamtej dawnej, a te gruzy to nie tylko cegły ówczesnych budynków...
Zastanawiam się, jaki jest wspólny mianownik opowiadań
Sylwii Chutnik, czy w ogóle jest. I wydaje mi się, że będzie nim po prostu
życie. A że ono raczej nigdy nie jest czarno-białe, składa się także z półcieni
wielu innych barw, to i opowieści pisarki też mają różny wydźwięk. Nie są może
łatwe, ale bardzo dobrze mi się je czytało. Niedawne spotkanie z „Sońką”
Ignacego Karpowicza, a teraz pierwsze z prozą Chutnik, przekonały mnie, że
chyba niepotrzebnie tak się obawiam współczesnej literatury ambitnej, bo i w
tej materii potrafię znaleźć coś dla siebie.
Wyzwanie: „Polacy nie gęsi”.
Mimo wszystko nie mam ochotę na zbiór opowiadań nawet jeśli są spójne i pełne. Nic na to nie poradzę, że po prostu wolę obecnie inną formę przekazu.
OdpowiedzUsuńJasne, całkowicie rozumiem, ja je częściowo potraktowałam jak przerywnik między powieściami;)
UsuńMoże kiedyś przeczytam, ale latem na pewno nie bo mam już caaaały zapas książek :)
OdpowiedzUsuńAle przyznaj, że dobrze mieć takie zapasy, ja przynajmniej lubię;)
UsuńA ja właśnie lubię od czasu do czasu zajrzeć do opowiadań. Cenię sobie ich różnorodność.
OdpowiedzUsuńCzyli masz chyba najwłaściwsze podejście:)
UsuńRzadko czytam opowiadania, bo tak jak napisałaś - z reguły są one dla mnie za krótkie lub za długie. Nie często zdarza się, by autor idealnie trafił w moje oczekiwania, co do ich długości. Dlatego też, mimo pozytywnej recenzji wątpię, bym sięgnęła po tę książkę - po prostu trudno mi się przekonać to tej formy :)
OdpowiedzUsuńOczywiście rozumiem, ja pewnie teraz przez dłuższy czas po opowiadania nie sięgnę;)
UsuńMam ochotę na tę książkę, a raczej ebooka za każdym razem, gdy widzę promocyjną ofertę, ale na razie odkładam zakup, bo wypchałam już czytnik różnościami, które w końcu muszą doczekać się przeczytania. Ale kiedyś przyjdzie kolej i na ten zbiór.
OdpowiedzUsuńDo opowiadań przekonałam się już jakiś czas temu, a ostatnio wydaje mi się nawet, że wolę je od powieści (choć nadal czytuję więcej tych drugich). Tylko lepiej wchodzą mi zbiory jednego autora niż wielu. Ale często mam kłopot ze znalezieniem elementu łączącego je, no chyba że już sam tytuł sugeruje, dlaczego znalazły się w jednym zbiorze, jak to bywa w przypadku antologii. Ale może nie potrzeba się nad tym zastanawiać i doszukiwać się na siłę wspólnego motywu? Może po prostu wydane są razem, bo zostały napisane w jakimś tam okresie twórczości autora, a takie doszukiwanie się na siłę wspólnego wątku sprowadzi tylko na manowce interpretacyjne?
Zwróciłaś uwagę na jeszcze jeden aspekt, czyli antologie z tekstami wielu autorów, ja chyba też jednak wolę te jednego pisarza.
UsuńMożliwe, że masz rację z tym szukaniem wspólnego motywu, może faktycznie lepiej czasem o tym zwyczajnie nie myśleć;)
Bardzo ciekawie Paulinko zrecenzowałaś trudną pozycję, bo opowiadania nie są łatwe w odbiorze. Niezbyt często sięgam po nie, bo nie przepadam za krótką formą wypowiedzi.
OdpowiedzUsuńDzięki, Aguniu:) Po dwóch czy trzech pierwszych opowiadaniach doszłam do wniosku, że chyba nie będę pisać ich recenzji, bo nie dam rady, ale jak zasiadłam nad kartką, to jednak udało mi się pozbierać jakoś myśli;)
UsuńJa lubię czytać opowiadania, więc to książka idealna dla mnie, tym bardziej, że są po prostu o tym, co nas otacza dookoła, że są o życiu :)
OdpowiedzUsuńCzyli powinna spełnić Twoje oczekiwania:)
UsuńCiekawa recenzja, zgadzam się, że opowiadania, to typ literatury niełatwej dla czytelnika. Ja raczej wolę dłuższą formę, ale opowiadań nie skreślam i od czasu do czasu po nie sięgam :)
OdpowiedzUsuńDziękuuję:)
Usuń